Zaproszenie do Łodzi

DANUTA HERNIK
opublikowano: 2013-03-29 00:00

Biznesmeni inwestują w miastach, o których coś wiedzą. Jacek Szwajcowski, prezes Grupy Pelion, namawia: poznajcie Łódź! To idealne miejsce dla biznesu. Sam lokuje tam pieniądze, emocje i czas.

Jacek Szwajcowski, prezes Pelionu, jest łodzianinem z urodzenia. Ludzie w jego firmie potwierdzają, że jest mocno zakręcony na punkcie swego miasta. Cieszą się z tego, kibicują mu. A Jacek Szwajcowski zachęca: — Przyjedźcie do nas na weekend! Tu jest mnóstwo ciekawych miejsc. Można się przejść Piotrkowską, obejrzeć pałace fabrykantów, parki, zabytki architektury industrialnej, spędzić miło czas w Manufakturze, zrobić zakupy, zjeść, zabawić się, zanocować w budynku dawnej przędzalni, obecnie Hotelu Andels.

Miasto gościnne

I opowiada: — Przez lata Łódź była dla mnie zwykłym miastem. Mieszkałem w bloku, uczyłem się, spotykałem z kolegami. Kiedy nasz profesor Zdzisław Kembłowski organizował wycieczkę do Muzeum Włókiennictwa, mocno kombinowałem z kolegami, jak się wyłgać z tej imprezy... Ale z czasem poznawałem coraz więcej tajemnic Łodzi, odkrywałem jej piękno, zafascynowałem się historią, głównie przemysłową. Bo czyż to nie fascynujące — zwłaszcza dla biznesmena — że w połowie XIX w. można było zarządzać bez komputera przedsiębiorstwem wartym miliony i dziesięcioma tysiącami pracowników? Czy nie jest fascynujące, że w Łodzi fortuny powstawały od zera, za życia jednego pokolenia? Tu właśnie były do tego warunki — polityka zachęt władz Królestwa Polskiego do osiadania i inwestowania w Łodzi przy akceptacji lub za milczącą zgodą urzędów carskich: ulgi podatkowe, zwolnienia z opłat czynszowych, dzierżawy terenu pod zabudowę, bezcłowy eksport towarów do Rosji... Prowadzone tu interesy miały — jak się dzisiaj mówi — globalny charakter.

Surowce sprowadzano z Ameryki, Azji, Afryki, instalowano nowe maszyny i technologie. Eksportowano produkcję na dalekie rynki. Korzystano z narzędzi finansowych: akcji, obligacji, papierów zastawnych, świadectw udziałowych, uruchamiano banki, towarzystwa akcyjne i spółki celowe, jak ta do budowy i eksploatacji kolei z Koluszek do Łodzi Fabrycznej. Bez pomocy analityków i systemów telekomunikacyjnych fabrykanci umieli się sprawnie porozumiewać z partnerami na innych kontynentach i antycypować biznesowe skutki wydarzeń na świecie. Na przykład Karol Scheibler przewidział kryzys na rynku bawełnianym, spowodowany wojną secesyjną w Stanach Zjednoczonych, i zgromadził tyle zapasów surowca, by produkować dalej, a nawet sprzedawać go po spekulacyjnych cenach — snuje historię prezes Pelionu.

Biznesmen podkreśla jeszcze jeden fenomen rozwoju miasta na przełomie XIX i XX wieku — wielokulturowość Łodzi, która była tyglem różnych narodowości i wielojęzyczną wieżą Babel. Była tolerancyjna — obok siebie powstawały kościoły, synagogi i cerkwie. Jednoczono wysiłki dla wspólnego celu — budowy kolei czy banków — przy jednoczesnej silnej rywalizacji firm.

Akcje i inne skarby

Jacek Szwajcowski inwestuje pieniądze, emocje i czas w Łódź i jej pamiątki. Jest kolekcjonerem historycznych papierów wartościowych łódzkich fabryk i zakładów — nie tylko włókienniczych: spółek, towarzystw i banków. To papiery emitowane od lat 90. XIX wieku aż do 1940 r. Opublikował je w książce „WartościowaŁódź”, którą opatrzył własnym wstępem, a tekst o historii emitentów napisał inny miłośnik Łodzi z ogromną wiedzą o mieście — Ryszard Bonisławski, senator, przewodnik, prezes Towarzystwa Przyjaciół Łodzi, szef Centrum Informacji Turystycznej Urzędu Miasta Łodzi. Pięknie wydana książka, choć wyszła w sporym nakładzie, nie jest dostępna w księgarniach. Trzeba sobie na nią zasłużyć — wtedy dostaje się ją w prezencie. Pelion jest również wydawcą serii „Najsłynniejsze polskie apteki”, dokumentującej historię kilkunastu zabytkowych aptek, które wespół z dwoma muzeami farmacji znalazły się w rodzinie aptek Dbam o Zdrowie. Bo zabytkowe apteki to drugi konik prezesa Pelionu, który jest mecenasem najstarszej, istniejącej już ponad 400 lat, polskiej apteki — Apteki Rektorskiej w Zamościu.

