Bałtycki tygrys już ostrzy pazury

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2010-05-25 00:00

Kiedyś pierwsi wychodzili ze strefy rublowej. Teraz są na czele wyścigu do strefy euro.

Estońska gospodarka po recesji wraca na pozycję regionalnego lidera

Kiedyś pierwsi wychodzili ze strefy rublowej. Teraz są na czele wyścigu do strefy euro.

Estonia znowu staje się prymusem europejskich rynków wschodzących. Jak podał urząd statystyczny w Tallinie, produkcja przemysłowa rośnie w tempie 11,6 proc. rocznie — najszybciej w Unii Europejskiej. Przyspiesza też konsumpcja i handel zagraniczny. Tempo, w jakim gospodarka wygrzebuje się z potężnej recesji zaskakuje ekonomistów.

— Estonia weszła już na drogę ożywienia gospodarczego. To był ciężki kryzys, ale mamy go już za sobą — mówi Sofia Krist, dyrektor zarządzająca Parex Banku.

Bałtycki tygrys był jednym z najmocniej dotkniętych kryzysem krajów na świecie. Gospodarka w 2009 r. skurczyła się o ponad 14 proc. Bezrobocie sięga 16 proc., czyli bez pracy jest trzykrotnie więcej osób niż średnio w 2008 r. A mimo tak dramatycznych okoliczności estoński rząd zdołał utrzymać w ryzach finanse publiczne i zbić inflację (przed kryzysem wynosiła ponad 10 proc.).

Estonia ma dzisiaj najniższy dług publiczny w Unii Europejskiej (7 proc. PKB), który w dodatku rośnie bardzo wolno (deficyt wynosi 1,7 proc. PKB — mniejszy mają tylko Luksemburg i Szwecja). Dzięki temu od 1 stycznia 2011 r. Estonia będzie 17. krajem Eurolandu. Polskę spotka to najwcześniej za cztery lata.

— Wierzymy, że euro może skutecznie pchnąć gospodarkę naprzód i pomóc w zdobyciu przewagi konkurencyjnej w regionie. Zwłaszcza że sztywny kurs mamy od wielu lat — mówi Mart Laar, były premier Estonii (rozmowa obok).

Rząd Estonii był zdeterminowany do przyjęcia euro i nawet w czasie kryzysu zdecydował się na niepopularne reformy, m.in. cięcie płac w budżetówce.

— Dochodzenie do euro było dobrym przewodnikiem w kryzysie. To będzie procentować — zaznacza Sofia Krist.

Dzisiaj euro kosztuje 15,65 koron (EEK). I taki najprawdopodobniej będzie ostateczny kurs wymiany.

— Dla Estonii i jej producentów to dobry poziom, gwarantujący konkurencyjność na globalnym rynku. Dlatego handel zagraniczny powinien być motorem wzrostu — twierdzi Violette Klyviene, ekonomistka Danske Markets.

Rządowa strategia zakłada, że w 2022 r. Estonia pod względem zamożności społeczeństwa (mierzonej jako PKB per capita) będzie piątym krajem UE. Obecnie wskaźnik ten jest o prawie 40 proc. niższy od średniej unijnej.

— Cel został określony jeszcze przed kryzysem i będzie trudno go osiągnąć. Ale z pewnością konwergencja będzie postępowała szybko — przekonuje Violette Klyviene.

Wywiad PULSU

Estonia chce być najszybsza w Unii

Jesteśmy gotowi na euro. Ale w jego cudowną moc nie wierzymy — mówi Mart Laar, były premier Estonii.

"Puls Biznesu": Od początku przyszłego roku Estonia zamienia koronę na euro. W Polsce perspektywa wymiany waluty budzi duże kontrowersje. Jak Estończycy podchodzą do integracji?

Mart Laar: Społeczeństwo Estonii dość jednomyślnie popiera przystąpienie do strefy euro. Ale jednocześnie jesteśmy realistami — ludzie zdają sobie sprawę, że unijna waluta nie stworzy nam raju na ziemi. To nie waluta, ale ludzie odpowiadają za cud gospodarczy.

Czy estońska gospodarka jest gotowa do przyjęcia euro? Przypadek Grecji pokazał, że wchodzenie do Eurolandu na siłę może prowadzić do poważnych problemów.

Przygotowania trwają. Nasza gospodarka była jedną z najmocniej uderzonych przez światowe załamanie. Podjęliśmy jednak radykalne działania i nie dopuściliśmy do szybkiego narastania długu publicznego. Zaczęliśmy od cięć w wydatkach budżetowych o 20 proc. Teraz nasz deficyt wynosi tylko 1,7 proc. PKB i jeszcze w bieżącym roku powinniśmy zobaczyć wzrost gospodarczy. W przyszłym roku chcemy być najszybciej rozwijającą się gospodarką w Unii Europejskiej.

Część ekonomistów podaje Kraje Bałtyckie jako przykład negatywnych skutków sztywnego kursu walut. Władze nie żałują, że nie zdecydowały się na jego upłynnienie?

Mamy sztywny kurs od wielu lat i wcześniej nie mieliśmy tak poważnych problemów. Błędy leżały gdzie indziej — w nieodpowiedzialnych działaniach rządu i przekonaniu, że możemy wydawać więcej niż zarabiamy. Takie myślenie prowadzi do bolesnej porażki.

Pański rząd jako jeden z pierwszych w regionie wprowadził w 1994 r. podatek liniowy — 26 proc. dla wszystkich rodzajów dochodów (obecnie 18 proc.). Jak udał się eksperyment?

Podatek liniowy okazał się świetnym rozwiązaniem i naszym śladem poszło wiele krajów. Taki system jest bardziej sprawiedliwy i efektywny. Z jednej strony wspiera wzrost gospodarczy, uwalniając ludzką przedsiębiorczość i innowacyjność. Z drugiej strony, przychody do budżetu wzrosły, bo liniowy podatek łatwo się płaci, a trudno się go unika.

Mart Laar to estoński polityk i historyk. Dwukrotnie był premierem — w latach 1992-1994 i 1999-2002. Wprowadzał odważne reformy gospodarcze, m.in. podatek liniowy, przyspieszoną prywatyzację i oczyszczanie sektora bankowego z wpływów mafijnych. W ubiegłym tygodniu uczestniczył w konferencji "Ku społeczeństwu komercyjnemu" w Krakowie, zorganizowanej przez Acton Institute.