Polskie firmy zaczynają doceniać Bałkany. Nasz eksport do większości krajów tego regionu rośnie, gdzieniegdzie nawet bardzo dynamicznie — w pierwszej połowie tego roku w porównaniu z analogicznym okresem w ubiegłym wzrósł o 21 proc. w przypadku Serbii, o 44,3 proc. do Kosowa i aż 3,5-krotnie do Czarnogóry. Przyszły rok może przynieść jeszcze większe zwyżki, dzięki programowi Ministerstwa Gospodarki, który ma aktywizować eksporterów na wybranych rynkach. Wśród 11 państw wytypowanych przez resort cztery znajdują się na Bałkanach. To Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Macedonia i Serbia. Zdaniem Radosława Jaremy, dyrektora zarządzającego Akcentą, firmą obsługującą transakcje walutowe eksporterów i importerów, państwa bałkańskie to alternatywa dla coraz ciaśniejszego rynku Europy Zachodniej — intensywnie się rozwijają, a do tego są położone niedaleko od Polski, co znacznie ułatwia organizację transportu.

— Mało kto zdaje sobie sprawę, że droga z Warszawy do stolicy Serbii, Belgradu jest prawie taka sama jak do Amsterdamu i dużo krótsza niż do Rzymu czy Paryża — zwraca uwagę Radosław Jarema. Zauważa on także, że część krajów Półwyspu Bałkańskiego należy do Unii Europejskiej.
— Nawiązanie wymiany handlowej z bałkańskimi kontrahentami z krajów członkowskich może być dobrym treningiem przed wejściem na pozaunijne rynki Półwyspu — mówi Radosław Jarema.
Do UE należy 5 krajów bałkańskich. Najstarszym członkiem jest Grecja, po niej dołączyła Słowenia, Bułgaria, Rumunia i niedawno Chorwacja. W kolejce czeka Serbia, która rozpoczęła negocjacje z UE na początku 2014 r., oraz Czarnogóra. Kandyduje także Macedonia.
— W przypadku krajów bałkańskich trzeba szczególnie uważać, aby nie ulec pokusie przenoszenia opinii z jednego państwa na drugie. Warto pamiętać, że każdy kraj bałkański ma swoją specyfikę. Nie tylko kulturową, ale również ekonomiczną, w tym walutową — przestrzega Radosław Jarema.