Węgiel był najtańszy niemal od dekady na początku roku z powodu spadku popytu. Międzynarodowa Agencja Energii ogłosiła nawet koniec „złotej ery węgla” w Chinach. Okazuje się, że doniesienia o „śmierci” tego paliwa okazały się przedwczesne.

- To towar, którego cena spadała przez ostatnie cztery lata i który doświadcza niesamowitego odbicia – powiedział Erik Stavseth, analityk Arctic Securities w Oslo, śledzący rynek węgla przez niemal dekadę.
Powrót popytu na węgiel do zasługa zjawiska pogodowego La Nina. Kiedy ostatnio się pojawiało w 2010 i 2011 roku, wielkie opady deszczu zalewały kopalnie w Australii i Indonezji, które są największymi eksporterami węgla. Spadek podaży spowodowany ich kłopotami powodował wzrost cen.
Obecnie mówi się o powrocie La Nina, choć niektórzy meteorolodzy twierdzą, że zjawisko może się nie być tak silne jak się sugeruje. Jednak rynek woli zabezpieczyć się i cena węgla rośnie, zwłaszcza, że La Nina może trwać nawet 2 lata.
Węgiel w kontraktach z dostawą do Amsterdamu w przyszłym kwartale zdrożał o 33 proc. w tym roku. Węgiel z benchmarkowego kontraktu w Australii jest droższy o 40 proc. niż na początku roku.
Diana Bacila, analityczka z firmy konsultingowej Nena w Oslo prognozuje, że jeśli La Nina osiągnie ekstremalną skalę, cena węgla z dostawą na dwa kolejne kwartały może wzrosnąć nawet o 18 proc. i 28 proc.
W lipcu Citigroup prognozowało, że cena węgla w Azji może wzrosnąć nawet o 50 proc. jeśli ulewy spowodowane przez La Nina okażą się większe niż się oczekuje.
Wzrost ceny węgla jest także zasługą zmiany sytuacji w Chinach. Sprowadziły one w sierpniu najwięcej węgla od grudnia 2014 roku. Powodem był spadek krajowego wydobycia w związku z działaniami rządu mającymi ograniczyć nadmierne moce produkcyjne i skażenie środowiska.
Niektórzy uważają, że nawet bez La Nina węgiel może nadal drożeć.
- Widzimy wzrost cen. Jest brak nowej podaży, który jest dobry dla rynku – mówił w sierpniu Ivan Glasenberg, prezes Glencore, jednego z największych graczy na rynku surowców.