W nocy z czwartku na piątek siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii wsparte m.in. przez Japonię i Australię przeprowadziły serię ataków lotniczych na cele w Jemenie należące do rebeliantów Huti. Akcja była odwetem za atakowanie przez Huti statków handlowych, w tym tankowców przemierzających szlak przez Morze Czerwone.
Globalny benchmark ropy Brent wzrósł początkowo aż o 2,5 proc., do ponad 79 USD za baryłkę, gdy inwestorzy próbowali ocenić prawdopodobieństwo, czy akcja militarna wywoła szerszy konflikt na Bliskim Wschodzie.
W piątkowy poranek, notowania marcowych kontraktów terminowych na ropę Brent rosły o 1,7 proc. kształtując wycenę na pułapie około 78,73 USD za baryłkę. Z kolei amerykańska odmiana WTI w ramach lutowych futures drożała o 1,9 proc. oscylując na poziomie 73,35 USD/b.
Ataki Huti na statki związane są z izraelską akcją militarną w Strefie Gazy, które nastąpiły po zaatakowaniu Izraela przez Hamas na początku października. Od tamtej pory konflikt utrzymuje się na podwyższonym poziomie, a Huti niemal codziennie wystrzeliwują rakiety do statków i przysięgli, że nie spoczną, dopóki Izrael nie zakończy okupacji Gazy.
Przed nalotami kolacji, analitycy Citigroup szacowali, że ryzyko geopolityczne na Bliskim Wschodzie zwiększyło cenę ropy Brent o 2–3 USD za baryłkę i stwierdzili, że premia może znacznie wzrosnąć, jeśli zakłócenia w dostawach pogłębią się. Tymczasem Standard Chartered stwierdził, że cena ropy jest zaniżona o co najmniej 10 USD.