Captor wszedł do kliniki. Widzi transakcję na horyzoncie

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2025-05-21 20:00

Giełdowy biotech rozpoczął badania kliniczne cząsteczki, która ma być wykorzystywana w terapii raka wątrobokomórkowego. Jeśli okaże się bezpieczna, spółka będzie chciała szybko sprzedać prawa większemu partnerowi.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jaki jest harmonogram badania klinicznego Captora i jakie cele w jego ramach stawia sobie spółka
  • jaki będzie koszt badania
  • kiedy, zdaniem Captora, może dojść do transakcji z partnerem z branży farmaceutycznej
  • na jakim etapie są inne projekty badawcze spółi
  • na co zdaniem analityków w przypadku Captora powinni zwrócić uwagę inwestorzy giełdowi
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przypadki doprowadzenia potencjalnych leków do fazy badań klinicznych przez polskie firmy biotechnologiczne można wciąż policzyć na palcach, ale ich przybywa. Na warszawskiej giełdzie po wieloletnich pracach do tego etapu doszły Ryvu, Celon Pharma, Molecure i PolTREG. Teraz do tego grona dołączył Captor Therapeutics, który w tym tygodniu poinformował o rozpoczęciu badań pierwszej fazy cząsteczki CT-01, mającej znaleźć zastosowanie w terapii raka wątrobokomórkowego.

CT-01 wykorzystuje mechanizm celowanej degradacji białek (TPD). W uproszczeniu lek atakuje dwa białka, które są kluczowe dla przeżycia komórek nowotworowych. W modelach przedklinicznych potencjalny lek prowadził do zahamowania wzrostu lub zmniejszenia się guza. Teraz jego skuteczność i bezpieczeństwo trzeba zweryfikować na ludziach. W badaniach pierwszej fazy CT-01 zostanie podane pacjentom w 19 ośrodkach w Hiszpanii, Niemczech i Francji. Jak długo potrwają badania?

- Pierwsza część pierwszej fazy to tzw. eskalacja dawki. Lek będzie podawany we wzrastającej dawce maksymalnie siedmiu grupom pacjentów – tzw. kohortom. Czas od rozpoczęcia podawania leku danej kohorcie do rozpoczęcia podawania kolejnej to 6-12 tygodni. Pacjenci przez cztery tygodnie przyjmują lek, oceniane jest bezpieczeństwo i wydawana jest zgoda na podawanie wyższej dawki kolejnej kohorcie. Jeśli byłoby sześć kohort, a testowanie każdej zajęłaby osiem tygodni, to ten etap badania skończyłby się mniej więcej za rok. Natomiast szacujemy, że tych kohort będzie mniej. Po tej części będziemy mogli przejść do dalszych badań - tłumaczy Michał Walczak, członek zarządu i dyrektor naukowy Captora.

Miliony na badania

Captor zadebiutował na GPW cztery lata temu po ofercie publicznej wartej ponad 180 mln zł. Pod koniec ubiegłego roku spółka pozyskała z emisji prywatnej prawie 33 mln zł. Finansowała się też z wielomilionowych dotacji.

- Od początku swojego istnienia Captor wydał na badania ponad 350 mln zł. Ta kwota obejmuje wszystkie projekty i nie jest łatwo wydzielić z niej wydatki na jeden. Gdyby chcieć podobną firmę zbudować w Stanach Zjednoczonych, trzeba by było wydać parokrotnie wyższą kwotę - mówi Michał Walczak.

Samo badanie pierwszej fazy w przypadku CT-01 też będzie sporo kosztować.

- Szacowany koszt całego badania to 40-60 mln zł. Przy tym jest prawdopodobne, że wydamy istotnie mniej z dwóch powodów. Po pierwsze - z niektórych dalszych części możemy zrezygnować. Po drugie i najważniejsze - jest możliwe, że już podczas eskalacji dawki zawrzemy umowę partneringową i wydatki będzie ponosić nie Captor, lecz podmiot z big pharmy - mówi Michał Walczak.

Umowa z partnerem

Podpisanie umowy z partnerem z big pharmy, któremu sprzedaje się prawa do potencjalnego leku, to podstawowy cel wszystkich biotechów. Na polskim rynku takie umowy w przypadku pojedynczych cząsteczek innowacyjnych wprowadzonych do badań klinicznych podpisały dotychczas Ryvu i Molecure. Wielu spółkom zależy, by badania jak najdłużej, mimo rosnących kosztów, prowadzić samodzielnie, bo zwiększa to wartość transakcji. Captor liczy jednak, że w przypadku terapii wykorzystujących mechanizm TPD, których na rynku jest niewiele, cena może być dobra już na relatywnie wczesnym etapie.

