Ledwie upłynęły 24 pełne godziny handlu, od kiedy w piątek przyjęliśmy
nową strategię portfela PB Forex, a już można powiedzieć, że
zrealizowała ona cele. Wartość portfela powoli, ale systematycznie pnie
się w górę. W poniedziałek późnym popołudniem byliśmy na 15-procentowym
plusie. Co ważne, udało się nam to osiągnąć bez ponoszenia większego
ryzyka.
W jaki sposób tego dokonaliśmy? Jednocześnie obstawiliśmy dwa
najmocniejsze w światowych finansach konie. Pierwszy z nich to
nowojorska giełda. Kupiliśmy kontrakty na indeks S&P500.Drugi to
amerykańskie obligacje skarbowe. To według nas optymalny wybór na trudne
czasy.
Eksperci sceptyczni
Z jednej strony pod znakiem zapytania stanęła kontynuacja spadków z
ostatnich tygodni, a z drugiej nie ma potwierdzenia, że rozpoczęło się
już odreagowanie. Dopóki nie wyjaśni się, na którą stronę przechyli się
szala, postanowiliśmy „ciułać” grosz do grosza na instrumentach
przynoszących dochód, a takimi są właśnie akcje i obligacje. Skład
portfela dobraliśmy tak, aby wahania na rynku miały jak najmniejszy
wpływ na wyniki. Niestety, ta strategia nie przypadła do gustu
ekspertom. Sceptyczna jest także część internautów.
— To może przynieść oczekiwane rezultaty w dłuższym terminie, a czas
konkursu jest ograniczony — przypomina Marcin Bogusz, doradca
inwestycyjny TMS Brokers.
— Hej PB, a gdzie stop lossy? Uczycie ludzi bankrutować! Zostawcie forex
zawodowcom i zajmijcie się dziennikarstwem — poucza internauta o nicku
tajfun. — Forex to ruletka — dodaje paweł. Postanowiliśmy pokazać, że
wcale tak być nie musi. Dlatego zamiast spekulować, czy dno na
rynkach jest już za nami, postawiliśmy na strategię, która od lat dobrze
się sprawdza.
Stawiamy na Amerykę
Zauważyliśmy, że w ciągu ostatnich trzech lat portfel złożony w połowie
z amerykańskich akcji, a w połowie z obligacji 10-letnich, błyskawicznie
odrabiał straty po każdej gwałtowniejszej korekcie, a jednocześnie
przynosił całkiem wysokie stopy zwrotu. Kiedy w cztery tygodnie tracił
przynajmniej 2 proc. (a z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie), w
ciągu następnego tygodnia zyskiwał średnio 0,4 proc. W ciągu dwóch
tygodni powiększał zarobek do 1,1 proc., a to, przy wykorzystaniu dźwigni,
oferowałoby zyski idące w dziesiątki proc.
Oczywiście sam fakt, że rynek zachowywał się tak w przeszłości, wcale
nie musi oznaczać, że tak samo będzie i tym razem. Jest jednak kilka
przyczyn, które za tym przemawiają. Najważniejsza: wierzymy, że górą z
obecnych zawirowań wyjdzie Ameryka. Dlatego zarówno jej długi (obligacje
10-letnie), jak i jej majątek (indeks S&P500) powinny szybko odrabiać
ponoszone w rynkowych korektach straty.
Nie bez znaczenia jest też to, że po swojej stronie mamy Bena Bernankego
z jego legendarną drukarką. Nie jest tajemnicą, że puści on tę
maszynerię w ruch, kiedy tylko indeks S&P500 spadnie o 15 proc. (ma
możliwości, by to zrobić, bo inflacja Ameryce nie grozi). Do tej pory
zniżki wyniosły maksymalnie 9 proc. Jednak czy inwestorzy będą mieli
ochotę dalej sprzedawać akcje, spychając jeszcze niżej ich ceny, skoro
wiedzą, że przy tych poziomach rynek wspomoże Fed?
Wreszcie na naszą korzyść działa napływ kapitału do USA. Sprzyja mu
panujący Europie kryzys. To w równym stopniu podbija ceny wszystkich
aktywów. Liczymy więc na solidne zyski zarówno z posiadanych obligacji,
jak i kontraktów na akcje.