My, liderzy Grupy Siedmiu, spotkaliśmy się 19-21 maja 2023 r. w Hiroszimie bardziej niż kiedykolwiek zjednoczeni w determinacji, by sprostać globalnym wyzwaniom i wytyczyć kurs do lepszej przyszłości.
Tak górnolotnie zaczyna się deklaracja szczytu G7, obejmująca aż 66 punktów zapisanych maczkiem na 40 stronach. Poza tym głównym, dokumenty dodatkowe dotyczą wsparcia Ukrainy, rozbrojenia jądrowego (wiadomo, Hiroszima), odporności i bezpieczeństwa gospodarczego, gospodarki czystą energią, globalnego bezpieczeństwa żywnościowego, światowej sytuacji zdrowotnej. A więc jak każdego roku od prawie pół wieku G7 na papierze znowu ratuje świat i wytycza ludzkości świetlaną przyszłość.
Istnieje tylko drobny problem, otóż międzynarodowy status prawno-decyzyjny G7 jest dokładnie zerowy. To zawiązany w 1975 r. (najpierw jako G6 – USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Japonia, zaś rok później doszła Kanada) samozwańczy klub najbardziej uprzemysłowionych potęg Zachodu, do tej kategorii zalicza się politycznie także Japonię. Od 1997 r. dołączenie Rosji zmieniło formułę na G8, ale po zaborze Krymu w 2014 r. Władimir Putin został wyrzucony. Archaiczność G7/G8 uznali inni ambitni władcy i od 1999 r. wymusili powstanie rozszerzonego, równie samozwańczego klubu G20, którego fundamentem stała się reprezentatywność kontynentalna. Obie grupy odbywają szczyty odrębnie, szersza G20 zbierze się 9-10 września w Delhi. Członkostwo w obu klubach nie zależy tylko od PKB per capita, poza suchymi liczbami ważne są kryteria geopolityczne. Notabene Polska formalnie jest w G7 i G20 obecna, ale przez pośredników, czyli szefów instytucji Unii Europejskiej. Biorąc jednak pod uwagę aktualny stan relacji rządowo-unijnych – oboje przewodniczący Ursula von der Leyen i Charles Michel reprezentowali w Hiroszimie interesy wspólnotowe, ale w niektórych wątkach (przede wszystkim klimatycznym) absolutnie nie obecnych władców Polski. Notabene alterglobaliści i tak uważają, że deklaratywne starania zarówno G7, jak też G20 o stan ziemskiego klimatu to wielka pusta „ekościema”.
Wewnątrz G20 wykrystalizowała się podgrupa innych potęg, ostro rywalizujących z zachodnią G7. Piątkę BRICS tworzą: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA. Ich szczyt odbędzie się 22-24 sierpnia w Durbanie, czyli niedługo przed Delhi. Bardzo realny jest osobisty udział Władimira Putina, który od czasu pandemii COVID-19 – a zwłaszcza po wywołaniu wojny napastniczej z Ukrainą – wychyla się poza Moskwę niezwykle rzadko. W zbiórce siódemki w Hiroszimie gościnnie uczestniczyli m.in. dwaj przywódcy z piątki BRICS, czyli Narendra Modi, premier Indii, oraz Luiz Lula da Silva, prezydent Brazylii. Była to próba wpłynięcia przez zachodnią G7 na zmianę postawy przynajmniej tych dwóch państw wobec agresji Rosji na Ukrainę i symbolicznego wyjęcia ich z piątki, która generalnie sprzyja Kremlowi.
Z takimi nadziejami osobiście, a nie tylko ekranowo, stawił się w Hiroszimie prezydent Wołodymyr Zełenski. Ma nieustającą nadzieję na przełom, ale oczywiście na warunkach ukraińskich, których filarem jest wycofanie się Rosji na pozycje nie tylko sprzed 24 lutego 2022 r., lecz sprzed pierwszej agresji w 2014 r. Dla Władimira Putina to absolutnie wykluczone i tak tragiczne wojenne kółko się zamyka. Prezydent Ukrainy podczas pobytu na G7 osiągnął niezwykle cenne obietnice kolejnych dostaw zachodniej broni, w tym nawet składkowych eskadr samolotów F-16. Natomiast jego spotkanie z Narendrą Modim, który przygotowuje agendę zbiórki G20, nie przyniosło żadnego postępu. Władimir Putin we wrześniu do Delhi oczywiście nie przyjedzie, bo Zachód zerwałby szczyt, ale w sierpniu na BRICS do Durbanu – jest to jak najbardziej możliwe.