- Liczymy na to, że między trzecią a piątą kohortą osiągniemy pozytywny odczyt któregoś z biomarkerów odpowiedzi na lek. To jeszcze nie musi oznaczać, że pacjenci wyzdrowieją – ale będzie mocnym argumentem za tym, że nasza cząsteczka działa tak, jak to widzieliśmy w badaniach przedklinicznych. I to może być dobry moment, żeby zawrzeć umowę partneringową. Amerykańsko-szwajcarska MonteRosa Therapeutics, również pracująca w technologii celowanej degradacji białek, zawarła umowę partneringową po podaniu leku zaledwie kilku pacjentom. To jest przewaga celowanej degradacji białek nad innymi technologiami: w krótkim czasie po podaniu leku możemy zobaczyć, czy białko jest usuwane. W przypadku leków, które nie usuwają białka, lecz jedynie je blokują, nie jest to możliwe i ocena działania leku jest trudniejsza - tłumaczy dyrektor naukowy Captora.

Badawczy potencjał

Captor ma bazę badawczą we Wrocławiu. Dlaczego badania kliniczne nie będą na tym etapie prowadzone w Polsce?

- Ośrodki w Polsce nie są przygotowane do prowadzenia pierwszego etapu badań w przypadku raka wątroby. Nie jesteśmy tu wyjątkiem: takich ośrodków nie ma lub jest bardzo mało także w takich krajach, jak Szwajcaria czy Wielka Brytania. Badanie prowadzimy w Europie Zachodniej, bo to jest tańsze od prowadzenia ich w Stanach Zjednoczonych. Natomiast w odróżnieniu od raka wątroby białaczki ,w które celuje projekt CT-03, już mogą być skutecznie badane w pierwszej fazie klinicznej w Polsce - mówi Michał Walczak.

CT-03 to drugi pod względem zaawansowania projekt Captora. Spółka ma nadzieję, że ten potencjalny lek uda się wprowadzić do kliniki w drugiej połowie przyszłego roku.

- Wyniki badań przedklinicznych są świetne: w jednym z ostatnich badań podaliśmy małpom dawkę około 80-100 razy wyższą od skutecznej i nie zauważyliśmy żadnej toksyczności związanej z układem sercowo-naczyniowym, czyli tam, gdzie inhibitory naszego białka celowanego, MCL-1, poległy. Tym projektem bardzo interesują się podmioty z big pharma, które również obrały sobie za cel białko MCL-1, ale podeszły do tworzenia leku inaczej niż my i miały problemy z toksycznością swoich leków - mówi Michał Walczak.

Okiem analityka
Ogromny skok dla wartości projektu
Krzysztof Radojewski
analityk Noble Securities

W kontekście wprowadzenia przez Captor Therapeutics pierwszego potencjalnego leku do badań klinicznych inwestorzy powinni zwrócić uwagę na kilka kwestii. Przede wszystkim będzie on testowany w drugiej linii terapii. To istotne, bo często eksperymentalne leki testuje się w linii trzeciej lub czwartej, czyli wtedy, gdy pacjenci są już po wielu niepowodzeniach, a ich stan jest zły. To wskazuje, że na rynku dostępnych jest niewiele alternatywnych metod leczenia i pacjenci będą otrzymywać CT-01 już po tym, gdy stosowane standardowo przeciwciała monoklonalne nie wykażą odpowiedniej skuteczności. Po drugie trzeba pamiętać, że pierwsza faza badań klinicznych służy głównie badaniu bezpieczeństwa, a nie skuteczności. W przypadku Captora mamy do czynienia z nowym mechanizmem działania, więc informacje o toksyczności są bardzo istotne i mogą pojawić się relatywnie wcześnie, podczas gdy na dane o wstępnej efektywności będziemy pewnie musieli poczekać około rok. Warto też zwrócić uwagę, że CT-01 jest od razu testowane w monoterapii i kombinacji z innym lekiem, co dywersyfikuje ryzyko całego projektu. To wszystko sprawia, że podpisanie umowy z partnerem już w trakcie pierwszej fazy badań klinicznych jest realne. Na rynku mamy w ostatnich roku przykłady projektów o podobnym mechanizmie działania, do których prawa sprzedano za całkiem wysokie kwoty - tak było w przypadku umów spółek Monte Rosa czy Arvinas. Niewątpliwie wprowadzenie przez Captora leku do badań na ludziach, wyjście z laboratorium i badań na zwierzętach do kliniki to ogromny skok dla wartości projektu.