W piątek minął miesiąc od wybuchu strajku w Wenezueli, która jest piątym eksporterem ropy na świecie. W związku z tym strategiczne zapasy tego surowca w USA spadły do najniższego poziomu od ponad 26 lat. Według danych Departamentu Energii, tylko w poprzednim tygodniu obniżyły się one aż o 9,1 mln baryłek. Co gorsze, nic nie zapowiada, by sytuacja szybko się poprawiła.
Niemal nikt nie wierzy bowiem w zapowiedzi prezydenta Wenezueli, który zadeklarował, że w ciągu półtora miesiąca wydobycie ropy zostanie zwiększone z obecnych 172 tys. baryłek dziennie do około 3 mln baryłek, jak przed strajkiem. W ciągu miesiąca cena baryłki ropy wzrosła o niemal 15 proc., z niecałych 26 USD do ponad 30 USD. Nastroje podgrzewają spekulacje dotyczące ewentualnej wojny z Irakiem. Są one o tyle istotne, iż kraj ten posiada drugie pod względem wielkości rezerwy paliwowe na świecie. Rynek zaniepokoiły też raporty meteorologów, którzy zapowiadają falę arktycznych mrozów w USA w połowie stycznia.
Na międzynarodowej giełdzie paliw w Londynie baryłka ropy brent podrożała w piątek o ponad 25 centów osiągając poziom 29,78 USD. Jeszcze drożej było w Nowym Jorku — ropa w transakcjach elektronicznych z dostawą na luty wyceniona została na 32,09 USD za baryłkę.