Wyleczony z foreksu, hamuje za granicą

Dawid Tokarz, Eugeniusz Twaróg
opublikowano: 2008-09-22 00:00

GIEŁDA Dziś bank nie podjąłby współpracy z tą spółką. Prezes twierdzi jednak, że roszczenia jej klientów są bezzasadne.

BYŁO. BRE Bank wyciągnie wnioski z afery Interbroka...

GIEŁDA Dziś bank nie podjąłby współpracy z tą spółką. Prezes twierdzi jednak, że roszczenia jej klientów są bezzasadne.

Mariusz Grendowicz bez ogródek przyznaje, że jako nowy prezes za jeden z głównych celów uznaje poprawę wizerunku BRE Banku. Mocno nadszarpniętego — przede wszystkim wynikami audytu wewnętrznego w sprawie Interbroka, spółki z rynku kontraktów walutowych (tzw. forex), która z wielkim hukiem upadła wiosną 2007 r. Ujawniony w "PB" dokument zarzuca pracownikom banku, że podczas współpracy z Interbrokiem popełniali poważne błędy.

Przykład idzie z góry

By uniknąć podobnych sytuacji, szef BRE Banku wydał dwie instrukcje, dotyczące przyjmowania i wręczania prezentów oraz przede wszystkim konfliktu interesów.

— Każda relacja biznesowa czy własnościowa pracownika z klientem powinna być formalnie zgłoszona przełożonym. Sam powiadomiłem radę nadzorczą, że zasiadam w organach nadzoru dwóch spółek korzystających z naszych usług i dlatego wyłączam się z podejmowania jakichkolwiek decyzji w ich sprawach — mówi prezes.

Przyznaje, że w świetle nowych uregulowań przypadek Interbroka, gdzie cztery osoby z kierownictwa banku były jego klientami, należałoby uznać za konflikt interesów. Zapewnia, że wszystkie zalecenia wynikające z audytu zostały wykonane.

Chodzi m.in. o sprawdzenie relacji ze wszystkimi ponad 12 tys. klientów korporacyjnych i wdrożenie szczegółowych procedur podpisywania umów o prowadzenie rachunków. Usztywniono też program "poznaj swojego klienta", a nowo przyjmowani pracownicy są dogłębniej prześwietlani. Prezes zastrzega jednak, że bank nie jest w stanie sprawdzić wszystkiego i w stu procentach, bo nie ma uprawnień śledczych.

Mądry po szkodzie

Największe zastrzeżenia klientów Interbroka budzi to, że BRE Bank prowadził rachunki inwestycyjne spółki, która nie miała licencji maklerskiej. To dlatego dziś chcą odszkodowań. Mariusz Grendowicz uznaje ich żądania (chodzi o 140 mln zł) za bezzasadne.

— Banki nie mają prawnego obowiązku weryfikacji, czy ich klienci posiadają ważne zezwolenia na prowadzenie działalności. To obowiązek organów nadzoru — tłumaczy prezes BRE Banku.

Mimo to po sprawie Interbroka bank zlecił audyt firm znajdujących się na tzw. liś-cie ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego i zakończył współpracę ze wszystkimi, które nie przedstawiły zezwoleń. Chodziło o kilka spółek. Jedną z nich była opisywana przez "PB" Digit Serve: inna spółka foreksowa, za którą stoi znany z afery Art-B Bogusław Bagsik.

Wszystkie oddziały BRE Banku dostały przygotowaną przez biuro prawne listę działalności wymagających licencji. Bank stale monitoruje też ostrzeżenia publiczne nadzoru. Mariusz Grendowicz przyznaje, że współpraca z działającymi bez zezwoleń spółkami foreksowymi była dla banku bolesną nauczką.

— Zbyt liberalnie podchodziliśmy do współpracy. Dziś, uzbrojeni w wiedzę i doświadczenie, z takim klientem, jak Interbrok, nie podjęlibyśmy współpracy — mówi prezes.

Kilka lat temu bank obsługiwał prawie wszystkie polskie firmy specjalizujące się w spekulacji walutami. Dziś jego prezes zapewnia, że żadna z nich nie korzysta z foreksowych usług BRE, a wszystkie pochodne transakcje wymiany walut dają bankowi zaledwie 2 proc. dochodów.

Prały czarne owce

Audyt w sprawie Interbroka ujawnił pewne niedociągnięcia także w zakresie przeciwdziałania praniu pieniędzy. W głośnej aferze wydawnictwa Stella Maris aż pięciu pracowników BRE Banku oskarżono o umożliwienie wyprania ponad 27 mln zł.

— Takie zarzuty dla przeszkolonych pracowników banku to ewenement — komentował w marcu na łamach "PB" ekspert od prania pieniędzy.

Mariusz Grendowicz twierdzi, że wśród prawie 5 tys. pracowników zawsze mogą się znaleźć czarne owce. To dlatego ostatnio doprecyzowano zapisy i usztywniono procedury. Przypomina też, że zajmujący się zwalczaniem prania pieniędzy Generalny Inspektor Informacji Finansowej niedawno podawał BRE Bank jako przykład jednego z trzech polskich banków najlepiej przestrzegających procedur przeciwdziałania praniu pieniędzy.

