Polscy przedsiębiorcy często wybierają pasje balansujące na granicy życia i śmierci. Wiele tych aktywności łączą dwie rzeczy – ryzyko i adrenalina.
Downhill
Michał Kaleta, właściciel firmy MK Cars, jeździ na nartach, trenuje crossfit i kolarstwo grawitacyjne, czyli downhill. Ta odmiana kolarstwa górskiego jest jego najniebezpieczniejszym hobby.
– Zjeżdżanie z dużą prędkością po trudnych, stromych trasach pełnych korzeni i kamieni daje mi dużą dawkę adrenaliny. Tak spędzony czas pozwala na całkowite oderwanie się od stresu związanego z prowadzeniem własnej działalności. Muszę być maksymalnie skupiony, żeby zjechać na dół bez kontuzji. To dla mnie reset i oddech od codzienności – przyznaje Michał Kaleta.
Największe niebezpieczeństwo związane z kolarstwem grawitacyjnym wiąże się z możliwością doznania poważnych kontuzji – wstrząsu mózgu, złamań, urazów kręgosłupa.
– Przy dużych prędkościach i technicznie wymagających trasach nawet drobny błąd może skutkować groźnym upadkiem. Sam się o tym niejednokrotnie przekonałem na początku przygody z tym sportem. Dlatego najważniejszy jest odpowiedni sprzęt, ochraniacze i przede wszystkim świadomość własnych możliwości – mówi właściciel firmy MK Cars.
Kilka razy znalazł się w sytuacji, która mogła skończyć się dla niego tragicznie. Uderzył w drzewo, zjeżdżając z dużą prędkością, i przeleciał przez kierownicę po nieudanym lądowaniu. Udało mu się jednak uniknąć poważniejszych kontuzji. Dlaczego mimo wypadków wciąż uprawia ten sport?
– Downhill pomaga mi radzić sobie z presją i stresem związanym z prowadzeniem firmy. Kiedy jestem na trasie, muszę być maksymalnie skupiony, podejmować błyskawiczne decyzje i reagować na zmieniające się warunki w ułamku sekundy, często przełamywać strach przed trudną trasą. To bardzo podobne do sytuacji w biznesie. Tam również liczy się gotowość do działania mimo ryzyka. Po intensywnym weekendzie na rowerze wracam do pracy ze zresetowaną głową i nową energią. To mój sposób na złapanie dystansu i lepsze radzenie sobie z codziennymi wyzwaniami w biznesie i życiu rodzinnym – mówi Michał Kaleta.
Skoki ze spadochronem
Dla Rafała Jonkisza, współwłaściciela spółki RJMotion, skoki spadochronowe, akrobatyka i latanie w tunelu aerodynamicznym to cały świat. Skacze nie tylko dla ładnych widoków, ale jak przyznaje, również dla czystej adrenaliny i poczucia absolutnej wolności.
– To moment, kiedy umysł totalnie odpuszcza, a ciało, instynkt, a może przede wszystkim doświadczenie przejmują kontrolę. Oderwanie od codziennego stresu? Nie do końca. To bardziej reset, przewietrzenie głowy, przypomnienie, że życie to nie tylko praca i biznes – mówi Rafał Jonkisz.
Jest świadomy ryzyka. Zdaje sobie sprawę, że w tym sporcie jeden błąd może kosztować życie, nie ma więc miejsca na pomyłki lub ignorancję, a drugi spadochron i automat nie zawsze działa.
– Od kiedy trenuję, śmierć poniosło około 10 znajomych, z którymi miałem mniejszy lub większy kontakt. W mediach społecznościowych śledzę dziesiątki osób, część z nich niestety już nie żyje. Trzeba mieć głowę na karku, szacunek do fizyki i swojego sprzętu. Ja uprawiam bezpieczniejszą formę tych sportów – klasyczne skoki z samolotu. Jeśli są trenowane zgodnie z procedurami, są względnie bezpieczne i pełne frajdy. Ale są też inne odmiany, np. base jump, które wiążą się z większym ryzykiem. Nie ukrywam, że na początku – jak każdy – przechodziłem fazę przerostu ego, ale po zdobyciu doświadczenia i ustabilizowaniu emocji z biegiem lat pojawia się duża rozwaga – twierdzi Rafał Jonkisz.
Balansowanie między życiem i śmiercią nauczyło go pokory i uważności. Skoki ze spadochronem pozwalają mu wrócić z energią i świeżym spojrzeniem do codzienności. Uważa, że przedsiębiorcy częściej niż inni śmiertelnicy wybierają ekstremalne pasje.
– Dają im poczucie kontroli nad życiem i testują granice. Przedsiębiorca ciągle balansuje na krawędzi – ryzyko, decyzje, niepewność. Skoki czy wspinaczka to laboratorium odwagi i odporności psychicznej. To też sposób na ucieczkę od rutyny i zadbanie o mentalną odporność – uważa współwłaściciel spółki RJMotion.
Wyścigi i rajdy
Wielu przedsiębiorców po godzinach wybiera motorsport. Dla Małgorzaty Rdest, wiceprezes firmy Emka, wyścigi samochodowe to pasja, która ukształtowała jej podejście do życia i sportu.
– Dzięki nim nauczyłam się błyskawicznie analizować sytuację i podejmować decyzje pod presją, zachowując przy tym chłodną głowę. Motorsport daje mi także niepowtarzalne poczucie wolności, adrenalinę i ogromną satysfakcję z przekraczania własnych granic – mówi Małgorzata Rdest.
W wyścigach samochodowych wciąż zdarzają się niebezpieczne wypadki, niejednokrotnie śmiertelne.
