Unia otwiera dziurawy parasol

Jarosław Królak
opublikowano: 2010-10-06 09:16

UE szykuje dyrektywę o zwalczeniu zatorów płatniczych. Narzucenie firmom 30-dniowego terminu zapłaty może przynieść więcej szkody niż pożytku — alarmuje polski biznes.

Za miesiąc Parlament Europejski będzie głosował nad projektem dyrektywy o terminach zapłaty w obrocie gospodarczym. Komisja Europejska chce w całej Unii wprowadzić zasadę: kto nie zapłaci kontrahentowi za towar lub usługę w ciągu 30 dni (lub 60, gdy dłużnikiem jest instytucja publiczna, np. szpital), następnego dnia po przekroczeniu terminu będzie musiał zapłacić karę równą 8 proc. wartości długu. Jeżeli nawet kontrahenci umówią się na termin dłuższy niż 30 dni, umowa nie będzie wiążąca.

Fot. Bloomberg
Fot. Bloomberg
None
None

Unijny parasol ma chronić przede wszystkim firmy małe i średnie, które najbardziej ucierpiały z powodu kryzysu. O dziwo, pomysł ten nie podoba się przedstawicielom polskich przedsiębiorców.

— Nieterminowe płacenie należności jest poważnym problemem, jednak mam poważne wątpliwości, czy to, co proponuje się w dyrektywie, będzie skutecznym lekarstwem na patologię. Obawiam się wręcz, że sztywny miesięczny termin płatności dla wielu firm nie będzie korzystny i będą je omijały na wiele sposobów — uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.

Same szkody

Prace nad dyrektywą trwają już kilka lat. Udział w nich brał Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego (ZRP).

— Z powodu zatorów płatniczych upada mnóstwo małych firm. Zjawisko to nasiliło się w czasie kryzysu. Dlatego przyspieszono prace nad dyrektywą. Jako reprezentant środowiska małych i średnich firm popieram te propozycje, bo to szczytna idea. Jednak, znając polskie realia, nie mam pewności, czy u nas zadziałają. Dlaczego? Ponieważ Polacy mają szczególną umiejętność omijania prawa — mówi Jerzy Bartnik.

Jego zdaniem, wiele firm będzie się obawiało wystąpić do sądu przeciwko kontrahentowi o nakaz zapłaty z odsetkami.

— Bardziej nerwowy odbiorca może podziękować za współpracę. Unijne dobrodziejstwo może kosztować utratę rynku zbytu — mówi prezes ZRP.

Podobnie widzi to Jeremi Mordasewicz.

— W wielu branżach, np. w budowlance, sposobem ochrony długotrwałej współpracy są właśnie dłuższe terminy płatności. Usługodawcy wolą wziąć kredyt i sami się sfinansować, niż domagać się szybkiej płatności. Bardzo łatwo jest wypaść z gry. Dlatego narzucenie sztywnego 30-dniowego terminu płatności nijak się ma do naszej rzeczywistości gospodarczej — mówi ekspert Lewiatana.

Długie terminy płatności są często stosowane przez wielkie sieci sprzedaży, nic dziwnego więc, że dyrektywę ostro krytykuje Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD).

— Unia nie powinna na siłę uszczęśliwiać firm. Negatywnie oceniam tę dyrektywę. Ona złamie zasadę swobody umów. Zablokuje kredyt kupiecki. Sieci handlowe będą przez to miały dodatkowy koszt i będą chciały się go pozbyć. Będą żądały uelastycznienia dostaw, czyli mniejszych, ale częstszych. To podniesie koszty i marże, przez co wzrosną ceny towarów. Ostatecznie zapłacą za to klienci — mówi Andrzej Faliński.

Górnictwo w strachu

Z wielomiesięcznego niepłacenia słynie górnictwo. Czy dostosuje się do unijnych wymagań?

— Spółki górnicze stosują zazwyczaj 90-dniowy termin płatności ze względu na swoją trudną sytuację płynnościową. Ta z kolei wynika m.in. z ostrożnego angażowania się banków w finansowanie sektora. Naliczanie kar, o których mowa w dyrektywie, pogorszy wynik finansowy spółek górniczych, a tym samym może spowodować jeszcze większe ograniczenie finansowania bankowego. Zmniejszenie wolumenu kredytów dla górnictwa jeszcze bardziej wydłuży terminy płatności dla małych i średnich kontrahentów — obawia się Artur Trzeciakowski, wiceprezes Katowickiego Holdingu Węglowego.