Wariant Austrii nie jest możliwy

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2022-03-07 20:00

Od początku wojny napastniczej Rosji z Ukrainą monitoruję główne media agresora, czyli dziennik telewizyjny „Wriemia” (Czas), agencję TASS oraz gazetę „Izwiestia” (Wiadomości).

Poziom zabetonowania propagandy Kremla oraz czołobitności rosyjskiego społeczeństwa wobec reżimu Władimira Putina – niestety, to najświętsza prawda – jest ekstremalny, dlatego perspektywy zastopowania tragedii Ukrainy są czarne. Wobec ogromnej dysproporcji sił militarnych liczenie np. na kontrofensywę obrońców Kijowa to oczywiście mrzonki. Jedyną nadzieją staje się coraz większe grzęźnięcie agresora, który nie przygotował planu B w razie niepowodzenia wojny błyskawicznej.

Potwierdzeniem, że tak się dzieje, był nadany wczoraj z Kremla pierwszy sygnał ciut różniący się od dotychczasowej twardej linii. Podpułkownik Władimir Putin podczas służby w ekspozyturze KGB w NRD-owskim Dreźnie wbił sobie do głowy procedurę 4D, zastosowaną po wojnie przez aliantów wobec pokonanych Niemiec – demilitaryzację, denazyfikację, dekartelizację i demokratyzację. Wywołując w 2022 r. wojnę napastniczą zawęził jej cele do 2D – demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy. Pominięta dekartelizacja to we współczesnej gospodarce, każdej, faktycznie abstrakcja, natomiast demokratyzacja jest dla cara z definicji obrzydliwa. Demilitaryzacja Ukrainy oznaczałaby po prostu jej rozbrojenie, natomiast tzw. denazyfikacja – obsadzenie w Kijowie władzy wasalnej wobec Moskwy na obraz i podobieństwo Aleksandra Łukaszenki.

W komunikacie rzecznika Putina, czyli jego prawej ręki, pierwszy raz schowany został postulat denazyfikacji. Uaktualnione żądania cara z Kremla zostały wręcz zaskakująco sprecyzowane. Ukraina musiałaby oficjalnie oddać Rosji utracony w 2014 r. Krym oraz obie tzw. republiki ludowe w Donbasie, doniecką i ługańską – przy czym nie jest jasne, czy tylko ich obszary z 2014 r., czy także resztę nazywających się tak samo obwodów. Demilitaryzacja została nieco zmodyfikowana, otóż Putin żąda, by Ukraina wpisała do konstytucji neutralność, która wykluczyłaby kiedykolwiek jej przystąpienie do NATO. Ta sprytna zagrywka nawiązuje do rozwiązania zastosowanego w 1955 r. przez ZSRR wobec Austrii – właśnie jej konstytucyjna wieczysta neutralność była ceną wyjścia radzieckich wojsk okupacyjnych. Alternatywą było utworzenie prokomunistycznej Austriackiej Republiki Demokratycznej na obraz NRD i podział Wiednia na obraz Berlina. Notabene konstytucyjny zapis dotyczy tylko sojuszy, czyli konkretnie NATO, wszak Austria utrzymuje niewielkie siły zbrojne. Układ z 1955 r. nie wykluczył też przystępowania do bloków gospodarczych, Austria należała najpierw do Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA), zaś w 1995 r. przystąpiła do Unii Europejskiej.

Zarysowana przez Putina ścieżka wyprowadzenia napastniczej armii teoretycznie jest bardzo chwytliwa. Umożliwiłaby przecież Ukrainie akcesję do UE, z wykluczeniem NATO. W stosunku do przypadku Austrii istnieje jednak kilka radykalnych różnic. Po pierwsze – Wiedeń zdobyty został w 1945 r. przez Armię Czerwoną jako współstolica zbrodniczej III Rzeszy, notabene trzy tygodnie przez Berlinem. Po drugie – neutralna Austria otoczona jest sąsiadami nienapastniczymi. Po trzecie – wychodząc dobrowolnie w 1955 r. na podstawie układu, ZSRR nie zagarnął Austrii żadnego terytorium. Po czwarte wreszcie – było to już 10 lat po wojnie, gdy pamięć o zbrodniach zarówno hitlerowców, jak też żołnierzy radzieckich w Austrii ciut się zatarła. Natomiast na Ukrainie wojenne przestępstwa popełniane są dzisiaj…

Dla zaspokojenia swoich fobii tyran z Kremla zabija na Ukrainie cywili oraz niszczy dorobek ludzkiego życia – zdjęcie z miasta Irpień, sąsiadującego od zachodu z Kijowem.
Diego Herrera / Zuma Press / Forum