Bernard Madoff: Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2013-11-20 15:45

Tak miał powiedzieć twórca najgłośniejszej na świecie piramidy finansowej ostatnich lat Bernard Madoff na jednym ze spotkań w swojej firmie, na którym opracowywano sposób ukrycia rosnących strat firmy, donosi agencja Bloomberg.

- Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy – miał powiedzieć według relacji skruszonej współpracowniczki Bernard Madoff na naradzie z najbardziej zaufanymi pracownikami, przeprowadzonej w 2005 r., w czasie której omawiano sposób ukrycia rosnących strat przed inwestorami i regulatorem.

Mający 75 lat Bernard Madoff odbywa karę 150 lat więzienia za oszustwa finansowe, po tym jak w czasie kryzysu finansowego jego towarzystwo przestało wywiązywać się ze zobowiązań wobec inwestorów. Jak ustalili amerykańscy prokuratorzy, firma działała na zasadzie piramidy finansowej od początku lat 70 tych ubiegłego wieku.

- Nie byłam do końca pewna, co my tam robimy. Byłam niemal zażenowana – powiedziała Enrica Cotellessa-Pitz, była kontrolerka finansowa, która przyznaje się do czterech zarzutów i wraz z innymi pięcioma osobami zdecydowała się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości.

Na spotkaniu Bernard Madoff miał zaproponować, by straty ukryć jako przelewy wychodzące z zajmującą się działalnością brokerską spółki zależnej w Londynie. Jak w swoich zeznaniach stwierdziła Enrica Cotellessa-Pitz „siedziała” wówczas „cicho”, a jej uwagi pokazały pozostałym uczestnikom spotkania, że sama wierzyła, że inwestycje rzekomo dokonywane przez londyńską spółkę rzeczywiście mają miejsce.

- Na spotkaniu zapanowała wówczas niekomfortowa cisza. Bernie powiedział, że „możemy pomyśleć o takim rozwiązaniu” i narada została szybko zakończona – zeznała Enrica Cotellessa-Pitz.

Choć oskarżona twierdzi, że do końca nie wiedziała o istnieniu piramidy finansowej, to jednak przyznaje, że fałszowała dane, składała zawierające nieprawdziwe informacje sprawozdania u regulatora i pomagała w transferowaniu pieniędzy do spółki zależnej. Straty rosły tam latami na długo przed aresztowaniem Bernarda Madoffa 11 grudnia 2008 r. Środki wpłacane przez nowych inwestorów nie były przeznaczane na inwestycje, ale używane do finansowania wypłat dla tych klientów, którzy umarzali swoje jednostki.

Jak przyznała, była także świadkiem tworzenia fałszywych dokumentów potwierdzających zdeponowanie papierów wartościowych. Jak ustalili prokuratorzy, pozwalało to firmie Bernarda Madoffa przekonać regulatorów, że działalność inwestycyjna w Londynie rzeczywiście miała miejsce. Przeciw Enrice Cotellessie-Pitz i jej mężowi Thomasowi Pilzowi pozew cywilny wytoczył syndyk masy upadłościowej. Jak twierdzi, wiedziała ona o oszustwie i pobrała co najmniej 3,25 mln wynagrodzenia za działania zmierzające do jego ukrycia.

Bernad Madofff, fot. Bloomberg
Bernad Madofff, fot. Bloomberg
None
None