W sprawie mediów Sejm nic już nie zdąży uchwalić
Ostatnie przed wakacyjną przerwą posiedzenie Sejmu miało program wyjątkowo przeładowany. Oczywiście sprawą najważniejszą była nowelizacja budżetu 2001. W jej cieniu znalazło się rozliczenie rządu za budżet 2000 oraz ocena wykonania przez bank centralny polityki pieniężnej. Wśród punktów z dalszego planu wypada odnotować przyjęcie corocznego sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Ze względu na jej konstrukcję ustrojową, KRRiT można uznać za starszą siostrę Rady Polityki Pieniężnej. Obie zostały umocowane w Konstytucji, skład obu rad powoływany jest w równej proporcji (po 3 członków) przez prezydenta, Sejm i Senat, wreszcie — obie są powszechnie krytykowane, zwłaszcza przez inne organy państwa. Różnica polega głównie na tym, że skład RPP jest praktycznie nieodwoływalny, natomiast KRRiT owszem — gdy trzy oceniające podmioty zgodnie odrzucą jej sprawozdanie. W kończącej się kadencji parlamentu ukształtował się stabilny układ: Senat od czterech lat zawsze sprawozdanie KRRiT odrzuca, Sejm je przyjmuje — choć z uwagami krytycznymi — natomiast prezydent traktuje jego przyjęcie jako oczywistość. Ideową kością niezgody — która w oczach senatorów AWS równa się corocznemu wyrokowi — jest traktowanie Radia Maryja w sposób inny, niż oczekiwałoby środowisko słuchaczy tej rozgłośni. Tegoroczne sprawozdanie KRRiT stara się dowieść, iż nie ma mowy o dyskryminacji specyficznego radia z Torunia.
Uwagę zwraca inny wątek sprawozdania — otóż KRRiT przypomina o własnym projekcie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji z 7 lipca 2000 r., który jednak nie wydostał się dalej ze szczebla rządowego. Jednym z celów nowelizacji miałoby być uszczelnienie systemu ściągania opłat abonamentowych. Zamiast zasady rejestracji odbiorników radiofonicznych lub telewizyjnych przez gospodarstwa domowe, przyjęto domniemanie, iż w każdym z nich używa się co najmniej jednego odbiornika. Jeśli wyjątkowo trafi się domostwo bez telewizora lub radia — to zostanie zwolnione z opłaty na podstawie oświadczenia domownika, składanego pod rygorem odpowiedzialności. Niekonsekwencją autorów tego projektu jest utrzymanie rejestracji odbiorników przez podmioty inne niż gospodarstwa domowe. Przecież w Polsce nie istnieje również firma, instytucja czy organizacja, która nie ma przynajmniej radia!
Odwrócenie dotychczasowej zasady stanowiłoby przełom psychologiczny i stawiałoby kropkę nad „i” poprzez ustawowe nałożenie jeszcze jednego podatku. Dzisiaj abonament jest wprawdzie obowiązkowy, ale ma cechy opłaty wnoszonej z tytułu dobrowolnego wyposażenia mieszkania w radio lub telewizor. Dyskusje nad jego sklasyfikowaniem toczą się od dawna. Warto przypomnieć, iż na przykład ustawa o zamówieniach publicznych początkowo zwalniała TVP i PR od stosowania jej procedur. Dopiero w nowelizacji z roku 1997 uznano, że wpływy nadawców publicznych z publicznego abonamentu (jego podział — patrz diagram) są również groszem publicznym.
Przy okazji przyjęcia przez Sejm i odrzucenia przez Senat sprawozdania KRRiT warto zauważyć, że tematyka ładu w eterze ma w kończącej się kadencji legislacyjnego pecha. Obszerny projekt nowelizacyjny autorstwa KRRiT utknął w Radzie Ministrów. Sam rząd wycofał z Sejmu projekt dostosowania ustawy o radiofonii i telewizji do prawa UE. Z kolei projekt senacki daremnie oczekuje na trzecie czytanie w Sejmie — i już się nie doczeka. Jeszcze inny projekt, poselski (dotyczący bezprzewodowego rozsiewu programów publicznych przez nadawców prywatnych), Sejm właśnie w ostatni piątek odrzucił. Wyraźnie widać, że kwestia mediów jest tak drażliwa, iż zatomizowany (zwłaszcza przed wyborami) parlament nie ma żadnych szans na osiągnięcie porozumienia w tym obszarze.