Miałem udany początek miesiąca. Stopa zwrotu mojego portfela (liczona od jego startu) pierwszy raz od 21 stycznia przekroczyła stopę zwrotu WIG. Na X-ie zapytałem Was do czego lub kogo porównujecie wyniki portfeli i na podstawie czego dobieracie benchmarki. Dostałem sporo odpowiedzi. Niektórzy wskazali indeksy sWIG80 i WIG20, ktoś inny polską inflację, a nawet bitcoina (ambitnie). Niektórzy sugerują się ETF-ami na np. sWIG80 TR (Total Return, czyli uwzględniający dywidendy) czy ETF Vanguard Life Strategy inwestujący 80 proc. aktywów w akcje i 20 proc. w obligacje. Znany bloger Trystero napisał, że „odnoszenie swoich wyników do cudzych to jedna z najbardziej toksycznych i szkodliwych dla portfela rzeczy, jakie można robić”. Zainspirowałem go nawet do popełnienia dwóch ciekawych wpisów, których lekturę polecam. Jeśli miałbym wyciągnąć z nich tylko jedno pouczające zdanie, to brzmi ono: "Każdy inwestor gra w swoją własną grę".
Nie daje mi jednak spokoju to, że mimo wszystko ulegamy pokusie porównywania się z indeksami - to raczej miałem na myśli zadając pytanie, bo nie bez powodu na wykresie mojego portfela punktem odniesienia jest WIG, a nie portfel Nowaka czy Kowalskiego.
Lustrzane odbicie portfela
Benchmark dla zarządzających funduszami to chleb powszedni. Profesjonaliści określają w kartach produktów indeks lub kompozycję kilku wskaźników, która pozwala ocenić, czy warto im płacić za podjęty trud zamiast samodzielnie odwzorować skład benchmarku (co wcale nie jest takie łatwe i tanie).
- Benchmark ma jak najlepiej odzwierciedlać strategię funduszu. Jeśli inwestujemy w Polsce, to najczęściej jest to WIG, mWIG40 lub sWIG80, a jeśli za granicą, to indeks MSCI All World – tłumaczy mi Hubert Kmiecik, dyrektor inwestycyjny Amundi TFI.
Zarządzany przez niego Amundi Stabilnego Wzrostu ma benchmark nad wyraz skomplikowany z perspektywy inwestora indywidulnego. Składa się w 10 proc. ze wskaźnika WIBOR O/N (ang. overnight) używanego przez banki komercyjne jako stopę referencyjną po jakiej pożyczają sobie nawzajem pieniądze na jedną noc, w 25 proc. z WIBOR-u sześciomiesięcznego powiększonego o 0,5 pkt proc., w 40 proc. z indeksu Bloomberg Series-E Poland Govt 1-3 Yr Bond, który śledzi wyniki polskich obligacji skarbowych o terminie wykupu od jednego do trzech lat, oraz w 25 proc. z indeksu WIG.
Większość inwestorów nie ma nawet dostępu do terminala Bloomberga, zatem wybór jest ograniczony. Ja postanowiłem porównać portfel do szerokiego indeksu WIG, natomiast ekspert TFI radzi, bym rozważył inne opcje.
- Patrząc na Twój wybór WIG-u jako benchmarku, jest OK, jednakże zastanowiłbym się nad mieszanką mWIG40 oraz sWIG80 (pół na pół), ponieważ w portfelu dominują spółki o średniej lub małej kapitalizacji – sugeruje Hubert Kmiecik.
Część akcyjna (wliczając ETF-y na mWIG40 oraz S&P 500) odpowiada za ponad 70 proc. mojego portfela, a część obligacyjna za 16,5 proc. Zastanawiałem się, czy nie dodać indeksu obligacyjnego do benchmarku, ale okazuje się, że jego dobór w cale nie jest taki oczywisty.
