W finansowym zoo wszyscy pomagają bykom

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2011-09-16 14:48

Czy ktoś pamięta, jakie po kolei czynniki działały na nastroje panujące ostatnio na rynkach finansowych? Twierdzę, że mało kto (bez pomocy materiałów) przypomni jak rozwijała się sytuacja. Kolejne pogłoski, plotki, odejścia (Jurgena Starka z ECB), wypowiedzi i obietnice doprowadzają do takiego bałaganu, że gracze na rynkach zachowują się jak atakowani przez osy ludzie - biegają bez pomysłu i bez kierunku. Bez kierunku, mimo że ostatnio indeks rosną.

Jak mają nie rosnąć, jeśli wszyscy starają się bykom pomóc? W poniedziałek 12 lipca prezydent Obama w Ogrodzie Różanym przekazał Kongresowi projekt ustaw mający wspomóc rynek pracy (przedstawił jego zarys w piątek 9,09 w nocy naszego czasu) i to wystarczyło do wygenerowania odbicia. Pomagały bykom zapewnienia polityków (szczególnie kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozego) twierdzących, że zrobią wszystko, żeby uratować strefę euro (to jest oczywiste, ale to wcale nie znaczy, że uratują Grecję).

Poprawiło nastroje też to, że Financial Times napisał, iż Włochy dyskutują z Chinami zakup włoskich obligacji. Szybko okazało się, że „chiński" czynnik był tylko pretekstem do wzrostu. Okazało się bowiem, że jeśli nawet Chiny będą kupowały to z pewnością nie tyle, żeby uratować strefę euro. Upajano się jednak informacjami z jakiejś chińskiej strony internetowej cytującej jakiegoś wiceprzewodniczącego jakiejś komisji (specjalnie nie piszę, o kogo chodzi, bo to nie ma najmniejszego znaczenia) twierdzącego, że Chiny jednak mogą kupować obligacje krajów PIIGS. Twierdził tak, mimo że premier chiński wyraźnie powiedział „radźcie sobie sami".

Same optymistyczne głosy słychać też było ze szczyt ministrów finansów (Ecofin), który odbył się w Polsce. Wypowiadali się liczni politycy i trudno znaleźć takiego, który chciałby wystraszyć rynki. Jean-Claude Juncker, szef eurogrupy, podsumował wyniki tego spotkania mówiąc o twardej woli o wprowadzeniu w życie ustaleń szczytu z 21 lipca. Zapowiedział też uelastycznienie funduszu pomocowego (EFSF). Stwierdził, że w październiku zostanie podjęta decyzja o ewentualnym uruchomieniu następnej transzy pomocy dla Grecji. Nawiasem mówiąc do Grecji wrócili eksperci („trojka": MFW-ECB-KE) i rynek liczy (słusznie), że ich misja zakończy się rekomendacją wypłaty kolejnej raty pomocy dla Grecji.

Kulminacją było coś, co doprowadziło rynki do euforii. Dowiedzieliśmy się, że ECB przeprowadzi do końca roku trzy operacje zasilania rynku w dolary (z trzymiesięcznym terminem zwrotu) i skoordynuje to działanie z amerykańskim Fed, angielskim BoE, szwajcarskim SNB i japońskim BoJ. Okazało się, że banki europejskie miały problem z zaopatrzeniem w dolary, a działanie banków centralnych ten problem do końca roku likwiduje. Zauważyć trzeba, że niejasne pogłoski o braku płynności okazały się być prawdą, co w zasadzie powinno było rynki zaniepokoić. Poza tym przecież takie działanie banków centralnych nie uratuje krajów PIIGS ani nie poprawi koniunktury w USA i Europie...

Mam wrażenie, że dostarczenie płynności nie było najważniejsze. Najważniejsze było to, że rzeczywiście, tak jak zapowiadano 10 września po szczycie G-7), banki centralne są zdolne do podjęcia skoordynowanej akcji. Tuż po tym ostrzeżeniu rynki nie zareagowały. Kompletnie je zlekceważyły. Pokaz jedności uzmysłowił graczom, że banki centralne nie żartują. Gdzieś tam, na zapleczu, ustalają posunięcia, którymi nieraz jeszcze rynki zdziwią.

