Chodzi o projekt Nord Stream 2, czyli poszerzenie gazociągu, którym surowiec płynie z Rosji poprzez Morze Bałtyckie do Niemiec, a dalej do Europy Zachodniej. W piątek, podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku, Gazprom podpisał w tej sprawie umowę z niemieckimi koncernami BASF i E.ON, francuskim ENGIE (dawny GDF Suez), austriackim OMV oraz holendersko-brytyjskim Shell. Dla Polski komentatorzy widzą w tym same negatywy.
Sztuka omijania
Nord Stream to niejedyny gazowy szlak z Rosji na Zachód. Drugi wiedzie przez Ukrainę lub Białoruś, a następnie przez Polskę. Pojedynczo żaden z tych kanałów nie ma jednak takiej przepustowości, która zaspokoi w całości zachodni popyt na gaz. A dla Rosjan to problem, zwłaszcza w kontekście konfliktu z Ukrainą, którego elementem są m.in. rozliczenia za dostawy gazu. Rosjanie chętnie by Ukrainę ominęli, ale na razie nie mają na to sposobu. Stąd pomysł poszerzenia Nord Streamu. Europa Zachodnia też widzi zalety takiej inwestycji — dodatkowy rurociąg to zawsze większe bezpieczeństwo dostaw.
Dlatego o poszerzeniu Nord Streamu, czyli dobudowaniu dwóch nitek, Europa Zachodnia rozmawia z Gazpromem już od wielu lat. Konflikt rosyjsko-ukraiński zamroził jednak te rozmowy, weszły też europejskie sankcje nałożone na Rosję. Z początkiem 2015 r. rozmowy jednak odżyły, a w piątek umowa została z pompą podpisana. Nowa inwestycja będzie realizowana przez spółkę New European Pipeline, w której 51 proc. udziałów będzie miał Gazprom, E.ON, Shell, OMV i BASF otrzymają po 10 proc., a ENGIE — 9 proc. udziałów.
Interesy robią inni
— Szerszy Nord Stream umożliwi Rosjanom odcięcie nas od dostaw gazu w taki sposób, który nie zaburzy dostaw dla Europy Zachodniej — ostrzega Piotr Woźniak, były prezes polskiego koncernu gazowego PGNiG, a także były wiceminister gospodarki. Podobne refleksje ma Marek Kossowski, też były prezes PGNiG (przed Piotrem Woźniakiem).
— Wszyscy wokół nas robią interesy, a my zostajemy na placu sami — zauważa Marek Kossowski. Umowa na Nord Stream 2 podpisana została rok po tym, jak Donald Tusk, były premier Polski, a dziś przewodniczący rady europejskiej, wystąpił z projektem utworzenia Unii Energetycznej. Projekt mówił m.in. o konieczności budowy „mechanizmu solidarności gazowej na wypadek przerwania dostaw gazu”.
Pozostali europejscy przywódcy reagowali na ten pomysł ostrożnie, ale zgodnie przyznawali, że potrzebne jest uniezależnienie Unii od dostaw surowców ze Wschodu. Podpisanie przypada też dwa lata po głośnej polskiej aferze wokół tzw. memorandum gazowego. Dokument, podpisany z Gazpromem przez PGNiG bez porozumienia z rządem, dotyczył analizy możliwości dobudowy drugiej nitki do gazociągu biegnącego przez Polskę, aby dostawy gazu mogły biec przez Białoruś i Polskę, a omijając Ukrainę. Poza niedostatecznąkomunikacją z rządem w aferze przywołano też argument solidarności z Ukrainą.
— Z tej perspektywy widać, że druga nitka wiodąca przez Polskę mogła być lepszym rozwiązaniem — stwierdza Marek Kossowski. © Ⓟ