Sport uczy wytrwałości, planowania strategicznego, zrozumienia sukcesu, ale i przyczyn porażki – nabyte dzięki niemu umiejętności można przełożyć na biznes. Krzysztof Wielicki, ikona polskiego himalaizmu, i menedżerowie, których pasją jest aktywność fizyczna, mówią o tym, co sport wniósł do ich życia – nie tylko zawodowego.

Młodość spędził w górach. Nie zawsze miał czas dla rodziny, bo alpinizm to wymagająca pasja. Krzysztof Wielicki – wspinacz, taternik, himalaista, piąty człowiek na Ziemi, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum – przyznaje, że w życiu łatwo przeoczyć najważniejsze momenty. Sport się liczy, lecz to rodzina, przyjaciele, wspólnota, poczucie przynależności i doświadczanie życia dają mu największe szczęście.
– Z biegiem lat coraz chętniej się zatrzymuję i analizuję, co mogę w życiu zyskać, a co stracić, np. czas spędzony z synem – przyznaje uczestnik legendarnej zimowej wyprawy na Mount Everest z lat 1979 i 1980.
Pokusy drogi na skróty

Krzysztof Wielicki pochodzi ze wsi, co uważa za przywilej.
–Rodzice dali mi wykształcenie i czasem przysyłali słoiki ze smalcem do akademika. Jestem z pokolenia, które bardzo chciało zapisać się w historii światowej i to w każdej dziedzinie, dlatego braliśmy sprawy w swoje ręce, budowaliśmy przyjaźnie, które są motorem postępu i dawały wiarę w drużynę, w drugiego człowieka – wspomina himalaista.
Górskimi wędrówkami i wspinaczką pasjonował się od najmłodszych lat. Pierwsze piesze wycieczki odbywał już w harcerstwie. Miał 22 lata, kiedy trafił na letni kurs wspinaczkowy, a potem obóz zimowy, którego kierownikiem była Wanda Rutkiewicz, jedna z najwybitniejszych światowych himalaistek. Kompetencje sportowe rozwijał stopniowo przez kilkadziesiąt lat, zaczynając od skał, potem Tatr, Alp, Dolomitów, Kaukazu, Pamiru i wreszcie Himalajów. Uważa, że w sporcie najważniejsze jest zaangażowanie, konsekwencja i działanie. Dlatego tak bliski jest mu alpinizm, w którym docenia się nie tylko wynik, lecz także sposób, w jaki się do niego dochodzi. W alpinizmie nie ma też podium – nikt nie jest pierwszy, drugi czy trzeci.
–W dzisiejszym świecie jest wiele pokus, by iść na skróty, pominąć ważne odcinki, w których zdobywamy wiedzę i doświadczenie, bo chcemy szybko osiągnąć sukces, jaki obserwujemy np. w mediach społecznościowych. Podążałem klasyczną drogą w zdobywaniu doświadczenia, czyli powoli. Mnogość doświadczeń rodzi dystans i buduje kapitał wiedzy. Poza tym w naszym sporcie chodzenie na skróty często kończy się śmiercią – kwituje Krzysztof Wielicki.
Himalaista przyznaje, że sport może być dobrym nauczycielem życia: pomaga nabyć odporność fizyczną i psychiczną, zdobyć umiejętność analizowania, planowania sukcesów, ale i radzenia sobie z porażkami.
To przydaje się też w biznesie – twierdzi Adam Lejman, prezes Alkom Software & Consulting. Menedżer już nie liczy, ile ma za sobą startów triathlonowych. Przez prawie 10 lat było ich pewnie 50 na różnych dystansach, w tym trzy razy Ironman na pełnym dystansie i kilkanaście maratonów. Mówi, że sport nauczył go rozpisywania planu na poszczególne zadania i ich konsekwentnej realizacji. Podkreśla, że to dobra droga do sukcesu: choć czasem może się wydawać, że jedno zadanie ma niewielkie znaczenie dla realizacji całego planu, jednak jego odpuszczenie negatywnie odbije się na wynikach.

–To była dla mnie najważniejsza lekcja. Każdy cel długoterminowy wymaga wykonania pierwszego kroku, potem kolejnych. I cierpliwości. Wtedy też łatwiej znaleźć motywację do jednostkowych działań, które same w sobie najczęściej nie są ekscytujące – mówi Adam Lejman.
Dodaje, że trudność polega na tym, że nie należy też tracić z oczu szerszej perspektywy. Na przykład w biznesie działamy najczęściej na krótkich odcinkach – choćby realizując plan kwartalny – i często zapominamy o tym, co czeka na nas dalej. To może być ta niewłaściwa droga na skróty.
Konrad Wiśniowski, prezes Grenkeleasing, wskazuje na prawidłowość odnoszącą się zarówno do sportu, jak i biznesu: nie wszystkie kompetencje zdobyte w jednej dziedzinie da się przełożyć na drugą. Nabycie nowych umiejętności w świecie, który ciągle zmienia kształt, wymaga zatrzymania się, zadawania pytań i uczenia od innych. To jeden z powodów decyzji o rocznym urlopie, który poświęcił na studia MBA we Francji, sport i... po prostu nudzenie się, czas dla siebie po latach intensywnej pracy.

