
Wczoraj Amerykański Instytut Paliw (API) podał swoje cotygodniowe wyliczenia związane z zapasami ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Według wyliczeń tej instytucji, w poprzednim tygodniu zapasy ropy w USA wzrosły aż o 4,52 mln baryłek. Jest to pewne zaskoczenie, bowiem oczekiwano jedynie symbolicznej zwyżki zapasów, o około 200 tysięcy baryłek.
Dzisiaj swoje dane na temat zapasów przedstawi amerykański Departament Energii – na ogół, w około trzech czwartych przypadków, kierunek zmian zapasów dla obu raportów się pokrywa. To zaś sugeruje, że prawdopodobnie także departament pokaże istotny wzrost zapasów.

Chociaż większe zapasy ropy w USA negatywnie przekładają się na ceny tego surowca, bowiem świadczą one o gasnącym popycie w obliczu spowolnienia gospodarczego – to warto pamiętać, że nie mniej ważnym tematem na rynku ropy są obecnie ograniczenia w jej produkcji.
Po pierwsze, na skutek inwazji Rosji na Ukrainę i późniejszych sankcji narzuconych na Rosję przez m.in. USA czy kraje UE, zmniejszyło się wydobycie i eksport ropy z Rosji. Obecnie zaś państwa G7 opracowują plan wdrożenia limitów ceny rosyjskiej ropy, który może prowadzić do dodatkowego spadku jej podaży.
Po drugie, kraje OPEC+ na październikowym spotkaniu ustaliły, że od listopada nastąpi cięcie limitów produkcji ropy w rozszerzonym kartelu o niebagatelne 2 mln baryłek dziennie. O ile realnie prawdopodobnie cięcia będą o około połowę mniejsze, to nie jest to informacja pocieszająca – bowiem wynika ona z faktu, że niektóre kraje OPEC+ i tak mają problemy z wykorzystaniem w pełni swoich limitów.
