Grupy najemców w Monachium naciskają na sześcioletni okres zamrożenia, jednak inne niemieckie miasta nie poszły jeszcze w ślady Berlina w obawie, że działania te mogą skomplikować rozwój budownictwa mieszkaniowego.

Porozumienie między berlińskimi socjaldemokratami, Zielonymi i partią lewicową toruje drogę do tego, by w tym tygodniu ustawodawca miasta zatwierdził rozwiązania, zanim wejdą one w życie w pierwszym kwartale 2020 r. Ostateczne porozumienie zostało zawarte w ciągu dwudniowego maratonu, który odbył się pod koniec ubiegłego tygodnia, po miesiącach rozmów.
- Wkraczamy na nowe terytorium. Inni mówią o tym, ale my to robimy - powiedział burmistrz Michael Mueller.
Inicjatywa przedstawiona przez Katrin Lompscher z partii lewicowej, szefową ds. rozwoju miejskiego i mieszkalnictwa w Senacie miasta, ma na celu zmniejszenie obciążenia najemców po boomie na rynku nieruchomości, który spowodował podwojenie czynszów w ciągu ostatniej dekady. Interwencja polityczna przestraszyła inwestorów w czasie, gdy prowadzona jest osobna kampania mająca na celu zmuszenie rządu berlińskiego do wywłaszczenia nieruchomości od dużych właścicieli.
Jednym z największych przegranych jest spółka Deutsche Wohnen, największy właściciel mieszkań w Berlinie. Od czasu ogłoszenia w czerwcu planu zamrożenia czynszu firma straciła około jednej piątej wartości rynkowej. W poniedziałek rano jej akcje spadły aż o 4,6 proc. Vonovia, największa niemiecka firma z branży nieruchomości, traciła 1,6 proc.