Przedsiębiorcy już docenili właściwą funkcję zabezpieczeń
Podstawą zarządzania ryzykiem walutowym w firmie jest znajomość instrumentów, które pozwalają je znacznie ograniczyć.
W Polsce przybywa przedsiębiorstw, dla których ryzyko związane z wahaniami kursu złotego jest istotne w codziennej działalności biznesowej. Kryzys gospodarczy spowodował wzrost zainteresowania zarówno transakcjami bankowymi, pozwalającymi ograniczyć skutki wahań kursów walut, jak i usługami doradczymi, mającymi pomóc w wyborze odpowiedniego instrumentu zabezpieczającego.
Sprawdź dokumenty
Prezentację możliwości zabezpieczenia przedsiębiorstw przed skutkami wahań kursów należy rozpocząć od zarysowania wyraźnego podziału rynku usług z tym związanych.
— Szukający pomocy przedsiębiorca ma dwie możliwości. Może skorzystać z usług doradcy bankowego lub pomocy domu maklerskiego. Niezwykle istotne jest przy tym, by upewnił się, czy instytucja, do której zwraca się o pomoc, ma pozwolenie na prowadzenie działalności maklerskiej wydane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Tylko taki dokument daje bowiem gwarancję rzetelności usług — ostrzega Mikołaj Kusiakowski, doradca klienta korporacyjnego w Domu Maklerskim TMS Brokers.
Produktów mających zabezpieczyć przed ryzykiem kursowym jest na polskim rynku bankowym wiele.
— Podstawową są tzw. transakcje forwardowe. Ich istota to umowa między dwoma kontrahentami odnośnie zakupu lub sprzedaży waluty z datą rozliczenia w przyszłości po kursie rozliczenia ustalonym w kontrakcie. Klasycznym przykładem potrzeby zawarcia takiej transakcji przez klienta jest zabezpieczenie ryzyka kursowego związanego, wystawieniem przez eksportera faktury w walucie obcej. Od daty zaksięgowania faktury do daty rozliczenia eksporter jest bowiem narażony na ryzyko kursowe — wyjaśnia Michał Motoczyński z PricewaterhouseCoopers.
W praktyce klient zabezpiecza transakcjami forwardowymi nie pojedynczą fakutrę, ale cały ich portfel. Ryzyko rozliczenia wcześniejszego lub późniejszego faktur zarządzane jest za pomocą transakcji FX-SWAP, które pozwalają na dopasowanie terminów płatności w różnych walutach.
— Innym przykładem są transakcje typu CIRS (Cross Currency Interest Rate Swap), w których klienci, głównie duże przedsiębiorstwa finansujące działalność w walucie obcej, dokonują zamiany kosztów odsetkowych walutowych na koszty odsetkowe złotowe. Dodatkowo możliwa jest zamiana nominału finansowania na złote. Takie zabezpieczenie jest relatywnie drogie z uwagi na długie terminy transakcji, a co z tym się wiąże — wysokie marże nakładane przez udzielające go banki, głównie zagraniczne — opowiada Michał Motoczyński.
Fakty i mity
Instrument, który ma minimalizować ryzyko kursowe, to również okryte złą sławą opcje walutowe. Na naszym rynku są dostępne od nieco ponad 10 lat, z tym że bardziej złożone transakcje realizowano w ciągu kilku ostatnich lat.
— Ze swej natury opcje są dobrym instrumentem nadającym się do zabezpieczania otwartej pozycji walutowej, ponieważ dają możliwość redukcji ryzyka związanego tylko z tą stroną zmiany kursu, która jest dla nas niekorzystna — przekonuje Michał Motoczyński.
Na przykład dla eksportera, w okresie do daty rozliczenia faktury, niekorzystne będą zmiany polegające na spadku kursu. Może zatem kupując opcję PUT, zabezpieczyć się przed tym ryzykiem. W konsekwencji obniżenie kursu walutowego wynikające z "przeliczenia" faktury będzie kompensowane wzrostem wyceny (oraz późniejszym dodatnim rozliczeniem) opcji PUT, podczas gdy wzrost kursu będzie miał pozytywny wpływ na wynik z tytułu przeliczenia, natomiast będzie miał nieznaczny wpływ na wycenę opcji — słowem korzystny wpływ na wynik. To oczywiście tylko przykład. W praktyce transakcje opcyjnie zawierane są na dłuższe terminy niż kilka dni, po to, żeby zabezpieczyć cały portfel produkcji w toku i np. przyszłej sprzedaży, która będzie realizowana w dłuższej perspektywie, np. kilku miesięcy.
— Za tę przewagę opcji w stosunku do transakcji forward należy oczywiście zapłacić. Koszt zawarcia na naszym rynku transakcji CALL lub PUT o nominale 100 tys. EUR oscyluje w granicach kilku tysięcy złotych, zależnie od terminu i kursu realizacji — mówi Michał Motoczyński.
Jeśli chodzi o transakcje opcyjne, doświadczenie ostatniego roku zmusza do refleksji. Stosowanie tych instrumentów wymaga wiedzy i umiejętności rozważenia wielu scenariuszy.
Bolesna lekcja
— Przygotowane w zeszłym roku dla klientów tzw. strategie zerokosztowe były atrakcyjne, gdyż przynosiły dochody w sytuacji umacniania się złotego, co miało miejsce przez ostatnie lata. Jednocześnie klient nic nie płacił za zawarcie transakcji. Z drugiej strony sprzedana przez klienta w pakiecie opcja CALL powodowała niemalże nieograniczone wystawienie na ryzyko wzrostu kursu (osłabienie złotego). Scenariusz ten zrealizował się na początku roku 2009. W efekcie ten właśnie składnik portfela (sprzedana opcja CALL — sprzedane bankowi prawo do zakupu od klienta waluty po ustalonym kursie) miał bardzo niekorzystną wycenę ujemną dla klienta — mówi Michał Motoczyński.
Doświadczenia wyniesione z tej bolesnej lekcji na pewno nie powinny iść w kierunku obrażania się na rynek, lecz wyciągania wniosków. Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że firma jest narażona na ryzyko kursowe i sprecyzowanie na jakim etapie działalności, to ryzyko występuje (zapasy, produkcja w toku, sprzedaż).
— Następnym etapem jest pomiar tego ryzyka. Należy wykonać analizę, czy w jakiejś części nie jest możliwe ograniczenie zagrożenia przez zastosowanie hedgingu naturalnego. Następnie trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy ryzyko występujące w spółce jest akceptowalne, tzn. czy nie przekracza tzw. apetytu na ryzyko. Kolejnym krokiem jest rozważenie decyzji o ewentualnym zabezpieczeniu. Całość tego procesu oraz odpowiednie procedury, wewnętrzne zasady oraz kontrola, składają się na tzw. zarządzanie ryzykiem — wylicza Michał Motoczyński.
Mikołaj Kusiakowski, przekonuje, że najwygodniej i bezpieczniej jest skorzystać z usług doradców. Oczywiście to kosztuje.
— Najczęściej opłaty konstruowane są w formie abonamentu. Cenę kalkuluje się indywidualnie, zależnie od skomplikowania usługi, a także zaangażowania doradców. Najprostsze usługi kosztują nawet poniżej 1 tys. zł miesięcznie. Są to zazwyczaj sprecyzowane serwisy informacyjne wraz z komentarzami analityków — mówi Mikołaj Kusiakowski.
Marcin Bołtryk