– Kiedyś przyszedłem na trening boksu tajskiego w świetnej formie fizycznej i wydawało mi się, że od razu zawojuję świat. Okazało się jednak, że trzy lata intensywnego treningu crossfitowego nie przekładają się na sukces w sztukach walki. Kumple się ze mnie śmiali na początku, że ruszam się jak robot. I to, że mogłem więcej niż oni podnieść w martwym ciągu czy przysiadzie, w ogóle mi nie pomagało podczas walk – dzieli się przemyśleniami.
Nie jesteśmy pępkiem świata
Celina Kontek-Szczygielska, trenerka prowadząca Centrum Kultury Fizycznej w Poznaniu, uważa, że ludzie, którzy konsekwentnie pogłębiają pasję, w tym sportową, budują i wzmacniają poczucie własnej wartości. Wiedzą, kim są, co umieją i co w związku z tym mogą osiągnąć, jednocześnie czerpiąc z tego radość. Zyskują również dodatkowe umiejętności w biznesie, które wbrew pozorom nie powinny polegać na wzmacnianiu rywalizacji, tylko współpracy, zaufania i szacunku. Do tego potrzebne jest też skupienie, planowanie strategiczne, zrozumienie sukcesu – ale i porażki – cierpliwość, odporność na zmiany, inwestycja w czas.

–To wymaga osobistego zaangażowania, psychicznego nastawienia na trud pracy, zderzenia się z dyskomfortem. Dziś jednak promowane są raczej działania, które mają szybko doprowadzić nas do celu i to w bardzo komfortowych warunkach. Ale to iluzja, tak samo jak oczekiwanie błyskawicznych wyników – tłumaczy Celina Kontek-Szczygielska.
Pasjonat wspinaczki górskiej – Robert Paszkiewicz, szef regionu Europy Środkowo-Wschodniej w OVHCloud – podkreśla wagę celebracji chwili. Tego także sport może nauczyć zapracowanych ludzi biznesu.

– Kto zrobił ostatnio coś spontanicznego? Trudno nam wyłączyć głowę, wciąż gdzieś pędzimy, ale rzadko w jednym kierunku. Dla mnie ideą wspólnoty jest przejście dookoła Kotliny Jeleniogórskiej im. Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza, ratowników GOPR, którzy zginęli w lawinie w Karkonoszach. W tym przejściu nie ma rywalizacji, nie ma miejsc na mecie. Podczas 137 km wędrówki, która może trwać nawet 48h, jest czas na rozmowy, refleksje, współpracę uczestników i celebrację chwil. Wszystkich łączy jeden cel: dojście na metę w Szklarskiej Porębie. Każdy staje się zwycięzcą, gdy podejmuje próbę przejścia – opowiada.
Idea bycia razem jest ważna również dla Zofii Dzik, prezeski Instytutu Humanites i założycielki Centrum Etyki Technologii. Od 20 lat menedżerka organizuje wyprawy po pustyniach świata. W trakcie wędrówek po bezkresach, żyjąc jak nomada, śpiąc pod gołym niebem, piekąc chleb na ognisku, doświadcza siły ciszy i refleksji, co nazywa higieną umysłu.

Podczas swoich podróży przeprowadza też wywiady z liderami małych społeczności, szukając m.in. odpowiedzi na pytanie, czego najbardziej się obawiają. Okazuje się, że... narastającej obojętności ludzi wobec siebie. Coraz powszechniejsza samotność jest wyrazem zagubienia współczesnego człowieka. Żyjemy w bardzo szybkim, zglobalizowanym świecie, doświadczając presji na sukces. Koncentrując się na dążeniu do niego, możemy jednocześnie zgubić coś ważniejszego: wiedzę o tym, kim jesteśmy, co i dla kogo robimy, czy jest to komuś potrzebne.

Krzysztof Wielicki nie raz mierzył się ze strachem i niebezpieczeństwami, ale uważa, że nie da się poznać świata, nie będąc zaangażowanym. Takie podejście wymaga jednak odwagi, łamania schematów myślenia, poświęcenia i cierpliwości. Wtedy życie przestaje być błahe.
–W sporcie podobnie jak w biznesie żaden duży sukces nie powstaje z dnia na dzień. Pytanie, kto będzie na tyle odważny, by przełamać schematy. Kto chce pisać historię, zamiast nie podążać za trendami – podsumowuje Krzysztof Wielicki.
