Zamęt w przepisach dla firm mniejszy, ale dokuczliwy

Dorota ZawiślińskaDorota Zawiślińska
opublikowano: 2025-03-20 14:57

W 2024 r. uchwalono w Polsce o 59 proc. mniej stron nowego prawa niż rok wcześniej. To najlepszy wynik od 2008 r. Jednak w tej beczce miodu nie brakuje dziegciu.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • co wynika z raportu "Barometr prawa"
  • na co narzekają przedsiębiorcy
  • jakie zmiany prawne są korzystne dla firm
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Z najnowszej, 11. edycji raportu „Barometr prawa”, przygotowanej przez ekspertów Grant Thorntona (GT) wynika, że produkcja prawa w naszym kraju dusi firmy i obywateli. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest inaczej, skoro w ubiegłym roku uchwalono 14,2 tys. stron nowych przepisów, czyli o 59 proc. mniej niż rok wcześniej. Tomasz Wróblewski, partner zarządzający w GT, przyznaje, że jest to spektakularny wynik, bo najlepszy od 16 lat. Jednocześnie dodaje, że ilość prawa nadal przytłacza przedsiębiorców i obywateli.

– Rzetelne śledzenie nowych przepisów wydaje się niemal fizycznie niemożliwe. Jeśli ktoś chciałby być na bieżąco ze wszystkimi zmianami w prawie w 2024 r.. musiałby każdego dnia roboczego poświęcić co najmniej godzinę i 34 minuty na samo czytanie aktów prawnych – zaznacza Tomasz Wróblewski.

Zauważa, że niestabilne i niezrozumiałe przepisy są dla firm jak kajdany ograniczające prowadzenie inwestycji.

Przykry obowiązek

Wskaźniki określające jakość polskiej legislacji wciąż są fatalne.

– Tempo prac nad ustawami przyspieszyło do rekordowego poziomu. Vacatio legis, a więc czas, jaki przedsiębiorcy mają na dostosowanie się do zmian przepisów, ciągle jest dramatycznie krótkie. Konsultacje publiczne są dla rządu raczej przykrym obowiązkiem niż faktycznym dialogiem z ekspertami i praktykami – utyskuje Tomasz Wróblewski.

Z raportu wynika ponadto, że w 2024 r. 376 nowych przepisów regulujących działalność gospodarczą weszło w życie, natomiast 718 zmieniło swoje brzmienie. Rok wcześniej było to odpowiednio: 553 i 1051 rozwiązań prawnych.

– Skala zmian nadal jest spora. Mimo powtarzających się akcji deregulacyjnych, które dobrze, że są podejmowane, brakuje systemowego podejścia do eliminowania zbędnych przepisów, które straciły swoją aktualność – podkreśla Grzegorz Maślanko, radca prawny, partner w GT.

Zwraca uwagę, że ponad dekadę temu Wielka Brytania przyjęła w prawodawstwie tzw. zasadę one-in, one-out. Oznacza ona, że prawodawca projektując nowy obowiązek regulacyjny wobec firm na drodze ustawowej, musi usunąć inny. Przypomina, że w lipcu 2023 r. podobny postulat zgłosił rząd Mateusza Morawieckiego w kampanii wyborczej do parlamentu. Jego zdaniem warto, aby obecny rząd wrócił do tego pomysłu.

Marta Brzozowska-Katner, wicedyrektor departamentu prawa gospodarczego i analiz w Ministerstwie Rozwoju i Technologii podkreśla, że prace nad wdrożeniem wspomnianej zasady są uwzględnione w pierwszym pakiecie deregulacyjnym znajdującym się obecnie w Sejmie.

Grzegorz Maślanko zauważa ponadto, że najwięcej stron nowego prawa powstaje w administracji rządowej, a nie w parlamencie.

Dominują akty wykonawcze. W 2024 r. wydano ok. 12 tys. stron nowych rozporządzeń. Rok wcześniej było ich 30,4 tys.

Ustawowe pendolino

Autorzy raportu podkreślają też, że choć produkcja prawa się zmniejszyła, to jej tempo przyspieszyło. Średni okres prac nad ustawą w 2024 r. wyniósł 68 dni. Rok wcześniej było to 106 dni, natomiast w 2022 r. 75 dni.

