Tytułowy dramat przeżywają uczestnicy wszelkich katastrof, najbardziej znana jest oczywiście tragedia „Titanica”.
Szalupowe odniesienie to najlepszy komentarz do przyjętego przez Sejm w nocy z piątku na sobotę pakietu trzech z czterech ustaw tzw. tarczy antykryzysowej. Przez wiele dni władcy kraju żonglowali sufitową kwotą 212 mld zł. Od sobotniego wieczoru każdy może wczytać się w wersję uchwaloną i ocenić swoje szanse. Niestety, wielu rozbitków szamocących się w lodowatej epidemii z nadzieją na wciągnięcie do szalupy dostanie cios wiosłem po rękach.

Pierwsze zdalne posiedzenie Sejmu miało skoncentrować się na naturalnych sporach o szczegóły tarczy. PiS wykorzystało jednak pionierski tryb do nieregulaminowych zagrywek proceduralnych. Odkurzony został chwyt uchwalenia budżetu 2017 w Sali Kolumnowej, gdy kilkaset różnych poprawek zblokowano w… dwa głosowania ręczne. W piątek zaś doktrynę „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi” Sejm zastosował, pierwszy raz w III RP, wobec Senatu. 94 najróżniejsze poprawki do budżetu 2020 odrzucono jednym głosowaniem! PiS bało się, że przy żmudnym przeprowadzeniu 94 głosowań niektóre poprawki się ostaną, albowiem wciskanie przez posłów guzików z domu szwankowało — co chwilę zmieniała się nie tylko suma głosujących, lecz także skład grupy nieuczestniczącej.
Najbardziej brzemienne w skutki było głosowanie nr 54 o godzinie 4.21. PiS przeforsowało 222:214, przy 3 posłach wstrzymujących się oraz 21 nieuczestniczących, zgrupowane w pakiet nie tylko swoje poprawki, lecz także nielegalne nocne wrzutki — zmiany w ustawach, które nie były objęte wyjściowym projektem rządu! Kodeks wyborczy przyznaje prawo głosowania korespondencyjnego osobom niepełnosprawnym, zaś przez pełnomocnika — niepełnosprawnym oraz sędziwym wyborcom od 75 lat. Zaskakująca wrzuta przyznała takie możliwości nie tylko osobom na kwarantannie (co da się zrozumieć), lecz każdemu wyborcy w wieku już od 60 lat. Bez niej miliardy wydane na przedwyborczą kiełbasę pod nazwą tzw. 13 emerytury uleciałyby w gwizdek, albowiem duża część beneficjentów wystraszonych epidemią nie dotarłaby do urn, by dziękczynnie zagłosować na Andrzeja Dudę.
W tym samym pakiecie zniszczona została Rada Dialogu Społecznego (RDS). Opiekuje się nią prezydent RP, ale Jarosław Kaczyński wykorzystał okazję do wskazania krnąbrnemu niekiedy podopiecznemu miejsca w szyku. Przeforsowano upoważnienie dla premiera do wyrzucania z RDS dowolnych członków, delegowanych przez reprezentatywne organizacje biznesowe i centrale związkowe, a następnie powołanych przez prezydenta. Powodem może być „sprzeniewierzenie się działaniom RDS, doprowadzające do braku możliwości prowadzenia przejrzystego, merytorycznego i regularnego dialogu organizacji pracowników i pracodawców oraz strony rządowej”. Zapewne chodzi o krytykowanie świetlanych pomysłów władców. Z podobnymi argumentami autonomia najróżniejszych organizacji niszczona była w stanie wojennym. Od razu w sobotę udziałowcy RDS — łącznie z Piotrem Dudą w imieniu Solidarności — ostro zbiorowo oprotestowali PiS-owski zamach. Jeśli nocna wrzuta nie zostanie z ustawy wykreślona, trudno sobie wyobrazić, by któryś z zaliczonych do RDS podmiotów w ogóle w niej pozostał.
Podpis: Jacek Zalewski