Właściciel zielonego biurowca nie uzyska od najemcy wyższej stawki czynszu niż w zwykłym. Po co więc inwestować w nowoczesne rozwiązania technologiczne, przeznaczać kilka miejsc parkingowych na rowery, segregować śmieci czy starać się o certyfikaty?
— Dlatego, że coraz więcej najemców w zapytaniach ofertowych zaznacza, że interesuje ich tylko certyfikowany budynek. Bo oszczędność kosztów wody i energii elektrycznej w takich obiektach wynosi 5-20 proc. Dlatego też, że praca w lepszych warunkach, szczególnie z nowocześniejszym systemem wentylacji i klimatyzacji, sprawia, że pracownicy rzadziej chodzą na zwolnienia lekarskie. To w europejskiej skali przekłada się na 2 proc. więcej czasu spędzonego w pracy — wylicza Jonathan Cohen, dyrektor działu doradztwa budowlanego Colliers International.
Jest jeszcze jeden argument, który w Polsce jeszcze trudno zbadać, ale w Europie już to zrobiono. Według danych Colliersa, deweloperzy ekologicznych budynków sprzedają je średnio o 16 proc. drożej niż porównywalne, ale bez zielonego uzbrojenia. Ten argument przyszłości sprawia, że za dwa lata co najmniej połowa budynków komercyjnych będzie już projektowana z zasadami zrównoważonego rozwoju.
— Obecnie w Polsce poniżej 5 proc. istniejących budynków jest certyfikowane, jednak większość obiektów w budowie jest zaprojektowana z wszystkimi potrzebnymi instalacjami — mówi Jonathan Cohen. W Polsce funkcjonują dwa systemy certyfikacji ekologicznej budynków komercyjnych: LEED i BREAM. Mogą je zdobywać nowe budynki, obiekty już istniejące, a nawet poszczególne biura.