Cofnijmy się w czasie do początku kwietnia. Po giełdowej sesji 2 kwietnia prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zapowiada wprowadzenie drakońskich ceł wzajemnych na prawie cały import towarów do Ameryki. Dzień później S&P 500 reaguje spadkiem o prawie 5 proc., na kolejnej sesji dokładając spadek o niemal 6 proc. Inwestorzy są przerażeni wizją totalnej wojny handlowej i powtórki z niesławnej ustawy Smoota-Hawleya, która wpędziła świat w wielką depresję lat 30-tych XX wieku.
Ale spadki trwały zaledwie tydzień, w którym S&P 500 oddał 9,1 proc. W najgorszym momencie celnej paniki indeks ten tracił ponad 20 proc. względem lutowego szczytu wszech czasów. Czyli mówiąc po amerykańsku: bessa. I wtedy zaczynają dziać się cuda. Już po tygodniu gospodarz Białego Domu dokonuje kolejnej celnej wolty i jakby nigdy nic oznajmia światu, że całe to kwietniowe zamieszanie z cłami było tylko elementem taktycznego wywarcia nacisku na Chiny. Prezydent Donald Trump zarządza 90-dniową przerwę w stosowaniu podwyższonych ceł na wszystkie państwa poza ChRL. Wall Street została opanowana przez tzw. panikę kupna - w jeden dzień S&P 500 idzie w górę o prawie 10 proc., a Nasdaq, zyskawszy 12,2 proc., notuje jeden z najlepszych dni w swej historii.
Takie rzeczy już się zdarzały
Co więcej, w kolejnych dniach i tygodniach zwyżka jest kontynuowana. Inwestorzy, którzy jeszcze na początku kwietnia panicznie wyprzedawali akcje (a zwłaszcza walory technologicznych gigantów), równie pospiesznie je odkupują. I to po coraz wyższych cenach. W rezultacie 19 maja indeks S&P 500 dociera na wysokość 5963,60 pkt. To wzrost o 23 proc. względem śródsesyjnego dna z 7 kwietnia. Licząc po kursach zamknięcia, mamy zwyżkę o 19,7 proc. zrealizowaną w zaledwie 27 sesji. I zarazem powrót w okolice szczytu wszech czasów i rekordu hossy leżącego na wysokości 6145,79 pkt.
Mówi się, że siłę bessy poznaje się po sile odbicia. Jeśli tak, to tegoroczna bessa na Wall Street - przynajmniej jak dotąd - okazuje się raczej pozorna.
Czy to oznacza, że byliśmy świadkami czegoś absolutnie niespotykanego i bezprecedensowego? Otóż nic z tych rzeczy. Dla doświadczonych inwestorów była to wręcz rynkowa klasyka z fabułą równie zaskakującą jak w filmie "Szczęki IV". W ciągu ostatnich 75 lat był to już piętnasty taki przypadek, aby indeks S&P 500 tak szybko był w stanie odrobić wcześniejsze straty.
| Lp. | Początek | Koniec | Zmiana po 27 sesjach | 3 miesiące | 6 miesięcy | 1 rok | 3 lata |
| 1 | 2020-03-23 | 2020-04-30 | 30,2 | 12 | 13 | 46 | 50 |
| 2 | 2009-09-03 | 2009-04-16 | 27,9 | 9 | 27 | 41 | 68 |
| 3 | 2020-03-20 | 2020-04-29 | 27,5 | 11 | 14 | 46 | 49 |
| 4 | 2009-03-06 | 2009-04-15 | 24,7 | 10 | 30 | 45 | 71 |
| 5 | 2009-03-05 | 2009-04-16 | 23,3 | 8 | 31 | 47 | 73 |
| 6 | 2009-03-03 | 2009-04-09 | 23,0 | 4 | 26 | 42 | 72 |
| 7 | 1982-08-12 | 1982-09-21 | 21,9 | 12 | 24 | 41 | 67 |
| 8 | 2009-03-10 | 2009-04-17 | 20,8 | 9 | 26 | 40 | 70 |
| 9 | 1974-10-03 | 1974-11-11 | 20,7 | 6 | 23 | 25 | 45 |
| 10 | 2009-03-04 | 2009-04-13 | 20,5 | 6 | 26 | 42 | 70 |
| 11 | 1982-08-09 | 1982-09-16 | 20,1 | 11 | 24 | 41 | 69 |
| 12 | 2008-11-20 | 2008-12-31 | 20,0 | -11 | 3 | 26 | 49 |
| 13 | 2020-03-18 | 2020-04-27 | 20,0 | 13 | 19 | 48 | 51 |
| 14 | 1982-08-06 | 1982-09-15 | 19,8 | 10 | 25 | 39 | 69 |
| 15 | 2025-04-08 | 2025-05-16 | 19,7 | ||||
| 8 | 22 | 41 | 62 |
Nawet niezbyt uważny obserwator łatwo dostrzeże, że 10 z 15 tego typu zwyżek zdarzyło się albo w trakcie apogeum wielkiego kryzysu finansowego z lat 2007-09 albo podczas covidowej paniki z wiosny 2020 r. Ale mamy też przykłady nieco starszej daty. Jeszcze mocniejszego pięciotygodniowego odbicia doświadczyliśmy we wrześniu 1982 czy w listopadzie 1974. Tak na marginesie: znamienny jest fakt, że ani jednego takiego odbicia nie zarejestrowano przed rokiem 1974, kiedy to administracja USA definitywnie zerwała wymienialność dolara na złoto.
