Trudno oczekiwać, że szef Fed powie coś nowego. Ale trzeba pamiętać, że nawet kilka słów Alana Greenspana może wstrząsnąć rynkami.
Z Ameryki
W minionym tygodniu po zamachu w Londynie na rynkach finansowych nie zostało nawet śladu. Można wręcz bezdusznie powiedzieć, że ten atak terrorystyczny pomógł sprawdzić siłę rynku akcji, a to z kolei wymusiło kolejne wzrosty indeksów. Czekano na doskonałe wyniki spółek i rzeczywiście pierwsze ważne raporty (AMD i Apple) nie zawiodły, a – co bardziej istotne – kursy spółek po opublikowaniu raportów wzrosły. Istotne dlatego, że bardzo często, jeśli rynek zwyżkuje przed sezonem wyników, to opublikowanie kwartalnego raportu staje się sygnałem do realizacji zysków. Tym razem tak nie było, co pokazuje, że rynek jest bardzo silny.
Na rynku walutowym od poniedziałku trwała korekta, bo przed danymi o deficycie handlowym USA dolar wyraźnie tracił. Ze strony ECB dochodziło zresztą sporo sygnałów mówiących, że bank nie ma zamiaru w najbliższej przyszłości obniżać stóp. Na przykład Nout Wellink, członek rady ECB stwierdził, że stopy obecnie są na poziomie zbyt niskim, by kontrolować inflację. Dodał, że on w tej sytuacji nawet nie myśli o możliwości ich redukcji. Dolarowi mógł pomóc artykuł w „Financial Time” oparty na starej już informacji, zgodnie z którą John Snow, sekretarz skarbu USA powiedział dwóm senatorom, że Chiny przed wrześniową wizytą ich prezydenta w USA uelastycznią juana. Mógł pomóc, ale nie pomógł, bo tego samego dnia bank centralny Chin oświadczył, że nie ma takich planów. Jednak nie ma dymu bez ognia i jakaś zmiana przed tą wizytą jest bardzo prawdopodobna, o czym w okresie wakacji warto pamiętać.
Reakcja rynku walutowego po danych o deficycie i innych (dolar się gwałtownie wzmocnił) może sugerować, że zwyżka EUR/USD jest tylko korektą w trendzie spadkowym. Jednak, choć majowy deficyt handlowy w USA był niższy wyższy od prognoz, trzeba pamiętać, że od tego czasu cena ropy wzrosła o blisko 30 proc. Można sobie wyobrażać, jak ten deficyt będzie wyglądał w czerwcu, kiedy ropa drożała, a mocny dolar mógł mieć już wpływ na zmniejszenie eksportu i zwiększenie importu. Poza tym trzeba pamiętać o tym, że nadwyżka handlowa Chin była w czerwcu ponad pięciokrotnie wyższa niż rok temu. Takie porównanie nie byłoby jednak kompletne, bez dodania, że nadwyżka była jednocześnie wyższa o 20 proc. od prognoz i wynosiła 9,68 mld USD. Eksport (w stosunku do zeszłego roku wzrósł o ponad 30 proc.) nie szedł tylko do USA, ale jednak jego potężna część tam trafiła.
Dane makro tym razem nie mogły nikogo zmartwić. Sprzedaż detaliczna wzrosła w czerwcu mocniej niż prognozowano, a dane z maja zweryfikowano w górę. Konsument nie poddaje się i pomaga gospodarce. Ciekawostką jest, że średnie płace rosną bardzo powoli (wolniej od inflacji) – od lat osiemdziesiątych XX wieku płace realne spadają — a sprzedaż rośnie. Częściowym rozwiązaniem tej zagadki jest to, że mocno wzrastają (w tym roku o 7,5 proc.) całkowite dochody Amerykanów. Jak to jest możliwe? Po prostu Amerykanie pracują coraz więcej – biorą dodatkowe zajęcia. Czasu mają coraz mniej, ale jego brak wynagradzają sobie zakupami. Cywilizacja konsumpcyjna w pełnej krasie… Poza tym znacznie wzrosły przecież przychody górnych 20 proc. Amerykanów, którzy korzystają ze wzrostu zysków firm i zwyżkujących cen akcji. Raport o czerwcowej inflacji też mógł graczy ucieszyć, podobnie jak dane o gospodarce w regionie Nowego Jorku (indeks NY Empire State), dynamice produkcji czy nastrojach badanych przez Uniwersytet Michigan. Zdają się materializować oczekiwania optymistów – gospodarka ruszyła z miejsca, a inflacja jest niewielka. Nie ma najmniejszych szans, by Fed przestał podnosić stopy. Sygnalizuje to wykres rentowności obligacji 30-letnich – podwójne dno zapowiada wzrost do 4,60 proc. Takiej formacji nie ma na wykresie rentowności 10-letnich papierów, ale niewątpliwie i tam ona wzrośnie, co powinno dolarowi pomagać. Rynkowi akcji może jednak bardzo zaszkodzić.
