Bessa przyjdzie grubo po 2019 r.

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2019-07-17 22:00

To, że najważniejsze indeksy giełdowe w tym roku się nie załamią, nie oznacza, że dalej będą tak dynamicznie rosły jak w pierwszym półroczu.

 

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Na ile procent szacuje prawdopodobieństwo rozpoczęcia bessy Jarosław Niedzielewski
  • Jakie rozbieżne sygnały płyną z rynków akcji i obligacji skarbowych
  • Jak będą się – zdaniem eksperta –  zachowywać indeksy S&P500, CAC40, DAX
  • Co czeka inwestorów na GPW

Na 30 proc. prawdopodobieństwo rychłego rozpoczęcia bessy szacuje Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI. Zwraca przy tym uwagę na rozbieżność sygnałów płynących z rynków akcji i obligacji skarbowych. Rentowności tych ostatnich spadły w połowie 2019 r. do najniższego poziomu od trzech lat (w USA) lub nawet w całej historii (w Niemczech i Australii). Równocześnie amerykański indeks S&P500 ustanowił rekord, osiągając 3000 pkt po 17-procentowym wzroście w pierwszej połowie roku. Również indeksy giełd w Niemczech, Francji i Włoszech rosły w podobnym tempie.

PROGNOZA W PIGUŁCE:
PROGNOZA W PIGUŁCE:
Z prawdopodobieństwem większym niż 50 proc. zakładam, że obecnie to rynek akcji ma rację, a rynek obligacji się myli — mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.
Fot. ARC

— Patrząc na krzywą rentowności obligacji, prawdopodobieństwo globalnej bessy jest duże, a nawet bardzo duże. Ale nie wierzę w to, że tak się stanie, bo wszystkie inne miary nie wskazują, że rozpoczęliśmy bessę lub za chwilę ją rozpoczniemy. Choć dane z gospodarki nie są lepsze niż pół roku temu, prawdopodobieństwo rozpoczęcia rynku niedźwiedzia w ciągu najbliższych 12 miesięcy jest nie większe niż 30 proc. Niepokojące dane makroekonomiczne pochodzą tylko z przemysłu. W części konsumpcyjno-usługowej nie ma zatrzymania i dopóki przemysł nie zacznie zwalniać ludzi, ta część światowej gospodarki będzie się trzymać. Zwolnienia w przemyśle dotyczą zaś na razie nielicznych firm. Gdyby przybrały na sile, byłoby to wstępem do recesji — tłumaczy Jarosław Niedzielewski.

Jego zdaniem recesja przyjdzie dopiero po pierwszym roku następnej kadencji prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych, czyli w latach 2021 lub 2022. Z drugiej strony przyjmuje się, że giełdy dyskontują przyszłość. W myśl tej zasady, giełdowa bessa powinna się więc zacząć wcześniej — w 2020, a może nawet w 2019 r.

— Z rynkami finansowymi jest tak, że dyskontują przyszłość, ale potrafią się też z tym dyskontowaniem pomylić, tak jak było pod koniec 2018 r. — podkreśla Jarosław Niedzielewski.

W USA lepiej niż w Europie

Na przełomie 2018 i 2019 r. strateg Investors TFI trafnie prognozował, że ówczesne spadki na giełdach to tylko „twardy reset”, po którym Wall Street odrobi straty i pobije kolejne rekordy. Zakładał przy tym, że okres słabości indeksów przeciągnie się na pierwszy kwartał 2019 r. Tak się jednak nie stało. Obecnie, choć specjalista początek bessy uważa za dość odległy, to radzi, by nie mieć złudzeń co do dynamiki głównych indeksów.

— W najbliższym czasie możliwy jest wzrost indeksu S&P500 o kolejne 3-5 proc., ale nie będzie to już istotna zmiana w stosunku do tego, co się stało od początku roku — zastrzega Jarosław Niedzielewski.

Ekspert bierze przy tym pod uwagę, że do bicia kolejnych rekordów może dojść przy większej zmienności notowań, obejmującej nawet 10-procentowe korekty. Jeszcze bardziej ostrożny jest względem indeksów europejskich. Podkreśla, że francuski CAC40 jest na najwyższym poziomie od krachu, którego symbolem stał się upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers, a niemiecki DAX zbliża się do rekordu wszech czasów z 2017 r.

— Z tej perspektywy nie można oczekiwać istotnych zwyżek z obecnego poziomu. Do historycznego rekordu indeksu DAX brakuje niby niewiele, ale słabość gospodarki europejskiej jest niemal porażająca, zwłaszcza jeśli chodzi o przemysł — komentuje Jarosław Niedzielewski.

Ekspert przypomina, że w porównaniu z w miarę zdrową, bo obejmującą cały wachlarz spółek i sektorów hossą na Wall Street, tegoroczne zwyżki w Europie są bardziej wybiórcze, a tym samym nieco mniej przekonujące.

— Mocno reprezentowany na giełdach całej strefy euro sektor bankowy pozostaje wciąż głównym obciążeniem indeksów, będąc największą ofiarą polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego. Również wcześniejsza duma Europy, czyli sektor motoryzacyjny, wpada z jednego kryzysu w drugi. Tuzy niemieckiego przemysłu, czyli Siemens i BASF, emanują słabością. Nie bez powodu, bo największy koncern chemiczny Europy „pochwalił się” na początku lipca wynikiem za drugi kwartał 2019 r. niższym o 50 proc. od rynkowego konsensu, ścinając jednocześnie prognozy na 2019 r. o 30 proc. Gdyby nie jeden z głównych przedstawicieli sektora technologicznego na niemieckim parkiecie, czyli spółka SAP, która urosła w tym roku już o 40 proc. i stała się największą firmą w indeksie DAX, tegoroczna hossa we Frankfurcie byłaby znacznie mniej okazała. Także we Francji główną siłą napędową indeksu CAC40 pozostaje konglomerat luksusowych marek LVMH, rosnąc w tym roku o 50 proc. Natomiast za sukcesem włoskiej giełdy, stojącym w sprzeczności z rozpowszechnioną — nie bez racji — wizją Włoch jako słabego ogniwa strefy euro, stoi z jednej strony luksusowe Ferrari, a z drugiej energetyczno-gazowy gigant spółka Enel — wyjaśnia dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.

PPK cudu nie sprawią

Według Jarosława Niedzielewskiego GPW do końca roku czeka stagnacja. Uważa jednak, że nieco lepiej zachowywać się będą mniejsze spółki.

— Nawet biorąc pod uwagę start programu PPK i zdecydowanie lepszą sytuację gospodarczą niż w strefie euro, nie ma się co spodziewać, że nagle zaczniemy deklasować rywali. Po długim okresie rynkowej smuty segment mniejszych i średnich firm ma przynajmniej w teorii szanse na kontynuację tegorocznego odreagowania, ale o jego dalszych losach zadecyduje skala potencjalnego ożywienia w europejskim handlu i przemyśle. O ile do niego w ogóle dojdzie — zastrzega strateg Investors TFI.