W środę, 11 grudnia, zarząd 11 bit studios poinformował, że „rozpoczął dogłębną analizę sytuacji na jednym z projektów growych, co może skutkować potrzebą dokonania odpisu na niezakończone prace rozwojowe, których wartość bilansowa na koniec września 2024 roku wynosiła 48,43 mln zł”. Kurs akcji zareagował spadkiem o ponad 20 proc., a w czwartek przecena była niemal równie dramatyczna, na co wpływ miały zmiany cen docelowych przez analityków z biura maklerskich i ostre komentarze
Emil Popławski, który już od marca tego roku pozostawał sceptyczny co do atrakcyjności wyceny giełdowej spółki (wówczas obniżył rekomendację do "sprzedaj", a cenę docelową do 525 zł, kurs wynosił wtedy 569 zł i później jeszcze rósł), podtrzymał negatywną rekomendację, a cenę docelową obniżył z 289,3 do 154,2 zł.
Tomasz Rodak z DM BOŚ zmienił cenę docelową z 281 do 183 zł, a rekomendacja brzmi "trzymaj", natomiast Piotr Bogusz z Erste szacuje, że przy założeniu wyłączenia projektu P8 z prognoz (gdyby został on rzeczywiście skasowany), cena docelowa spadłaby z 329 do 192 zł. Ten pierwszy w ostrych słowach skomentował najnowsze doniesienia ze spółki.
"Naszym zdaniem ostatnie wydarzenie nie powinno mieć miejsca w wysokiej jakości studiu gier (projekt powinien zostać anulowany już dawno temu). Zauważamy znaczącą niegospodarność i liczymy na strategiczne zmiany w modelu biznesowym studia" - napisał analityk w raporcie wydanym ad hoc.
Krzysztof Tkocz z Domu Maklerskiego BDM również nie gryzł się w język. W komentarzu cytowanym przez PAP przypomniał, że zarząd jeszcze niedawno twierdził, że turbulencje, przez które przechodził projekt w 2022 r., są za spółką, a prace nad grą przebiegają zgodnie z harmonogramem.
"Zdajemy sobie sprawę ze złożoności procesu produkcyjnego gier, jednocześnie wcześniejszy brak uczciwej komunikacji o problematycznych milestone'ach, które mogą zaważyć na kontynuacji projektu, podważa zaufanie do spółki oraz jej wiarygodność w oczach inwestorów" - napisał Krzysztof Tkocz.