ZACHODNI PRODUCENCI ZDOMINOWALI RYNEK MYJNI SAMOCHODOWYCH
Inwestorzy z krajów Unii najczęściej łamią polskie przepisy regulujące zasady odprowadzania szkodliwych zanieczyszczeń
Lawinowy wzrost liczby samochodów zapoczątkował boom na usługi związane z ich eksploatacją. Szczególnie szybko wzrasta liczba nowo otwieranych myjni samochodowych. Polski rynek tego typu obiektów, podobnie jak w całej Europie, został zdominowany przez kilku producentów.
Liczba myjni samochodowych powiększa się w ostatnich latach o ponad 200 obiektów ro- cznie. Szacunkowa wartość wyposażenia dla tych placówek, sprzedanego w 1997 r., przekracza 100 mln zł.
Myjnie i moda
Nasz rynek staje się coraz bardziej atrakcyjny dla producentów sprzętu do mycia samochodów. Podzieliły go między siebie największe europejskie koncerny. Ci liczący się w Europie dominują również w Polsce. Dostarczają urządzeń dla największych sieci stacji paliw. Inwestor może wybierać spośród dwóch podstawowych rodzajów myjni. Są to myjnie szczotkowe i samoobsługowe wysokociśnieniowe. Dotąd boom przeżywają te pierwsze. Najczęściej spotykane są tzw. myjnie portalowe. Mogą one umyć średnio 15 samochodów w ciągu godziny. Ich cena waha się 200 do 300 tys. zł w zależności od producenta. W centrach dużych aglomeracji bardziej sprawdzają się myjnie tunelowe, o dużej przepustowości — ponad 40 samochodów w ciągu godziny. W tym przypadku na zakup należy wyłożyć od 400 do 800 tys. zł.
— Coraz mniejszym zainteresowaniem cieszą się myjnie regenerowane. Są co prawda tańsze od nowych o 50 proc., jednak klienci zaczynają myśleć bardziej ekonomicznie. Myjnia po kilku latach eksploatacji wymaga remontu. W przypadku obiektu już wcześniej regenerowanego w rachubę wchodzi już tylko zakup nowego — twierdzi Piotr Bratkowski, współwłaściciel firmy Sultof, sprowadzającej hiszpańskie myjnie ISTOBAL.
W Europie Zachodniej wraca się do myjni ręcznych, samoobsługowych. Ich niewątpliwą zaletą jest to, że nie niszczą lakieru karoserii, tak jak myjnie szczotkowe. Mycie w tym przypadku odbywa się przy użyciu wysokociśnieniowej dyszy. Mogą z nich korzystać również właściciele np. motocykli czy łodzi. Nie są też drogie. Agregat kosztuje od 30 tys. zł. Tego typu myjnie stanowią podstawową ofertę niemieckiej firmy KŠrcher, która sprzedaje ich u nas kilkadziesiąt rocznie. Konkurencja jednak podszeptuje, że firma ta obniżyła ostatnio loty i większe urządzenia produkowane przez KŠrcher mają marginalny udział w rynku.
Biznes i środowisko
Według szacunkowych obliczeń importerów, inwestycja w myjnię może się zwrócić w ciągu roku. W kolejnych latach zysk może dorównać wartości poniesionych nakładów. Jednak rozpoczęcie tego typu działalności obwarowane jest pewnymi ograniczeniami. Trzeba uzyskać zgodę na budowę. Przedstawiony projekt musi spełniać warunki technologiczne i ekologiczne. Ponieważ zatwierdza go urząd wojewódzki, mogą w poszczególnych województwach wystąpić różnice w interpretacji kwestii związanych z ochroną środowiska.
— Uzyskanie wszystkich pozwoleń powinno być poparte szczegółowymi wytycznymi dotyczącymi zrzucania ścieków. Prawdą jednak jest, że właśnie na etapie załatwiania formalności inwestorzy najczęściej zapominają o środowisku. Zaskakujące jest to, że częściej zdarza się to w przypadku inwestorów zachodnich. Zapominają oni, iż nasze ustawodawstwo zbieżne jest z dyrektywami Unii Europejskiej — twierdzi Wiesław Krajczyński, główny specjalista w Zespole Kontroli Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Uczulenie zagranicznych inwestorów na sprawy ochrony środowiska zmienia się diametralnie po przekroczeniu naszej granicy. Jak twierdzą specjaliści z branży, myjnie należące do jednej ze znanych, międzynarodowych sieci stacji paliw nie spełniają nie tylko europejskich, ale i polskich norm ekologicznych. Przy wyrywkowej kontroli jej przedstawiciele udają, że nic nie wiedzieli o istniejących przepisach. Mają też pretensje o to, że nikt im o nich nie powiedział.
Zamknąć obieg
95 proc. kupowanych myjni wyposażanych jest od razu w urządzenia do odzyskiwania wody. Wiąże się to z dopłatą rzędu 50-60 tys. zł. Pozwala jednak zaoszczędzić blisko 80 proc. wody i zmniejszyć o połowę zużycie środków chemicznych. Powstający w takim obiegu odpad nie jest klasyfikowany jako niebezpieczny, może więc być odprowadzany bezpośrednio do oczyszczalni.
Najwięcej przypadków braku odpowiednich instalacji notuje się w Warszawie. Inwestorzy starają się maksymalnie wykorzystać fakt, że w Polsce woda nie jest droga.
— Zamiast na zakup urządzeń do odzyskiwania wody właściciele myjni decydują się na osadniki, w których zbierają się ścieki mogące zawierać substancje ropopochodne — twierdzi Agnieszka Niemeczek, asystent handlowy niemieckiego producenta myjni — firmy Christ.
Dalsze rozwiązania w takim wypadku dotyczą już tylko odprowadzania ścieków. Myjnia musi podpisywać indywidualne umowy z bezpośrednim odbiorcą odpadów. Niezależnie od tego czy będzie to odbiorca komunalny, czy też rów melioracyjny — ściek musi odpowiadać parametrom przewidzianym w przepisach.
POD KONTROLĄ: Nasze przepisy z zakresu ochrony środowiska z pewnością są bardziej restrykcyjne niż np. amerykańskie. Nie wszyscy właściciele myjni chcą o tym pamiętać — twierdzi Wiesław Krajczyński, główny specjalista w Zespole Kontroli GIOŚ. fot. Borys Skrzyński
PO PODZIALE: Rynek myjni w Polsce podzielili między siebie tacy producenci, jak Ceccato, Wesumat, California Kleinndienst czy Istobal. Z pewnością jednak znajdzie się na nim miejsce dla kolejnych inwestorów — zapewnia Piotr Bratkowski, współwłaściciel firmy Sultof. fot. Borys Skrzyński