Bill Clinton: Globalizacja jest szansą dla małych krajów i firm

Jarosław Sroka
opublikowano: 2001-05-18 00:00

Bill Clinton: Globalizacja jest szansą dla małych krajów i firm

Kraje Europy Środkowej i Wschodniej mają ogromną szansę odegrania kluczowej roli w procesie globalizacji.

„Puls Biznesu”: Jaką rolę odegrają w procesie globalizacji rynki wschodzące, szczególnie Europy Środkowej i Wschodniej?

Bill Clinton: Zawsze popierałem rozszerzanie Unii Europejskiej. Uważałem, że otworzenie rynków bogatszych krajów UE na Polskę będzie korzystne dla obu stron. A to powinno sprzyjać rozwojowi konkurencyjności i podniesieniu poziomu życia. Istotna jest też dalsza integracja UE w ramach WTO. Ale Unia Europejska i otwarcie gospodarcze to nie wszystko. Musimy zapewnić Polsce i innym krajom regionu więcej inwestycji. Konieczny jest wysiłek obu stron. Wciąż wiele krajów — mimo braku ograniczeń — nie uczestniczy w międzynarodowej wymianie. Jest to częściowo nasza wina, ale z drugiej strony wina rządów tych krajów, które w sposób niewystarczający nad tym pracują. Teraz, gdy już nie jestem prezydentem, chcę mieć swój wkład w rozwój przedsiębiorczości w państwach, które do tej pory pozostawały w tyle za procesem globalizacji.

Jakie wyzwania stoją przed najbogatszymi państwami w związku z ubóstwem w krajach trzeciego świata?

Powtórzę — najważniejszym wyzwaniem dla krajów najbogatszych jest dalsze otwieranie swoich rynków, ale i oddłużenie krajów trzeciego świata. Bardzo istotne jest też sprzyjanie rozwojowi lokalnej przedsiębiorczości w tych państwach. Mimo że wzrost bogactwa jest tak naprawdę związany ze współpracą zagraniczną, to sprawą kluczową jest również wymiana wewnętrzna i pobudzanie rynków lokalnych.

Jaki system podatkowy jest najbardziej skuteczny?

Musimy zdefiniować, co znaczy określenie „skuteczne podatki”. Czy takie, których ludzie mogą unikać (to oczywiście żart), czy takie, które dają duże wpływy, czy też takie, które sprzyjają najszybszemu wzrostowi gospodarczemu? Moim zdaniem najważniejszy jest ten ostatni czynnik, choć nie tylko. Wyższe podatki mogą na przykład zapewnić bardziej zadowalający poziom opieki zdrowotnej, a także lepsze funkcjonowanie gospodarki. Z drugiej strony przedsiębiorcy, którzy rozpoczynają dopiero działalność i jeszcze są na dorobku, nie powinni być obarczani zbyt dużymi obciążeniami fiskalnymi, dopóki nie odniosą sukcesu. Przykładowo błędem jest przesadne opodatkowanie usług telekomunikacyjnych, bo to utrudnia dostęp do nowoczesnej technologii, na przykład Internetu. Uważam też, że nisko opodatkowana powinna być działalność, która wiąże się z tworzeniem wielu nowych miejsc pracy. Reasumując — każdy kraj powinien wypracować własny system podatkowy, który zaspokoi jego specyficzne potrzeby.

Przeciwnicy globalizacji twierdzą, że przynosi ona korzyści wielkim korporacjom, a nie ludziom. Ich zdaniem potrzebna jest polityczna regulacja tego procesu. Jaka jest Pana opinia na ten temat?

Globalizacja pomaga nie tylko dużym firmom, ale też — chociażby przez dostęp do informacji — ludziom, którzy dla nich pracują. W USA szukamy sposobów, żeby coraz mniejsze przedsiębiorstwa mogły uczestniczyć w gospodarce globalnej. Podobnie powinno się stać w Polsce. Podam przykład. Dziś mogę sobie kupić bursztyn wyłącznie przy okazji wycieczki na warszawską Starówkę. Gdyby polskie firmy zajmujące się obróbką bursztynu zrzeszyły się i postawiły na wspólny, skuteczny marketing, przyniosłoby to korzyści nie tylko im, ale i światowej gospodarce. Dzięki współdziałaniu mali przedsiębiorcy mogą zaistnieć na rynkach, na których indywidualnie nie mieliby szans.

Wracając do pytania, moim zdaniem to właśnie najbiedniejsze kraje korzystają na procesie globalizacji. Doświadczenie ostatnich trzydziestu lat pokazuje, że te z nich, które otworzyły swoje rynki, rozwijały się dwa razy szybciej niż kraje, które pozostały zamknięte. Ma tu swoją rolę do odegrania także rząd, który powinien pobudzać rynek pracy, zadbać o przeszkolenie ludzi i udostępniać firmom kapitał potrzebny do rozwoju.

Czy nadal mamy do czynienia z trzema ekonomicznymi i politycznymi supermocarstwami na świecie, czy też USA w XXI wieku będzie jedyną światową potęgą?

Nikt nie pozostaje liderem raz na zawsze. Po zakończeniu zimnej wojny Stany Zjednoczone były jedynym supermocarstwem gospodarczym, militarnym i politycznym. Teraz USA może zostać wyprzedzone przez Unię Europejską, która wciąż się rozrasta i rozwija. UE ma ogromny potencjał ludzki — coraz więcej jest dobrze wykształconych osób, które wydajnie pracują. Mam też nadzieję na ponowne odrodzenie gospodarcze Japonii.

Tak naprawdę jednak nieważne jest, kto będzie za 50 lat pierwszy albo drugi na świecie. Istotne jest, by kraje, które w przyszłości mogą stać się supermocarstwami, jak Chiny czy Indie, wyznawały wartości wspólne dla państw demokratycznych i o wolnym rynku. Trzeba zagwarantować obywatelom równe szanse, bezpieczeństwo i pokój. Gdyby historia powojenna potoczyła się inaczej, nie da się wykluczyć, że dzisiaj Polska miałaby dochód narodowy na jednego mieszkańca taki, jak Stany Zjednoczone.

Z tytułu członkostwa w NATO Polska musi w tym roku zwiększyć nakłady na obronę. Tymczasem na razie nie widać żadnego realnego zagrożenia, a jednocześnie pieniądze są bardzo potrzebne na infrastrukturę. Jaka jest cena pokoju?

Wydatki na obronę w Polsce oscylują wokół 2 proc. PKB rocznie, ale w przyszłości, dzięki większej integracji w ramach NATO, będą maleć. Wstąpienie Polski do sojuszu naturalnie wiąże się z poniesieniem pewnych kosztów i spełnieniem różnych wymogów. Jest to jednak cena bezpieczeństwa, którą należy i warto ponieść. Mam świadomość, że Polska ma także inne równie ważne wydatki. Tylko wy możecie znaleźć złoty środek.