NIEUDANY ROMANS

WGI, Interbrok, Netforex, Digit Serve — firmy operujące na rynku forex, które dziś są bankrutami, a ich działalnością zajmuje się prokuratura — były klientami BRE Banku. Rachunki inwestycyjne z wieloma subkontami dla klientów zakładały w tym banku nie bez powodu. Był najbardziej elastyczny. Zdaniem Mariusza Grendowicza, wnioski z nieudanego romansu ze spółkami foreksowymi powinien wyciągnąć nie tylko bank (dziś takich firm nie obsługuje), lecz także klienci.

— W Świętego Mikołaja przestałem wierzyć w wieku kilku lat. Jak widzę faceta z brodą w czerwonym stroju rozdającego prezenty, wiem, że coś jest nie tak. Takie same odczucia powinni mieć wszyscy, którzy słyszą, że jakaś spółka foreksowa oferuje rentowność 40 proc. rocznie.

Dawid Tokarz

BĘDZIE ...i skupi się na rozwijaniu interesów w Polsce

O tej porze bank miał być już na Węgrzech, w Rumunii i Wielkiej Brytanii. I szykowałby się na Niemcy.

Choć mBank wyrabia w Czechach i na Słowacji stachanowskie normy, BRE Bank uważa, że na zagranicę przyjdzie jeszcze czas. Normy w zakresie akwizycji klientów, rachunków i depozytów zostały przekroczone o kilkaset procent. Gorzej idzie sprzedaż kredytów — kształtuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań: na poziomie około 37 proc. Pozostałe liczby robią jednak wrażenie: po dziewięciu miesiącach działalności w Czechach i na Słowacji na koniec sierpnia mBank miał 175 tys. klientów, 275 tys. rachunków i 645 mln EUR depozytów.

— Osiągnęliśmy sukces — przyznaje Mariusz Grendowicz, prezes BRE Banku.

Jednak dalsza ekspansja internetowego ramienia grupy na razie nie będzie kontynuowana.

— Nie zatrzymujemy ekspansji, ale chcemy przeanalizować takie czynniki, jak dochodowość, zwrot na kapitale, płynność, dostęp do kapitału — wylicza szef grupy.

Co by było, gdyby

Mariusz Grendowicz uważa, że działalności mBanku nie można oceniać tylko w kontekście wzrostu liczby klientów, w oderwaniu od działalności BRE Banku oraz wskaźników makroekonomicznych, które w ostatnich miesiącach bardzo się zmieniły.

— Nasza obecna sytuacja jest dobra. Gdyby jednak wyobrazić sobie ekspansję przy zachowaniu obecnego modelu biznesowego, który w dużej mierze opiera się na sprzedaży produktów zabezpieczonych hipoteką, musielibyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy w stanie dostatecznie wesprzeć takie działania na kilku rynkach jednocześnie — mówi Mariusz Grendowicz.

Pośpiech nie zawsze jest najlepszym doradcą.

— Dalszą ekspansję należy dokładnie zaplanować. Dostosowanie naszego modelu biznesowego i systemów informatycznych wymaga zaangażowania znacznych pieniędzy. Dzisiaj skupiamy się na konwersji korony słowackiej na euro. To ważne doświadczenie, które będzie dla nas kluczowe, kiedy Polska będzie wchodziła do strefy euro — uważa prezes.

Bliższa koszula ciału

Zgodnie ze strategią poprzedniego zarządu o tej porze roku bank powinien już działać na Węgrzech, w Rumunii i Wielkiej Brytanii, a szykowałby się już na Niemcy. Obecne kierownictwo koncentruje się jednak na własnym podwórku, bo ono ma większe możliwości niż cztery sąsiednie kraje razem wzięte.

— Przy istotnym sukcesie na Słowacji i w Czechach, jeśli dodając do tego ekspansję w kolejnych dwóch krajach, to nawet gdybyśmy osiągnęli maksymalnie wysokie rezultaty, i tak suma klientów, depozytów i kredytów na tych czterech rynkach byłaby mniejsza od tego, co mamy w tej chwili w Polsce — twierdzi Mariusz Grendowicz.

Tylko w pierwszym półroczu grupa zdobyła ćwierć miliona klientów — co trzeci rachunek w Polsce w tym czasie został otwarty w MultiBanku lub mBanku. Trzeba się pilnować, by ich nie stracić, bo już jesienią pojawią się na rynku nowi gracze z wielkimi apetytami. Alior i BWE to bezpośredni konkurenci MultiBanku, który celuje w zamożniejsze osoby i mniejszych przedsiębiorców. Obaj debiutanci chcą też mocno zaistnieć w bankowości internetowej.

Eksportowa marka

MBank traktowany jest nadal jako świetna marka eksportowa nie tylko BRE Banku, ale całej grupy Commerzbanku, do której należy. Inwestor wiąże z nim nadzieje na podbój detalicznych rynków w naszym sąsiedztwie.

— Mamy kompetencje i świetny produkt do uruchamiania inwestycji typu greenfield, a mBank będzie odpowiedzialny za wzrost organiczny w regionie. Aranżowanie przejęć czy fuzji w segmencie korporacyjnym będzie należało do Commerzbanku — podsumowuje Mariusz Grendowicz.

Eugeniusz Twaróg