Baltic Pipe (nie) dla Rosjan

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2016-05-08 22:00

A jeśli polsko-duńsko-norweską rurą popłynie gaz z Rosji? Dla Danii to jedna z opcji. Dla Polski to wykluczone

Myśl, że flagowa inwestycja polskiego koncernu PGNiG może w przyszłości posłużyć do transportu gazu z Rosji do zachodniej Europy, wydaje się karkołomna. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Analiza projektu pokazuje, że to scenariusz biznesowo możliwy. Politycznie wygląda to gorzej.

INWESTYCJA Z HISTORIĄ:
INWESTYCJA Z HISTORIĄ:
Dla Piotra Woźniaka, prezesa PGNiG, jest to już trzecie podejście do Baltic Pipe. Pracował nad taką inwestycją w czasach rządu Jerzego Buzka, potem w czasach rządu Kazimierza Marcinkiewicza i jego następcy Jarosława Kaczyńskiego. Do trzech razy sztuka?
Grzegorz Kawecki

Nie dać Rosji zarobić

— Nie przewidujemy scenariusza, w którym rosyjski gaz będzie płynął Baltic Pipe. Celem tej inwestycji jest dywersyfikacja źródeł i dróg dostaw gazu dla Polski i regionu, a nie umacnianie pozycji Gazpromu [to rosyjski państwowy koncern gazowy — red.] — mówi Piotr Woźniak, prezes PGNiG.

Chodzi o budowę gazociągu, który w przyszłości ma połączyć Norwegię z Danią, a dalej Danię z Polską (to drugie połączenie nosi nazwę Baltic Pipe). Polsce na tej inwestycji zależy, bo widzi w niej sposób na uniezależnienie się od głównego dostawcy gazu, czyli Rosji. Kupujemy dziś ze Wschodu ok. 10 mld m sześc. surowca rocznie, podczas gdy krajowe zapotrzebowanie to ponad 16 mld m sześc. Zrezygnować z tych dostaw nie możemy, m.in. z powodu braku infrastruktury, która umożliwiłaby import z innych kierunków. To uzależnienie odbija się na cenie — Polska płaci Gazpromowi za gaz więcej niż np. odleglejsze geograficznie Niemcy, które mają rozbudowaną sieć połączeń transgranicznych z innymi dostawcami.

Nowa rura pozwoliłaby więc Polsce importować gaz z Norwegii, a w połączeniu z terminalem LNG w Świnoujściu, który ruszy w lipcu, dałaby nam komfort w rozmowach cenowych z dostawcami. Stąd niechęć strony polskiej do scenariusza, w którym nowa rura pomaga Rosji zwiększyć sprzedaż gazu. Pod względem technicznym Baltic Pipe będzie jednak połączeniem działającym w dwie strony (choć w danym momencie przesył możliwy będzie tylko w jednym kierunku). Można sobie wyobrazić, że jeśli gaz rosyjski będzie tańszy od norweskiego, Dania zechce kupić ten pierwszy. — Patrząc historycznie, ceny gazu rosyjskiego dla Polski zawsze były wyższe od cen gazu na innych rynkach europejskich. Nie sądzę, by się to zmieniło do czasu zdywersyfikowania źródeł, dostaw z importu. Podkreślam — źródeł a nie dostawców. Czy istnieje szansa na zmianę tej zależności, okaże się zapewne w lipcu. Wtedy uruchomiony zostanie terminal LNG w Świnoujściu, a wraz z nim import gazu ziemnego z Kataru — zauważa jednak Piotr Woźniak.

Jedwabny szlak dla gazu

W wyjaśnieniach Duńczyków, z którymi Polska (poprzez firmę Gaz-System) chciałaby Baltic Pipe budować, podobnej kategoryczności nie widać. O możliwe wykorzystanie nowej rury zapytaliśmy Energinet, duńskiego operatora sieci gazowej.

— Dzisiejsze prognozy wskazują, że Baltic Pipe będzie przede wszystkim sposobem na przesył gazu z Norwegii do Polski. Widzimy jednak również możliwość wykorzystania tego połączenia, np. przy niskich cenach gazu rosyjskiego, do importu gazu z Rosji — wyjaśnia Soren Juel Hansen, dyrektor ds. rozwoju w Energinet.

Dania zaopatruje się obecnie w gaz przede wszystkim w Niemczech, a poza tym korzysta z własnego złoża Tyra, położonego w duńskiej części Morza Północnego. Tyra jest jednak na wyczerpaniu i kraj stoi przed decyzją — albo je zamknie w 2018 r., albo zainwestuje w poszerzenie złoża, by ponownie uruchomić wydobycie w 2021 r. Decyzja w sprawie Tyra zapadnie do końca 2016 r., ale już wiadomo, że w pierwszym przypadku Dania uzależni się od dostaw z Niemiec, a w drugim stanie się eksporterem gazu netto. W obu przypadkach Baltic Pipe się przyda.

— Finlandia, kraje bałtyckie, Polska, Szwecja i Dania tworzą, według nas, przyszły jedwabny szlak, łączący dwa największe europejskie źródła gazu, Norwegię i Rosję — uważa Soren Juel Hansen.

Dyskusja i taktyka

— To dyskusja tak stara jak projekt tej rury — zauważa jednak Tomasz Chmal, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Do Baltic Pipe Polska podchodzi bowiem już po raz trzeci. Po raz pierwszy — w czasach rządu Jerzego Buzka (1997- -2001), po raz drugi — w czasach rządu Kazimierza Marcinkiewicz i jego następcy Jarosława Kaczyńskiego (2005-07).

— Za każdym razem powraca temat obecności surowca rosyjskiego w tym gazociągu. Pamiętajmy jednak, że w tej chwili nic nie jest przesądzone, trwają analizy tej inwestycji, a wszelkie wypowiedzi są elementem taktyki negocjacyjnej. Percepcje Danii, Norwegii czy Polski są często odmienne — zauważa Tomasz Chmal.

Dla Polski ważne jest uniezależnienie od Rosji nie tylko siebie, ale także państw Europy Środkowej i Wschodniej. Dania jest w grupie krajów kupujących w Rosji najmniej, więc naszych obaw przed Rosją nie podziela. Dla Norwegii i jej koncernu Statoil firmy rosyjskie są natomiast konkurentami na europejskim rynku gazu. Studium wykonalności dla Baltic Pipe ma powstać do końca tego roku. To czas na lobbing i negocjacje. Z premierem Danii rozmawiała w kwietniu w Warszawie premier Beata Szydło. 25 maja do Norwegii wybiera się zaś prezydent Andrzej Duda.

Co wiemy o rurze

Trwają analizy, ale trochę już o Baltic Pipe wiadomo. Ma umożliwić PGNiG sprowadzenie gazu, który koncern wydobywa na 18 norweskich koncesjach. Szacuje się, że przepustowość gazociągu wyniesie 7 mld m sześc. rocznie. Przedstawiciele PGNiG sygnalizowali dotychczas, że budowa może ruszyć w 2020 r. i zakończyć się przed końcem 2022 r. To ważne, bo wtedy kończy się długoletni kontrakt PGNiG z rosyjskim Gazpromem, w ramach którego polska firma musi kupować określoną ilość gazu ze Wschodu. Mało się mówi o kosztach inwestycji w gazociąg, choć w szacunkach pojawiała się ostatnio kwota ok. 200 mln EUR. Mało się też mówi o opłacalności projektu. Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej i jednocześnie energetyczny strateg rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, ocenia w oficjalnych wypowiedziach, że za bezpieczeństwo energetyczne warto płacić.