– Chcemy, aby w Polsce prawo było uchwalane sprawnie. Natomiast nie można tego robić w pośpiechu, bez odpowiedniej refleksji i niezbędnych analiz, których celem jest uniknięcie konieczności ciągłego poprawiania przepisów – zaznacza Grzegorz Maślanko.

Marta Brzozowska-Katner uważa, że o wiele lepszym wskaźnikiem opisującym tempo prac nad danym rozwiązaniem legislacyjnym byłoby pokazanie, ile czasu mija od wpisu rządowego projektu ustawy do wykazu prac Rady Ministrów.

– Później mamy opracowanie projektu, następnie jego konsultacje i kolejne etapy rządowego procesu legislacyjnego. Potem dopiero trafia on do Sejmu. Wydaje się, że duży zakres prac nad przyszłą regulacją nie jest uwzględniony we wspomnianym wskaźniku – wskazuje Marta Brzozowska-Katner.

Eksperci GT zwracają ponadto uwagę, że w ostatnich latach zaangażowania Senatu w prowadzenie prac legislacyjnych było duże. Natomiast w 2024 r. rola izby wyższej w tym zakresie była marginalna. Zgłosiła ona poprawki tylko do 23 proc. ustaw. Rok wcześniej - do 70 proc.

– W poprzedniej kadencji Senat był zdominowany przez opozycyjne partie. Teraz nie ma takiej dużej krytyki izby wyższej wobec prac sejmowych. Nie jest to pocieszające, bo brakuje wnikliwości i analizy niezbędnej do poprawy prawa zanim stanie się ono obowiązującym aktem – zauważa Grzegorz Maślanko.

Poselski bajpas

Autorzy raportu podkreślają też, że spośród wszystkich ustaw uchwalonych w ub.r. tylko 15 proc. trafiło do parlamentu drogą poselską lub senacką, czyli z pominięciem konsultacji publicznych. W 2023 r. takich regulacji było 26 proc. Grzegorza Maślankę niepokoi jednak fakt, że połowa rządowych ustaw, uchwalonych w 2024 r., nie miała udokumentowanych konsultacji publicznych, a autorzy co czwartej regulacji nie odnieśli się do nadesłanych opinii partnerów społecznych.

– Używając terminologii piłkarskiej, obecny rząd gra raczej w defensywny futbol. Tylko siedem z 31 ustaw gospodarczych to istotne reformy, korzystne dla firm. Reszta to zmiany niekorzystne, techniczne lub nieistotne – uważa Grzegorz Maślanko.

Ekspert pozytywnie ocenia m.in. wakacje składkowe dla przedsiębiorców. Natomiast biurokracja, jego zdaniem, króluje w nowych przepisach Kodeksu pracy, a także dotyczących e-Doręczeń. Z kolei rozszerzenie obowiązku sprawozdawczego przewidziane w ustawie o rachunkowości i raportowanie niefinansowe, to według eksperta, dodatkowe obowiązki dla przedsiębiorców, utrudniające im prowadzenie biznesu.

Grzegorz Szysz, radca prawny, partner w GT, zwraca też uwagę, że firmy mają mało czasu na dostosowanie się do zmian prawnych. Ustawy gospodarcze, jak wyjaśnia, wchodzą w życie średnio po 37 dniach od ich opublikowania. Natomiast rozporządzenia – po dziewięciu dniach. Dodaje, że te wyniki są lepsze niż w poprzednich latach, jednak nadal pozostawiają wiele do życzenia.

– Niepokojącym zjawiskiem jest również to, że niemal połowa aktów prawnych wchodzi w życie z marszu, bez tzw. wyraźnego vacatio legis – ocenia Grzegorz Szysz.

Raport GT nie trafił jeszcze do zespołu ds. deregulacji Rafała Brzoski.

– Na pewno go prześlemy. Bardzo kibicujemy temu zespołowi. Jak tylko nadarzy się okazja, by go wesprzeć, to na pewno to zrobimy – deklaruje Jacek Kowalczyk, dyrektor marketingu i PR w GT.