– Każdy kierowca ma tego świadomość i musi umieć funkcjonować z tym ryzykiem. Niebezpieczeństwo kryje się także w tym, że przy tak wysokim poziomie adrenaliny łatwo przekroczyć cienką granicę między pewnością siebie a brawurą, dlatego pokora i respekt do prędkości i warunków panujących na torze są w tym sporcie najważniejsze – uważa kierowca wyścigowy.
Małgorzata Rdest przyznaje, że pasja pomaga jej radzić sobie z prowadzeniem firmy. Przede wszystkim uczy panowania nad stresem w ekstremalnych warunkach. Motorsport to także szkoła konsekwencji, pracy zespołowej i szybkiego dostosowywania się do zmieniających się okoliczności.
Podobnie jak Rafał Jonkisz uważa, że przedsiębiorcy częściej decydują się na uprawianie ekstremalnych pasji.
– Wielu z nich czuje potrzebę przekraczania własnych granic i testowania możliwości w biznesie i poza nim. Ekstremalne hobby pozwala zaspokoić ten głód emocji i rywalizacji, a jednocześnie daje przestrzeń do odreagowania codziennej presji. To trochę paradoks – im więcej adrenaliny w życiu zawodowym, tym częściej szuka się jej także w pasjach. Przedsiębiorcy to często ludzie uzależnieni od dopaminy, którą daje podejmowanie ryzyka i osiąganie ambitnych celów. Dokładnie ta sama część mózgu, która ekscytuje się, gdy negocjujesz milionową umowę czy wprowadzasz nowy produkt na rynek, reaguje na prędkość, wysokość czy balansowanie na granicy strachu – mówi wiceprezes firmy Emka.
Nurkowanie
Jacek Zieliński, właściciel start-upu podróżniczego Jakdolece, stawia na aktywność pod wodą. Jego wielką pasją jest nurkowanie. W tym sporcie najbardziej pociąga go poczucie całkowitego zanurzenia i spokój zmieszany z ekscytacją. Czasem, jak przyznaje, dochodzi do tego adrenalina. Najbardziej zapadły mu w pamięci nurkowania na Bahamach, szczególnie z rekinami karaibskimi i przy wraku „The Ray of Hope” oraz cenoty w Meksyku.
– To jak wejście do innego świata, w którym nie ma miejsca na rozpraszacze, gdzie liczy się tylko tu i teraz. Uwielbiam też ten moment oderwania od wszystkiego, co na powierzchni. Nie miałem sytuacji realnie zagrażających życiu, ale było kilka momentów wymagających pełnego skupienia, np. podczas nurkowania w cenotach Dos Ojos w Meksyku. To system wąskich podwodnych jaskiń, w których panuje niemal całkowity mrok. Jedynym źródłem światła jest latarka, którą oświetlamy sobie drogę. Łatwo stracić orientację, a przestrzeń momentami jest klaustrofobiczna. Tam naprawdę nie ma miejsca na błąd. Wszystko trzeba robić świadomie i z ogromnym spokojem. To doświadczenie uczy pokory i zaufania zarówno do własnych umiejętności, jak i partnera nurkowego – mówi Jacek Zieliński.
Nurkowanie zmieniło jego podejście do ryzyka w biznesie – nie tyle jego unikania, co zrozumienia, przygotowania i świadomego działania. Takie odcięcie od świata zewnętrznego sprzyja też kreatywności.
– W tej ciszy, z dala od telefonów i obowiązków, umysł się resetuje. To właśnie po nurkowaniach najczęściej wracam z nowymi pomysłami lub świeżym spojrzeniem na problemy, które wcześniej wydawały się trudne – mówi przedsiębiorca.
Życie na krawędzi
W świecie, w którym podejmowane są trudne decyzje biznesowe, ekstremalne pasje są dla właścicieli firm nie tylko odskocznią, ale często drugim życiem. Według Żanety Rachwaniec, psycholożki sportu, prowadzenie firmy jest stresujące i generuje silne emocje, a bezpieczne rozrywki stają się dla przedsiębiorców po prostu nudne – nie dostarczają wrażeń i nie zaspokajają potrzeby oderwania się od codzienności.
– Właściciele firm często osobowościowo mają wysoki poziom energii i potrzebę stymulacji oraz poszukiwania doznań. Sporty ekstremalne dostarczają silnych bodźców – adrenaliny, ryzyka, poczucia życia na krawędzi – które naturalnie zaspokajają te potrzeby. Prowadzenie biznesu dostarcza wysokiego poziomu emocji, ale też wymaga panowania nad sobą, rozsądku i podejmowania przemyślanych decyzji. Ryzykowne zachowania są więc obszarem, w którym przedsiębiorcy mogą doświadczać emocji, jednocześnie nie obarczając siebie odpowiedzialnością za los pracowników czy firmy, które towarzyszą im na co dzień – mówi psycholożka.
Dla ludzi chronicznie przebodźcowanych, zestresowanych i często odpowiedzialnych za los wielu innych osób, niebezpieczne hobby to ogromna ulga. Sporty ekstremalne, mimo pozornego chaosu, dają iluzję pełnej kontroli nad własnym ciałem i losem. To może pomagać zmniejszać stres.
Niebezpieczne hobby może być też próbą ucieczki od presji zawodowej. Może ona przybierać postać kompensacyjną, terapeutyczną, czasem może być też mechanizmem obronnym – sposobem, żeby codziennie wracać do biura z czystą głową i lepiej funkcjonować w świecie biznesu. Przedsiębiorcy powinni zachować równowagę między potrzebą wyzwań i bezpieczeństwem. Jak podkreśla psycholożka, ucieczka w niebezpieczne pasje może przerodzić się w uzależnienie od adrenaliny.

