Wczoraj ruszyła kampania marketingowa Aliora, nowego banku budowanego od
podstaw przez grupę finansowa Carlo Tassara. Miał on prapremierę już w
październiku, kiedy otworzył kilkanaście oddziałów. Chyba trochę na próbę, żeby
zobaczyć jak biznes zaskoczy. Wojciech Sobieraj, spiritus movens i szef całego
przedsięwzięcia twierdzi, że przymiarka do debiutu wypadła całkiem udanie.
—
Zebraliśmy już 150 mln zł depozytów. Nie mogę podać liczby klientów, powiem
tylko, że są to osoby z zarobkami powyżej średniej krajowej — mówi prezes
Aliora.
Na razie, jak wynika z jego słów, zdobywanie klientów idzie bankowi
całkiem nieźle. Średnio jeden oddział dziennie pozyskuje ich stu.
— Mamy w
ofercie pełny wachlarz depozytów i kredytów, łącznie z hipotecznymi — zachwala
Wojciech Sobieraj.
Pieniądze na mieszkanie bank pożyczy jednak pod warunkiem,
że nabywca z własnej kieszeni dołoży 20 proc. wartości nieruchomości. Gdy
zaciąga kredyt w złotych, bo w przypadku walut (w Aliorze można zadłużyć się we
frankach, dolarach i euro) trzeba dopłacić 35 proc. ceny mieszkania.
Żeby przekonać klientów do Aliora, zarząd rusza w Polskę. Trasa objazdowa przewiduje 86 spotkań ze środowiskami, które bank chętnie by przyciągnął do siebie: zamożniejsze osoby oraz małych i średnich przedsiębiorców.
Co ma Pekao do Aliora? Jaka jest sytuacja włoskich właścicieli polskiego banku? O tym czytaj w poniedziałkowym „PB”