- W Polsce jest problem z częścią obligacyjną. Nie ma jednego, uniwersalnego benchmarku ani dla obligacji skarbowych, ani korporacyjnych. Dla krajowego długu najczęstszym benchmarkiem są indeksy z Bloomberga, a dla długu spółek – indeks WIBOR plus marża, którą każdy zarządzający dobiera wedle stylu zarządzania – tłumaczy Hubert Kmiecik.
Są trzy główne warunki otrzmania success fee. Po pierwsze fundusz ma pobić benchmark nieuwzględniający opłaty np. za zarządzanie – porównuje się wynik jednostki funduszu np. do wyniku WIG. Po drugie wynik musi być dodatni. Po trzecie sukces funduszu mierzony jest też w okresach np. pięcioletnich. Jeśli wynik funduszu w pierwszym roku wynik był ujemny, to w drugim musi nadrobić straty i osiągnąć wynik dodatni. W sumie, aby zarządzający mógł pobrać opłaty, musi: pobić benchmark i osiągnąć dodatni wynik, co przy dłuższym horyzoncie inwestycyjnym robi się coraz trudniejsze – tłumaczy Hubert Kmiecik.
Szeroki indeks jako benchmark – tak czy nie?
Badanie przeprowadzone przez amerykańską firmę OneDigital pokazało, że w latach 1996-2015 przeciętna stopa zwrotu dla indeksu S&P 500 wyniosła 8,2 proc., podczas gdy dla przeciętnego inwestora indywidualnego 2,1 proc., prawie czterokrotnie mniej. Zdaniem Samuela A. Kiburza, dyrektora inwestycyjnego Crews Bank & Trust, powodem słabszego wyniku jest tendencja wielu inwestorów do wychodzenia z inwestycji, gdy rynek jest w dołku, lub próba dokładnego przewidzenia momentu wejścia i wyjścia z rynku (ang. timing the market).
Lisa Shalett, dyrektor inwestycji w Morgan Stanley Wealth Management, przestrzega jednak przed porównywaniem się do popularnych indeksów, jak S&P 500. Zdaniem ekspertki nawet tak szeroki indeks obejmuje jedynie niewielki wycinek całego świata inwestycji. Każdy inwestor powinien poświęcić czas na zrozumienie i zdefiniowanie swoich celów życiowych oraz potrzeb w zakresie przepływów pieniężnych.
Na razie rozważę poradę Huberta Kmiecika, by zmodyfikować swój benchmark. Nie ukrywam, że przebicie WIG daje mi dużo satysfakcji, ale wiem, że nie wszystko trwa wiecznie. W świecie finansów nie ma gry bez porównywania wyników portfeli, czy to nam się podoba czy nie. Ciągoty do konkurencji są głęboko zakorzenione w naturze ludzkiej, tak więc wysyp wpisów na X-ie, czy materiałów wideo osób chwalących się swoimi stopami zwrotu w ogóle mnie nie dziwi. Sam poniekąd to robię, natomiast uważam, że różnica tkwi w sposobie przekazywania swojego doświadczenia z giełdą. Warto dzielić się też doświadczeniami z porażek. Przed tymi, którzy otwarcie o nich piszą, chylę czoła. A puentą niech będzie cytat z Trystero: "Rynek nie wynagradza za ściganie się z innymi. Nagradza za konsekwentne trzymanie się strategii, która zawiera w sobie element przewagi rynkowej". Ja będę się trzymał swojej, którą jednym zdaniem mogę opisać jako budowa długoterminowej wartości portfela bez podejmowania ryzyka, z którym czułbym się niekomfortowo. Nie da się tego ująć w liczby, dlatego na prośbę Remka na X-ie o dokładną liczbę akcji, które mam w portfelu - tak, by mógł go odwzorować, odpowiedziałem może niezbyt elegancko: kopiowanie czyjegoś portfela to nie jest dobra droga. W końcu każdy gra we własną grę.
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchania podcastów>>