Jacek Szwajcowski tłumaczy, że zabytkowe apteki nie zawsze są rentowne. Ich lokalizacja, utrzymanie starych wnętrz i sprzętów nie muszą być uzasadnione biznesowo — to najczęściej inwestycje sentymentalne, zachowanie historii farmacji jako części dziedzictwa narodowego. W 2004 r. własnością Polskiej Grupy Farmaceutycznej (PGF, obecnie Grupa Pelion) stała się najstarsza łódzka apteka, którą otworzył w 1828 r. Karol Ketschen. Przetrwała niemal 200 lat — powstania, strajki 1905 r. i wielki kryzys, wojny światowe, socjalistyczną rzeczywistość nadziałową i wolny rynek po 1990 r. Wrosła w historię Łodzi. W jej sąsiedztwie mieści się Muzeum Farmacji im. Jana Muszyńskiego. Organizację placówki sfinansowała PGF. Na ekspozycję składają się izby apteczne z przełomu XIX i XX wieku z meblami, naczyniami i sprzętami: wagami, przyrządami do produkcji pigułek, moździerzami, zabytkowymi drukowanymi sygnaturami i etykietami. Ponadto są zielarnia i biblioteka z księgami, pismami i farmakopeami. Jest również sala wykładowa ze sprzętem audiowizualnym, w której odbywają się tzw. lekcje muzealne.

Miejsce na biznes

Jacek Szwajcowski uważa, że inwestorzy zagraniczni często kierują się tym, co wiedzą o miejscowości — jeśli ją znają, chętniej otwierają tam firmy.

— Łódź, jeśli się ją pozna, jest doskonałym miejscem dla biznesu — przekonuje prezes Pelionu. Czy zakładając ze Zbigniewem Molendą spółkę Medicine, Jacek Szwajcowski liczył na sukces ze względu na biznesową tradycję miasta?

— Od początku w latach 90. losy firmy wiązały się z Łodzią, wciąż mamy tu główną siedzibę. Łódź jest idealnym miejscem do prowadzenia biznesu. Z jednej strony tradycja przemysłowa, z drugiej — siatka autostrad. Atuty miasta to m.in. centralne położenie, bliskość stolicy bez jej wad, np. wysokich kosztów. Po uruchomieniu autostrady A2 z Warszawy do Łodzi z centrum do centrum jedzie się godzinę i dwadzieścia minut. Łódź jest już skomunikowana w różnych kierunkach, w parę godzin można dojechać do Poznania, Berlina... Za moment do Gdańska czy Krakowa. Tu są znakomite szkoły i uczelnie, które kształcą fachowców, tworząc zaplecze ludzkie dla biznesu. No i jest tradycja — tłumaczy Jacek Szwajcowski.

— Łodzianie są przyzwyczajeni do ciężkiej pracy. Potrafią się w razie potrzeby szybko przestawić, znajdują sobie miejsce, nie boją się wyzwań — dodaje Ryszard Bonisławski.

To wynika z historii

Łodzianie mawiają, że w swoim mieście mają najwięcej pałaców i największe grobowce w Europie, a Manufaktura to największa na świecie zrewitalizowana powierzchnia industrialna. Na każdej cegle Manufaktury wyryte są trzy litery: I.K.P. — inicjały Izraela Kalmanowicza Poznańskiego, materialna pamiątka fabrykanckiej fortuny.

Na początku XIX w. Łódź tworzyło jednak zaledwie sześćdziesiąt chałup, stodoły i… dwustu mieszkańców.

— Rajmund Rembieliński, Stanisław Staszic i inni myśleli, jak Polskę podnieść z upadku. Sprzyjały im okres ponapoleoński i bariera celna między Rosją a Niemcami. Byliśmy wtedy w zaborze rosyjskim. Postanowiono z tego zrobić użytek. Łódź stała się przykładem celowego, świadomego tworzenia miasta przemysłowego w stylu amerykańskim. Wytyczono rynek, zbudowano pierwsze murowane budynki — ratusz i kościół.

