Niższe dynamiki wzrostu w pierwszych miesiącach roku spodziewali się wszyscy. Sugerowały to już miesięczne dane. Skala obniżenia tempa wzrostu jest jednak dla zdecydowanej większości ekspertów sporym zaskoczeniem. Ze wstępnych danych GUS wynika, że gospodarka urosła w pierwszym kwartale o 3 proc., a średnia oczekiwań ekonomistów wskazywała na 3,4 proc. Jeszcze więcej optymizmu było w Ministerstwie Rozwoju, które kilka dni temu szacowało wzrost na 3,8 proc.
Dane szczególnie słabo wyglądają na tle czwartego kwartału ubiegłego roku, kiedy rośliśmy w tempie 4,3 proc. Niepokojąco wygląda też to, że w porównaniu z ubiegłym rokiem gospodarka się skurczyła.
Co stało za tak słabym wynikiem? Na razie można tylko zgadywać, bo więcej danych statystycy ujawnią dopiero pod koniec maja. Eksperci jednak przyczyny niższego tempa wzrostu upatrują przede wszystkim w spowolnieniu inwestycji publicznych. Jeszcze nie rozkręciło się finansowanie z nowej unijnej perspektywy, więc wydatki na inwestycje są wstrzymywane do czasu aż ruszy strumień euro z Brukseli.
Kolejne miesiące powinny już przynieść odbicie koniunktury. W drugim kwartale ruszyły wypłaty programu świadczeń dla dzieci z programu 500+, które powinny solidnie nakręcać konsumpcję, podobnie jak utrzymująca się deflacja. Pod koniec roku zaś powinno ruszyć finansowanie z funduszy europejskich, co da kopa inwestycjom, a samą gospodarkę może znów pchnąć do szybszego wzrostu – nawet w okolicy 4 proc.
Warunek jest taki, że nie pogorszy się sytuacja w otoczeniu polskiej gospodarki, szczególnie u naszych partnerów handlowych w strefie euro.
