Umowa społeczna jest lepsza niż demonstracje

Jacek Zalewski
opublikowano: 2006-06-20 00:00

Tytułowa umowa jest w Polsce kategorią tyle pożądaną i konieczną, ile iluzoryczną. Jej wzorcami pozostają pakty zgody społecznej zawarte w Irlandii i Hiszpanii, dzięki którym oba państwa tak efektywnie wykorzystały środki z budżetu EWG/UE. W naszych warunkach mityczna umowa nie przyjmie oczywiście kształtu jakiegoś pękatego traktatu, lecz może być pakietem kluczowych ustaw. Podczas prac Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych zinwentaryzowano aż... 250 zagadnień wymagających szerokiego porozumienia.

Wczoraj odbyło się długo oczekiwane spotkanie premiera Kazimierza Marcinkiewicza z prezydium Komisji Trójstronnej. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że nazwa ta jest nieco myląca, albowiem komisja realnie tworzy... wielokąt. Przy każdym boku zasiada po kilka podmiotów, które rywalizują ze sobą i często nie są w stanie wypracować jednolitego stanowiska. Pracodawców reprezentują cztery organizacje: Konfederacja Pracodawców Polskich, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Związek Rzemiosła Polskiego oraz Business Centre Club — Związek Pracodawców. W imieniu pracobiorców występują trzy centrale: Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność oraz Forum Związków Zawodowych. Także tylko nominalnie spójnie postępuje strona rządowa, albowiem jej koordynatorem jest minister pracy i polityki społecznej, ale interesy kilku innych ministrów bardzo często są rozbieżne.

Elementem od lat obniżającym wartość komisji są polityczne relacje między kolejnymi rządami a konkretnymi centralami związkowymi. Dzisiaj bliska rządowemu ciału jest koszula Solidarności, za to bardzo daleka OPZZ, co wywołuje ostre reakcje tej centrali, będącej historycznym produktem stanu wojennego. W poprzednim rozdaniu sytuacja była odwrotna — gdy SLD-owski rząd Leszka Millera prowadził rozgrywkę z NBP o stopy procentowe, to OPZZ wykonało polityczną usługę i zorganizowało ogromną demonstrację pod gmachem banku centralnego. Rok temu zaś, dokładnie 19 maja 2005 r., ta sama centrala okazała się prekursorem w innej dziedzinie — po raz pierwszy w historii zajść ulicznych w Warszawie demonstranci z OPZZ potraktowali petardami i kamieniami nie tylko gmachy rządowe czy parlamentarne, ale wrzucili także płonący wiecheć do siedziby wrażej PKPP Lewiatan.

Z punktu widzenia rządu znaczenie dialogu prowadzonego na forum Komisji Trójstronnej gwałtownie rośnie w obliczu protestów społecznych. Notabene część z nich — choćby te w służbie zdrowia — wybucha poza strukturami związkowymi, co oznacza, że formuła komisji nie obejmuje czwartego gracza. Ale groźne demonstracje górnicze organizują jednak związkowcy. Dlatego to całkiem zrozumiałe, że premier Kazimierz Marcinkiewicz postanowił podnieść instytucjonalnie poziom dialogu społecznego. Między innymi obiecał wyznaczyć w każdym resorcie odpowiedzialnego wiceministra oraz ustanowić komórkę ds. dialogu także we własnej kancelarii, aby monitorować temat bezpośrednio, a nie tylko przez MPiPS.

Pracodawcy i związkowcy uznali te deklaracje za zapalenie zielonego światła dla Komisji Trójstronnej. Ciekawe tylko, co na to wszystko partie polityczne współtworzące koalicję rządową? Przecież ostateczny kształt umowy społecznej, przełożonej na konkretne zapisy ustawowe, i tak będzie wytworem nie komisji, lecz podzielonego i bez przerwy walczącego o elektorat parlamentu.