Czy Boris Johnson polegnie na brexicie, podobnie jak wcześniej Theresa May? To pytanie znów zaczyna być aktualne. Bo głosowanie nad wynegocjowaną z Unią Europejską zmienioną wersją umowy rozwodowej zostało wczoraj zablokowane, teoretycznie ma się odbyć do czwartku, ale czas biegnie i termin 31 października staje się coraz mniej pewny — nawet z czysto technicznego punktu widzenia.

Dla premiera Borisa Johnsona, który jest teraz na fali popularności, rozwiązania są dwa — karkołomna decyzja o wyjściu z Unii Europejskiej bez umowy, która byłaby szokiem nie tylko dla rynków finansowych, ale przede wszystkim też z prawnego punktu widzenia, oraz bardziej realny ruch zmierzający w stronę przeprowadzenia przedterminowych wyborów w grudniu, oczywiście po wcześniejszym wydłużeniu brexitu do końca stycznia.
Wtedy głosowanie przy urnach stałoby się de facto drugim referendum, o któretak zabiega opozycja (laburzyści i liberałowie). Ułatwiłoby to przyszły proces decyzyjny, ale dla rynków finansowych byłaby to zła informacja, gdyż wydłużałaby okres niepewności. Najpewniej doprowadziłoby to do głębszej korekty notowań funta, który w ostatnich dwóch tygodniach bardzo mocno zyskał. Warto też wspomnieć, że przeciągający się brexit może teraz nasilać obawy dotyczące możliwego cięcia stóp procentowych przez Bank Anglii, zwłaszcza w kontekście tendencji na globalnych rynkach. Ale jeszcze wiele może się zmienić — obserwujmy uważnie kolejne informacje napływające z Westminsteru, gdzie w najbliższych dniach toczyć się będą kluczowe wydarzenia.