Giełdowy byk jeszcze mocno wierzga
Mówi się, że siłę bessy poznaje się po sile odbicia. Jeśli tak, to tegoroczna bessa na Wall Street - przynajmniej jak dotąd - okazuje się raczej pozorna. Rzecz jasna wszystkie scenariusze – włącznie z tymi spadkowymi - pozostają w grze. Zwłaszcza że indeks S&P 500 (jeszcze?) nie ustanowił nowego szczytu hossy, co nie pozwala definitywnie wykluczyć powrotu giełdowego niedźwiedzia.
Jednakże statystyka jest tu po stronie posiadaczy akcji. Gdybyśmy prześledzili historię następującą po równie silnych lub silniejszych giełdowych odbiciach, to w 13 na 14 przypadków S&P 500 był wyżej już po przynajmniej trzech miesiącach. Co więcej, we wszystkich poprzednich przypadkach dodatnie stopy zwrotu notowano w horyzoncie kolejnych 6, 12, 24 i 36 miesięcy. Im dłuższy termin wziąć pod uwagę, tym wyższe były zwyżki. Średnio o 8 proc. w horyzoncie trzymiesięcznym, przez 22 proc. w pół roku po przeszło 60 proc. w perspektywie trzyletniej.
Historia pokazuje, że od tak silnych zwyżek rozpoczynała się wielka hossa pokoleniowa na Wall Street w marcu 2009. Jak również dynamiczny rynek byka zainicjowany covidowymi stymulantami. Ale także średnioterminowe odbicie po pierwszym kryzysie naftowym (1974) czy inicjacja w zasadzie 20-letniej hossy narodzonej pod rządami Ronalda Reagana (sierpień 1982).
Oczywiście zawsze istnieje możliwość, że coś pójdzie nie tak jak kiedyś. Wszakże historyczne analogie nie dają żadnej gwarancji przyszłych zysków. Gdyby było tak prosto, to wszyscy bylibyśmy bogaci jak Warren Buffett. Przecież nie tak trudno jest sobie wyobrazić scenariusz, w ramach którego Donald Trump ponownie zmienia zdanie i cli wszystko jak leci. Albo że amerykański biznes i konsument przerazili się już tak bardzo, że jednak zrealizuje się scenariusz recesyjny. A recesja w USA to w historycznie niemal pewna bessa na Wall Street.
Z przeszłości znany jest jeden taki przypadek, gdy tak silna euforia Wall Street okazała się znacząco przedwczesna. Tak było w listopadzie 2008 r., gdy przyjęcie programu TARP (w ramach którego ratowano wielkie banki na koszt i ryzyko podatników) w ciągu miesiąca wyniosło indeks S&P 500 20 proc. w górę. Radość była jednak stanowczo przedwczesna, gdyż po tym skoku rynek spadał przez kolejne trzy miesiące, zniżkując w porywach o 26 proc. Ale za to już po kolejnych trzech miesiącach znów był na plusie. Czyli nie tak źle. Rzecz jasna, jeśli ktoś potrafi przetrzymać pozycje po utracie jednej czwartej kapitału.
Reasumując, w ciągu ostatnich kilku tygodni amerykański rynek akcji wykonał woltę, która w większości poprzednich takich przypadków zapowiadała nadejście hossy i dalsze wzrosty w horyzoncie kolejnych kilku kwartałów. Ale to tylko historyczna analogia, która tym razem nie musi się sprawdzić. A nawet jeśli się sprawdzi, to po drodze indeks S&P500 może pogłębić kwietniowe dno.