Sytuacja jest teraz taka, że prawie pewne jest finansowanie Grecji do końca roku (z pewnością i tak w końcu upadnie), w perspektywie jest posiedzenie FOMC i dochodzi jeszcze skoordynowana akcja banków, a w przyszłym roku plan Obamy wspomoże gospodarkę. Żyć nie umierać - do końca roku można jeszcze bardzo dużo zarobić. Przecież na rynku od dawna już nie obowiązuje zasada „kup i trzymaj". Chodzi o to, żeby w krótkim okresie jak najwięcej zarobić.

Jest teraz przed nami jeszcze posiedzenie FOMC. W swoim wystąpieniu w Jackson Hole Ben Bernanke, szef Fed, dał nadzieję, że właśnie podczas tego posiedzenia FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku) może zaaplikować gospodarce jakieś lekarstwo. Pytanie, jakie to będzie lekarstwo i czy rzeczywiście FOMC coś postanowi. Piszę ten tekst na kilka dnia przed tym ważnym wydarzeniem, więc spróbuję przedstawić kilka różnych wariantów rozwoju sytuacji. Zaznaczam, że nie są to jedyne możliwe scenariusze.

Pierwszy scenariusz to sytuacja, w której Fed znowu daje rynkom nadzieję nie oferując nic konkretnego. Rynek zareagowałby rozczarowaniem, ale chwilowym i miałby potem pod co grać. Dużo gorsze (to drugi scenariusz) byłoby ogłoszenie posunięć, które rynki uznałyby za niewystarczające. Doprowadziłoby to do przeceny. Oczywiście najlepiej by było (trzeci scenariusz), gdyby Fed zaproponował jakieś cudowne, zaskakujące rozwiązanie, ale prawdopodobieństwo takiego rozwoju sytuacji jest bardzo małe.

Jest jeszcze scenariusz mieszany. Fed proponuje coś niewystarczającego i jednocześnie informuje, że jeśli sytuacja się pogorszy to zaaplikuje gospodarce i rynkom naprawdę jakieś cudowne lekarstwo (nie bardzo wiadomo, jakie, ale chodzi o nadzieję). Dane makro są tak słabe, że ten mieszany scenariusz wydaje mi się być obecnie najbardziej prawdopodobny. Można na przykład oczekiwać „operacji twist", czyli zamiany w portfelu Fed obligacji krótkoterminowych na długoterminowe. Miałoby to obniżyć rentowność obligacji długoterminowych, które są w USA odnośnikiem dla różnych kredytów (przede wszystkim hipotecznych). Uważam, że w niczym by to gospodarce nie pomogło, bo rentowności i tak leżą na dnie (około 2 proc. w przypadku obligacji 10. letnich). Jednocześnie Fed zapewniłby, że ma inne narzędzia, których zastosowanie rozważa.

Rynki wpierw zareagowałyby negatywnie, ale po chwili zastanowienia (od kilku minut do jednego dnia) sytuacja wróciłaby do „byczej" normy. Wtedy bowiem gracze nadal mogliby lekceważyć słabe dane makro (bo Fed pomoże) i zachwycać się danymi nieco lepszymi prognoz. Oczywiście pamiętać zawsze trzeba, że bykom uda się poprowadzić indeksy na północ jedynie przy założeniu, iż spekulanci do końca roku dadzą spokój krajom PIIGS. To wcale nie jest takie pewne. Jeśli bowiem uda się za parę tygodni znowu zaatakować i doprowadzić do paniki to mało kto będzie chciał potem uwierzyć w skuteczność skoordynowanej akcji banków, czy cudownej pomocy Fed. Jedno jest tylko pewne: olbrzymia zmienność nadal będzie królowała na rynkach, ryzyko jest bardzo duże, ale duże ryzyko to i możliwość dużej wygranej. Oczywiście ten wygra, kto zdąży ją zrealizować, bo do końca kryzysu jest jeszcze bardzo, bardzo daleko.

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/