Uważajmy na złotego przy zrzutce na MFW

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2011-12-12 00:00

Polska a strefa euro

Skąd wziąć pieniądze na ratowanie strefy euro? Unijni przywódcy na szczycie Rady Europejskiej uznali, że skoro Chińczycy nie palą się do inwestowania we włoski dług, a Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) nie ma już wystarczających zapasów amunicji, trzeba szukać kapitału bliżej. Na przykład w krajach Unii Europejskiej spoza strefy euro. Ustalono, że łącznie państwa te mają wstrzyknąć w MFW kwotę 50 mld EUR, by fundusz mógł przekazywać ją dalej w strefę euro. Do uczestniczenia w programie zobowiązała się Polska. W zależności od tego, czy Szwecja, Czechy i Węgry ostatecznie dołączą się do składki, nasz udział powinien wynieść między 13 a 22 mld EUR.

W rezultacie w piątek rząd zaczął gorączkowe poszukiwanie miliardów euro na zasilenie MFW. W centrum uwagi natychmiast znalazł się Narodowy Bank Polski (NBP).

Ma 74,3 mld EUR rezerw walutowych. Leżą i się marnują, kiedy można je zainwestować w przyszłość Eurolandu. Marek Belka, prezes NBP, nieco przygasił jednak te nadzieje — zasygnalizował, że nie pali się do przelewania rezerw do Waszyngtonu. „Gdy propozycje przyjmą kształt konkretnych rozwiązań, NBP jest gotów je rozważyć” — stwierdził jedynie Marek Belka.

Rząd dywersyfikuje więc źródła składki. Jan Krzysztof Bielecki, doradca premiera, zasugerował, że można sięgnąć po kilkaset milionów zł do budżetu państwa. „Należy pamiętać, że nigdy tych pomocowych pieniędzy nie dostarcza się od razu, dostarcza się tylko małą cząstkę kapitału” — stwierdził.

Mamy jeszcze trzecią propozycję. Może po prostu pomóc MFW pieniędzmi samego MFW? W końcu mamy tam 30 mld USD (22 mld EUR) elastycznej linii kredytowej. Kiedy podpisywaliśmy umowę z funduszem, zostało ustalone, że możemy użyć linii w razie pilnej konieczności. A jaka potrzeba może być pilniejsza niż konieczność niesienia pomocy MFW i strefie euro? Sprawa się rozwiąże.

Pożyczymy pieniądzew funduszu, potem mu je oddamy, by ten przekazał je strefie euro, a ona wypłaci je nam w formie funduszy unijnych. Czterokrotny lewar, według najlepszych unijnych wzorców. W końcu właśnie poczwórna dźwignia miała być mechanizmem zwiększania mocy Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej.

Fakt, że Polska musi pomagać MFW, jest kuriozalny i — co ważniejsze — może zagrażać złotemu. Jeśli w najczarniejszym scenariuszu trzeba będzie rzeczywiście skorzystać z rezerw NBP, zasoby chroniącezłotego przed atakami spekulacyjnymi mogą się nagle skurczyć prawie o połowę. Po pierwsze, z oficjalnych rezerw zniknęłoby 13-22 mld EUR. Po drugie, zapisane na papierze 22 mld EUR linii kredytowej w MFW mogłoby stać się w ocenie rynków nic nie warte. Skoro fundusz nie ma pieniędzy na ratowanie Eurolandu, dlaczego miałby przejmować się Polską? Zapora antyspekulacyjna obniżyłaby się więc z około 96 mld zł nawet do 52 mld zł. Z drugiej jednak strony — pomyślność strefy euro leży w naszym interesie i warto przyczyniać się do jej stabilizowania.