W tym tygodniu wszystko zblednie przy środowym, półrocznym wystąpieniu Alana Greenspana na forum Kongresu USA. Szef Fed będzie mówił o obecnym i o prognozowanym stanie gospodarki amerykańskiej. Co prawda trudno oczekiwać, by powiedział coś nowego, bo miał wiele okazji do wypowiadania się, więc jego poglądy są szeroko znane. Inwestorzy jednak doskonale wiedzą, że często kilka słów, zrozumianych równie często nie tak jak chciałby tego Alan Greenspan, potrafi wywołać gwałtowne wahania rynków. Z punkt widzenia graczy na rynku akcji niezwykle ważne będą też wyniki i prognozy spółek. Na rynek trafi bowiem lawina raportów kwartalnych. Ostatnio mieliśmy do czynienia jedynie z przygrywką. Tym razem nie ma nawet sensu wymieniać poszczególnych firm. Raporty publikują największe firmy z Microsoftem na czele. Zobaczymy, czy optymizm inwestorów przed sezonem wyników kwartalnych znajdzie potwierdzenie w realnych danych i czy nie wystraszy ich rosnąca rentowność obligacji.
Z Polski
Nasza kapryśna giełda rosnąc dziewiąty tydzień z kolei zachowała się odwrotnie niż to zapowiadał odczyt Wigometru (w poprzednim tygodniu było prawie 60 proc. niedźwiedzi). Jak tak dalej pójdzie to niedługo wszyscy (w slangu giełdowym „wszyscy” to znaczy duża większość) dojdą do wniosku, że indeksy mogą już tylko wzrastać. Na razie nie jest jeszcze tak źle, bo baza na kontraktach jest głęboko ujemna, a Wigometr nie sygnalizuje powrotu optymizmu. Korekta bardzo by się już przydała, ale nie oczekiwałbym załamania. Pojawiają się już opinie takie, jakie wygłaszał ostatnio JP Morgan, który twierdzi, że polska gospodarka najgorsze ma już za sobą. To przyciąga nowych inwestorów, którzy nie zrażają wysokie wyceny spółek. Chciwość zdecydowanie wygrywa ze strachem, a niskie stopy procentowe na całym świecie zapewniają dostęp do taniego kapitału, który napędza te wzrosty.
Poza tym ciągle czekamy na następne obniżki stóp – według JP Morgan mogą być obcięte w tym roku jeszcze nawet do 4 proc. To też pomaga w podtrzymaniu dobrego nastroju na rynku akcji. Warto zauważyć, że członkowie Rady Polityki Pieniężnej (RPP) – Mirosław Pietrewicz, Stanisław Owsiak, Jan Czekaj i Marian Noga – uważają, że istnieje znaczne pole do cięcia stóp. Mówi się o 50 pkt baz. w lipcu. Najdalej poszedł Stanisława Nieckarz, który twierdzi, że w okresie 12 miesięcy rada powinna obciąć stopy o 150 do 200 pkt. „w celu zmniejszenia dysparytetu stóp procentowych pomiędzy UE a Polską”. Co jeszcze bardziej istotne Stanisław Owsiak twierdzi, że RPP kieruje się w swoich decyzjach nie tylko celem inflacyjnym, ale i wzrostem gospodarczym. Jest to dosyć zaskakujące wyznanie, bo co prawda od pewnego czasu widać było tą (pozytywną według mnie) ewolucję rady, ale jeszcze rok, dwa lata temu mówiono tylko i wyłącznie o inflacji. Ale i na tym polu sytuacja wygląda bardzo dobrze, bo inflacja spadła w czerwcu do 1,4 proc. Jest jednak i problem, bo płace wzrosły najwięcej od pięciu lat i zdecydowanie przekroczyły inflację. To jest poważne ostrzeżenie i jeśli również dane o produkcji będą bardzo dobre, to trudno będzie liczyć na obniżkę większą niż 25 pb.