Zaproszono rękodzielników, którzy wegetowali po stronie niemieckiej. Ich praca, po wprowadzeniu tam maszyny parowej, stała się niekonkurencyjna,ich sukno było droższe niż fabryczne. Tu otwarto przed nimi pole do działania. Staszic, patrząc na Łódź, liczył, że może w przyszłości będzie w tym mieście 12 tys. ludzi — opowiada Ryszard Bonisławski. W 1820 r., kiedy zdecydowano, że to będzie miasto przemysłowe, Łódź liczyła 700 mieszkańców. Sto lat później było ich ponad pół miliona.

— W połowie XIX wieku w Łodzi mieszkali Polacy, Żydzi, Czesi, Francuzi, Niemcy, Rosjanie. Były tu firmy chińskie, ormiańskie. To się wydawało naturalne, nikogo nie dziwił człowiek o innej barwie skóry, kroju oczu czy mówiący innym językiem — przekonuje Ryszard Bonisławski.

Specyfiką przemysłu łódzkiego było lokowanie zakładów w mieście i budowanie w pobliżu osiedli dla pracowników. Tuż obok stały wille właścicieli. O fabrykantach dziewiętnastowiecznej Łodzi mówiło się, że im bardziej hałasowały ich zakłady, tym lepiej spali.

Czas lodzermenschów

Ludwik Geyer sprowadził do Łodzi pierwszą maszynę parową. W 1839 r. ruszyła jego fabryka, z powodu białych tynków nazwana Białą Fabryką. Mimo upadku miejsce Geyera wśród twórców przemysłowej Łodzi jest bardzo ważne. Był pionierem w działaniach przemysłowych, pokazał, jak się tworzy bawełnianą fortunę. Zbudował z synami nie tylko fabryki, domy dla robotników, wille fabrykanckie, ale przede wszystkim swoim przykładem zaczął budować legendę miasta, w którym można zdobyć fortunę własnymi rękami — Ziemi Obiecanej. Wkrótce najpotężniejszym człowiekiem w Łodzi stał się Karol Wilhelm Scheibler. Był twórcą imperium przemysłowego, prowadził szeroką działalność społeczną. Rodzina Scheiblera również po jego śmierci łożyła wielkie sumy na budowę szkół, szpitali, kościołów, otwierała przyszkolne biblioteki i świetlice. Za 150 tysięcy rubli wybudowano pierwszy przyfabryczny szpital z apteką, gdzie pracownicy i ich rodziny mogli się leczyć za darmo (obecnie szpital im. K. Jonshera). Konkurent Scheiblera, Izrael Kalmanowicz Poznański, jako kilkunastoletni chłopak zbierał szmaty. W 1852 r. przejął od ojca prowadzenie rodzinnej firmy kupieckiej i zaczął poszerzać jej działalność. Skupował działki przy ulicy Ogrodowej, gdzie zbudował swoje imperium. Kiedy umierał w 1900 r., jego majątek wynosił 11 mln rubli. Początkowo Poznański znany był jako bezwzględny wyzyskiwacz, jednak pod koniec życia zaangażował się w działalność charytatywną, zakładał sierocińce, szkoły dla biednych i szpitale. Łódź zawdzięcza mu również pałace, które wybudował dla siebie i swoich dzieci. Podobnie jak Scheibler stworzył dzielnicę fabryczną z osiedlem robotniczym, szpitalem, szkołą i sklepami.

Anegdoty i plotki

Karol Scheibler zwany był „kulawym diabłem”. Ponieważ wszystko, czego tknął, zamieniało się w złoto, podejrzewano go o zmowę z siłami nieczystymi. Poznański chciał przyćmić niemieckiego konkurenta. Planował zbudowanie większego niż scheiblerowski kompleksu przemysłowo-mieszkalnego i w tym celu podjął współpracę z architektem miejskim Hilarym Majewskim. Podobno, gdy Majewski zapytał Poznańskiego, w jakim stylu ma być budowany pałac, ten oburzony krzyknął: Co znaczy, w jakim?! W każdym! Pałac był wielokrotnie rozbudowywany i modernizowany, dziś można powiedzieć, że istotnie jest w każdym stylu, ale przede wszystkim widać związki z architekturą francuską, dlatego jest nazywany łódzkim Luwrem. Jacek Szwajcowski dobrze zna historię i zabytki Łodzi. Ale swoją pasję realizuje także na innych płaszczyznach. Zasiada w Zespole Doradców Społecznych prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej i co roku organizuje Łódź Maraton Dbam o Zdrowie, imprezę weekendową promującą nie tylko zdrowie, ale także miasto i integrującą jego mieszkańców. Tegoroczny maraton z imprezami towarzyszącymi odbędzie się 12-14 kwietnia.