Trójmorze zawiązane zostało w 2016 r. na prezydenckim szczycie w Dubrowniku, zaś apogeum politycznej chwalby osiągnęło w 2017 r. na kolejnym w Warszawie, gdzie zagościł sam Donald Trump. Przy czym 45. prezydent USA (obecnie jest 47.) został wtedy ściągnięty protokolarnie przez Andrzeja Dudę, ale naprawdę przez współgospodynię szczytu, chorwacką prezydentkę Kolindę Grabar-Kitarović. Poznali się zaledwie nieco miesiąc wcześniej na szczycie NATO w nowej kwaterze sojuszu w Brukseli, gdzie świeży prezydent USA nie mógł oderwać oczu od słowiańskiej blondynki. Jego umizgi widziałem z jakichś 150 metrów, ale długo i wyraźnie. Osiem lat temu w taką specyficzną genezę zainteresowania amerykańskiego władcy naszym regionalnym projektem trudno było uwierzyć, ale obecnie, po poznaniu już przez cały świat stopnia rozchwiania decyzyjno-emocjonalnego Donalda Trumpa fakty nawet z poprzedniej kadencji stają się głębiej zrozumiane. Naturalnie będąc już na szczycie prezydent USA obiecał jakieś finansowe wsparcie Trójmorza, krążyła wirtualnie kwota 300 mln USD, ale realnie okazało się to mrzonką.
W 2016 r. Andrzej Duda i Kolinda Grabar-Kitarović wymyślili rozpięcie mostu nad wschodnią połacią UE. Patronat polityczny nad zlewnią dość odległych geograficznie mórz – Bałtyckiego, Adriatyckiego i Czarnego – miał spowodować w tym obszarze ożywienie infrastrukturalne, a zwłaszcza komunikacyjne w układzie południkowym. Obiektywną prawdą jest okoliczność, że podstawowe połączenia w naszej części Europy przebiegają od wieków równoleżnikowo, co w bardzo małym stopniu zmieniło się także po rozszerzeniu w 2004 r. Unii Europejskiej o nasze państwa. O teoretycznej skali przedsięwzięcia wyrównującego zapóźnienia infrastrukturalne najlepiej mówi szacunek Beaty Daszyńskiej-Muzyczki, byłej prezes Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), która podała niewyobrażalną wręcz kwotę… 600 mld EUR. Inicjatywa powoli się jednak rozkręcała, odbywały się coroczne szczyty prezydenckie. W 2020 r. centroprawicowa Chorwatka przegrała jednak walkę o reelekcję, zaś jej socjaldemokratyczny następca Zoran Milanović absolutnie nie podjął tematu i most Trójmorza stracił południowy filar. Chociaż nie do końca, albowiem protokolarnie podtrzymuje z obowiązku udział w szczytach chorwacki premier Andrej Plenković.
Gospodarczym ramieniem inicjatywy politycznej jest założony w 2019 r. Fundusz Trójmorza. Ma inwestować w trzech obszarach – transporcie, energetyce oraz technologiach cyfrowych. Inicjatorem, współzałożycielem i głównym inwestorem funduszu został nasz BGK, prowadzony przez wiele lat, do zmiany rządu, przez wspomnianą prezes Beatę Daszyńską-Muzyczkę, bardzo bliską współpracowniczkę Mateusza Morawieckiego. Fundusz ambitnie oceniał pułap zasobów własnych na 3-5 mld EUR, ale nawet taka kwota pozostała czystą abstrakcją. Dotychczas uzbierano niecały 1 mld EUR, z czego wsad BGK wyniósł 750 mln EUR, czyli aż trzy czwarte! Pozostałe udziały w zdecydowanej mniejszości to zrzutka instytucji finansowych (po jednej z państwa) z: Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii, Węgier, Litwy, Łotwy i Estonii. W zestawieniu z nakazanym politycznie zaangażowaniem Polski poprzez BGK wspólnotowe relacje finansowe w Funduszu Trójmorza wyglądają po prostu śmiesznie. Notabene Austrii oraz wyszehradzkich Czech i Słowacji nie było stać nawet na symboliczne udziały. Zestawienie suchych liczb obnaża gorzką prawdę o mało imponującym dorobku inwestycyjnym Inicjatywy Trójmorza. Andrzej Duda jako ostatni jej współtwórca oraz polityczny piewca odchodzi 6 sierpnia w decyzyjny niebyt, zaś potem całkiem realna może być perspektywa zarysowana w tytule.