Jeśli poglądy RPP będą ewaluowały to być może Prawo i Sprawiedliwość zrezygnuje z pomysłu likwidacji rady. A poglądy tej partii będą miały bardzo duże znaczenie. Ostatni sondaż CBOS pokazuje, że przewaga PiS nad PO rośnie (28 do 21 proc.), co już może być wynik skupiania się prawicy wokół jedynego kandydata, który ma szansę na prezydenturę. Nie przypuszczam, by rynki finansowe były tym zachwycone. Jednak zobaczymy, jaki będzie i jak zostanie odebrany program gospodarczy, który PiS przedstawi w czwartek. Zapowiedź prywatyzacji majątku narodowego za 7-10 mld zł rocznie do 2010 r. zapewne rynki zaciekawi i uspokoi, ale z realnością jej wypełnienia może być różnie. Osobiście wołałbym zobaczyć program PIS-PO, ale byłby to chyba dosyć ciekawy dziwoląg. Nawiasem mówiąc nie bardzo wyobrażam sobie Jana Marię Rokitę pracującego pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego. Ale może mam zbyt ubogą wyobraźnię.
W minionym tygodniu złoty nadal tracił i to mimo to, że na rynku obligacji zapanowała korekta (ceny spadały, a rentowność rosła). W dalszym ciągu słabość naszej waluty była wyjątkiem w Europie centralnej. Takie zachowanie mówi już bardzo wyraźnie – złoty boi się wyborów i nie chodzi tu wcale o duży deficyt obrotów bieżących. Eksport wzrósł przecież o około 10 proc., a sam deficyt wynikał przede wszystkim z wywiezionych z Polski dywidend. Nawiasem mówiąc ciesząc się z tego, że spółki płacą sute dywidendy musimy pamiętać, że po pierwsze zmniejszają tym samym swoje możliwości inwestycyjne, ograbiając naszą gospodarkę z miejsc pracy, a po drugie znaczna część tego kapitału wędruje za granicę i nie pomoże już naszej gospodarce.
Z osłabienia złotego, dopóki dynamika wzrostu inflacji spada, powinniśmy się cieszyć. Przecież wszystkie kraje cieszą się, kiedy ich waluta słabnie (w sposób umiarkowany), bo to zwiększa konkurencyjność eksportu. Słabnący złoty może jednak wywołać obawy rodzimych inwestorów o to, czy nie zmusi zagranicznych inwestorów do ucieczki. Może część z nich zmusi, ale pamiętajmy, że na świecie uważa się, iż polska gospodarka wzmocni się w drugiej połowie roku. W tej sytuacji dużo więcej kapitału powinno na nasz rynek napływać niż z niego uciekać. Wielu inwestorów dojdzie bowiem do wniosku, że dzięki słabszemu złotemu kupią taniej akcje, na których zarobią, a pod koniec roku, kiedy złoty znowu się wzmocni, zarobią też na walucie.
Spodziewam się, że w sierpniu będzie miała miejsce korekta, ale przed nią powinniśmy jeszcze zobaczyć zdecydowaną poprawę nastrojów na rynku futures i w Wigometrze. Zazwyczaj takie wzrosty jak obecnie przed korektą prowadzą jeszcze do euforii. Dopóki jej nie ma, obóz byków jest raczej bezpieczny. Dlatego też nadal bardziej prawdopodobny jest w tym tygodniu wzrost indeksów. Niewykluczone nawet, że zwyżka będzie trwała do kończącego miesiąc posiedzenia RPP.