Idea zbudowania w Polsce nowego lotniska między Warszawą a Łodzią, w
pobliżu autostrady A2, teoretycznie jest słuszna. Problem w tym, że z każdym
rokiem robi się coraz ciaśniej dla wielkich inwestycji, zwłaszcza mających
ambicje „centralności”. Przed wojną do dyspozycji Centralnego Okręgu
Przemysłowego stały tysiące hektarów. W epoce Edwarda Gierka wytyczenie na
odludziu Centralnej Magistrali Kolejowej okazało się jeszcze możliwe, ale z
trudem — musiała przejść np. obrzeżami Włoszczowy. Obszar uciążliwości
Centralnego Portu Lotniczego nie da się porównać z oddziaływaniem autostrady czy
linii kolejowej — odpowiednio zwielokrotniona byłaby skala oporu.
Kiedy ideę centralnego lotniska , odciążającego Tokio i Osakę,
realizowała Japonia — koło Nagoi usypana została w morzu sztuczna wyspa, bo
inaczej nie było szans. To światowy standard, w minionym ćwierćwieczu jedynym
zbudowanym od podstaw na lądzie dużym portem jest paryskie Roissy.
Ukształtowanie terenu Polski odpowiada Francji, a nie Japonii — ale szanse
centralnego lotniska są wprost proporcjonalne do możliwości usypania wyspy.