Akcje PKO są kotwicą dla BGK

Eugeniusz Twaróg
opublikowano: 2010-04-19 00:00

Ministerstwo Finansów prosi o pomoc skarb. Resort najpierw chce obejrzeć sobie bank. A ten już ledwo zipie.

Współczynnik wypłacalności banku spada wraz ze wzrostem ceny papierów. Biznes ostro hamuje

Ministerstwo Finansów prosi o pomoc skarb. Resort najpierw chce obejrzeć sobie bank. A ten już ledwo zipie.

Wykres kursu akcji PKO BP można odczytać jako elektrokardiogram zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego. Kiedy ceny papierów idą w górę, gwałtownie skacze ciśnienie zrządzających BGK. Sytuacja jest już właściwie przedzawałowa. BGK jest bodaj jedynym inwestorem, który nie cieszy się, gdy jego portfel rośnie. Więcej — wpada w desperację. Jesienią ubiegłego roku bank najpierw kupił od skarbu państwa prawa poboru, a potem objął 128 mln akcji, z 250 mln papierów jakie na rynek rzucił PKO BP. Emisja zakończyła się sukcesem. Zamiast planowanych 5 mld zł, do PKO BP wpadło 5,5 mld zł. Walnie pomógł w tym państwowy BGK, gwarant emisji. Do gry włączył się dlatego, żeby skarb państwa mógł zjeść ciastko i wciąż je mieć. Gigantyczna emisja PKO BP obniżyła udziały skarbu państwa w tym banku poniżej 50 proc. Oczywiście nie stracił nad nim kontroli, ale pakiet w BGK dodatkowo zabezpiecza jego interesy. Wszyscy byli zadowoleni. Do czasu.

Niedoważone ryzyko

Problem objawił się na początku tego roku, jednak wówczas rozmawiano o nim tylko w banku, na radzie nadzorczej oraz w Ministerstwie Finansów, które sprawuje nad nim nadzór. My o sprawie dowiedzieliśmy się z rynku, od klientów BGK, którzy skarżyli się, że w ostatnich miesiącach coraz trudniej dostać w nim kredyt, poręczenie, że bardzo długo trzeba czekać na decyzje, które wciąż są przesuwane.

— Niestety, musimy działać wybiórczo. Staramy się, żeby wszystkie rządowe programy były obsługiwane bez zakłóceń — mówi Piotr Stalęga, rzecznik BGK.

Dlaczego? Z naszych informacji wynika, że portfel akcji PKO BP stał się kotwicą, która hamuje działalność banku. Biorąc udział w emisji BGK założył sobie pętlę na szyję, zaciskającą się z każdym wzrostem kursu posiadanych walorów. Ktoś przeoczył, zapomniał, że banki zapisują kupowane akcje po stronie aktywów ważonych ryzykiem, co wpływa na ich możliwości kredytowe. Dla akcji kredytowej kluczowe znaczenie ma wysokość współczynnika adekwatności kapitałowej. Wylicza się go dzieląc kapitał banku przez aktywa ważone ryzykiem. Minimalny poziom współczynnika wypłacalności wynosi 8 proc. Zatem jeśli bank ma 1 mld zł kapitału, to na książce nie może mieć więcej aktywów ważonych ryzykiem niż 12,5 mld zł. Waga ryzyka jest różna: dla obligacji wynosi zero, a dla kredytów hipotecznych 100 proc.

— W przypadku akcji waga waha się od 20 proc. do 100 proc. Wszystko zależy od ratingu emitenta. Dla papierów PKO BP jest to 20 proc. — wyjaśnia szef pionu zarządzania współczynnikiem wypłacalności w dużym banku.

Krótkość kołdry

Przy stałym poziomie kapitału, każdy wzrost ceny akcji PKO BP sprawia, że współczynnik wypłacalności się kurczy. Z naszych informacji wynika, że każda złotówką w górę obniża poziom współczynnika w BGK aż o 0,5 proc. Obecnie waha się on w banku w granicach 9 proc. To wciąż bezpieczny poziom, ale bardzo mocno ogranicza on możliwości biznesowe banku. BGK może działać tylko w granicach wąskiego marginesu między stanem obecnym wskaźnika, wyznaczanym przez aktualny giełdowy kurs, a minimum 8-procentowym wymaganym przez regulatora.

— Bank mocno przyciął limity kredytowe, musieliśmy długo przekonywać, że kredyt jest niezbędny jednej z naszych spółek, przechodzących restrukturyzację i że my go gwarantujemy — mówi Edward Nowak, szef Bumaru.

A w grę wchodziło raptem kilka milionów złotych. O większych kredytach klienci mogą zapomnieć. Codziennie pion ryzyka BGK obserwuje kurs akcji PKO BP. Jeśli rośnie, skraca limity kredytowe, gdy spada nieco luzuje politykę kredytową.

— O problemie na bieżąco informowana jest rada nadzorcza oraz Ministerstwo Finansów — mówi Piotr Stalęga.

Skarbie ratuj

Tyle oficjalnych komunikatów. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że gorączkowo poszukuje się sposobów wyjścia z trudnej sytuacji. Bank sam nic nie może, podobnie jak resort finansów. Dlatego w sprawę musi zaangażować się resort skarbu. To nie jemu podlega BGK, ale to właśnie ten resort poniekąd zawiesił bankowi kotwicę, akceptując plan emisji PKO BP. Poza tym może mu pomóc. Propozycja resortu finansów jest taka, żeby skarb wziął we współzarządzanie portfel akcji. Zmniejszyłoby to nacisk na współczynnik wypłacalności. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że skoczyłby on wówczas do 12 proc.

— Ministerstwo przychylnie odnosi się do propozycji. Przed podjęciem decyzji chce jednak szczegółowo zapoznać się z działalnością BGK — mówi Maciej Wewiór, rzecznik resortu.

To podobno standardowa procedura. Tyle że z nieoficjalnych informacji wynika, że skarb żąda wglądu w książki banku, ponieważ ma do niego sporo zastrzeżeń. Ogólnie mówiąc o sposób prowadzenia biznesu, który rzekomo mocno kuleje: decyzje są odwlekane, firmom łatwiej dostać kredyt w komercyjnym banku niż w BGK. Ministerstwo uważa, że biorąc na siebie część ryzyka banku, musi wiedzieć co się w nim dzieje.

Sprawa jest jednak pilna i ma fundamentalne znaczenie dla gospodarki, w której BGK odgrywa kluczową rolę: kredytuje rynek mieszkaniowy, samorządy, małe i średnie firmy, rządowe programy infrastrukturalne (drogowe oraz mieszkaniowe), liczone w dziesiątkach miliardów złotych. Udziela gwarancji kredytowych, a od niedawna pośredniczy też w transferach unijnych pieniędzy.

Eugeniusz

Twaróg