Z Wongi do Booksy

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-01-21 22:00

Marcin Borowiecki leci za ocean, żeby zająć się rozwojem biznesu jednego z najbardziej perspektywicznych polskich start-upów

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego Marcin Borowiecki zamieni Wongę na Booksy
  • jak bedzie rozwijała się spółka, która w ubiegłym roku zebrała od inwestorów 13 mln USD

Kiedy w lipcu ubiegłego roku Booksy.com zebrał w drugiej rundzie finansowania 13 mln USD, Stefan Batory, założyciel firmy, powiedział, że pieniądze pójdą m.in. na zatrudnienie klasowych fachowców polsko-amerykańskiego start-upu. Zapowiadał też, że w najbliższym czasie skoncentruje się na budowie biznesu w Stanach Zjednoczonych. Dopiero potem pójdzie w świat. Udało nam się ustalić, kto pokieruje rozwojem Booksy w USA. Według naszych informacji będzie to Marcin Borowiecki, do niedawna prezes Wongi.

ZNAJOMOŚCI ZZA OCEANU:
ZNAJOMOŚCI ZZA OCEANU:
Marcin Borowiecki ma trochę znajomości w USA ze studiów na Stanfordzie. Po zakończeniu edukacji zaczął pracę w polskim eBay’u. Potem zakładał Finamo.
Fot. Marek Wiśniewski

— Szukaliśmy osoby, która ma „gen przedsiębiorczości” i doświadczenie po obu stronach oceanu. Zbudowanie Wongi oraz kilka lat spędzone w Dolinie Krzemowej, m. in. w centrali eBaya, spełniało te kryteria — tłumaczy Stefan Batory, założyciel Booksy.com.

Aplikację do rezerwowania wizyt u fryzjerów, kosmetyczek, masażystów, dentystów, itp. Zaczął budować zaraz po tym, jak „odpalił” aplikację iTaxi. Wkrótce po starcie Booksy przeniósł się do Stanów, gdyż uznał, że tylko tam, gdzie rynek usług jest wielki i doskonale rozwinięty, firma może zyskać rozmach.

Koncepcja podoba się inwestorom, którzy dotąd zainwestowali w firmę 20 mln USD, a są wśród nich Kulczyk Investment, Enern, fundusz czeskiego milionera Petera Smidy oraz Zach Coelius, nazywany „unicorn whisperer”.

Dobra szkoła biznesu

Angaż Marcina Borowieckiego jest nieoczywisty, ponieważ mogłoby się wydawać, że to raczej ktoś z lokalnego rynku zajmie się rozwojem firmy. Fakt, że wybór padł na byłego szefa firmy pożyczkowej to świadectwo dobrych referencji dla niego, ale też dla polskiej branży finansowej. W Wondze pracował od początków istnienia firmy w Polsce, czyli od 2012 r. Był to sam szczyt największej popularności brytyjskiego serwisu pożyczkowego, założonego przez charyzmatycznego, południowoafrykańskiego biznesmena Errola Damelina, menedżera o charakterze i posturze ulicznego „fightera”, twardego, nieprzebierającego w słowach i metodach gracza.

Szef Wongi w Polsce stanowił jego całkowite przeciwieństwo: raczej wycofany, spokojny, opanowany i bardzo wyważony nie tylko w stylu bycia, lecz także w sposobie prowadzenia biznesu. Polska odnoga Wongi w niczym nie przypominała swojego brytyjskiego pierwowzoru, który szybko zyskał miano „pożyczkowego rekina” ze względu na bardzo agresywny sposób prowadzenia biznesu, zdobywania rynku i obchodzenia się z klientem. Marcin Borowiecki kładł nacisk na przejrzystość relacji, ofertę kierował do klientów zasobniejszych i wypłacalnych, a nie ledwie wiążących koniec z końcem, jak na Wyspach.

Na tle szybko rosnącej polskiej branży pożyczkowej, stosującej krzykliwe reklamy, Wonga, poza epizodyczną kampanią reklamową z udziałem kukiełek (które schowała do lamusa, gdy brytyjski nadzór uznał je za niestosowne), prezentowała się jako biznes bez szczególnych właściwości. W 2014 r. Eroll Damelin odszedł z Wongi (dzisiaj jest jednym z najbardziej wytrawnych inwestorów w londyńskim City, specjalizującym się w fintechach), po tym jak pojawiało się coraz więcej zastrzeżeń klientów i regulatorów — a także Kościoła Anglikańskiego — wobec pożyczkodawcy. Próby ratowania reputacji zakończyły się niepowodzeniem. W ubiegłym roku brytyjska Wonga ogłosiła bankructwo.

Polska okazała się impregnowana na kłopoty centrali. Kiedy kryzys w Wielkiej Brytanii zaczął narastać, Wonga, która wcześniej otworzyła biznesy w kilku krajach na całym świecie, zaczęła zamykać zagraniczne ekspozytury. Z wyjątkiem Polski, RPA i Hiszpanii. Polski biznes okazał się na tyle solidny, że przetrwał upadłość matki i stał się jednym z nielicznych składników masy upadłościowej, które można sprzedać. Z naszych informacji wynika, że proces sprzedaży Wongi znajduje się na końcowym etapie.

Booksy idzie w Amerykę

Marcin Borowiecki zdecydował się odejść z firmy, którą zakładał pod koniec ubiegłego roku.

— Długo zastanawiałem się nad przyjęciem propozycji, ostatecznie zdecydowałem się podjąć wyzwanie — mówi były prezes Wongi.

Dlaczego wybór padł na niego? Ponieważ w Wondze nauczył się, jak zdobywać klientów w internecie, jak budować zasięg, jak konstruować reklamę tak, żeby trafiła do odpowiednich odbiorców. Dla Booksy sieć jest jednym z dwóch kanałów pozyskiwania partnerów. Firma prowadzi też akwizycję offline, wysyłając swoich przedstawicieli handlowych w teren.

— Rynek jest ogromny, a segment „beauty”: usługi fryzjerskie, kosmetyczne i pokrewne, na których się koncentrujemy, stale rośnie — mówi Marcin Borowiecki.

Miesięcznie z aplikacji korzysta 2,5 mln osób. To dużo i mało jednocześnie. Booksy chwali się, że jest numerem jeden w tego typu usługach na amerykańskim rynku, jednak w rzeczywistości na razie działa w mikroskali, koncertując się na kilku stanach. Konkurencję ma dużą, gdyż w każdym większym mieście działają podobne aplikacje, tyle, że mają lokalny zasięg. Booksy myśli w skali całego kraju. Marcin Borowiecki ma ten zamysł wcielić w życie. Pracę za oceanem zacznie od czerwca.