Zawsze jest ten pierwszy raz. Mariusz Świtalski, stroniący od kontaktów z mediami wielkopolski biznesmen, sprzedawał już zbudowane przez siebie przedsiębiorstwa inwestorom branżowym i funduszom private equity, ale jeszcze nigdy nie wprowadzał ich na giełdę. Przełamać może się przy okazji najmłodszego dziecka, czyli budującej małe pasaże handlowe Czerwonej Torebki. Wczoraj po południu prospekt emisyjny spółki został zatwierdzony przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF). Według nieoficjalnych informacji może zostać opublikowany jeszcze w tym tygodniu, ale spółka nie chce deklarować żadnych konkretnych terminów.
Czerwona Torebka zajmuje się stawianiem na przedmieściach i osiedlach mieszkaniowych małych pasaży handlowych, złożonych z łatwo dających się dopasować modułów, w których działać mają podstawowe sklepy: mięsne, monopolowe, rybne, a także piekarnie czy apteki. Dziś czynnych jest ich około 30, ale spółka chce bardzo szybko zwiększać ich liczbę — do końca roku pozwolenie na użytkowanie ma mieć 65 pasaży, do których w przyszłym roku dołączy 125. Plany zakładają, że w 2021 r. w całej Polsce będzie stało 1,9 tys., a docelowo — aż 4,5 tys. Czerwonych Torebek.
Potrzeba na to wielkich pieniędzy — Ireneusz Kazimierczak, prezes spółki, oceniał na łamach „PB”, że w ciągu dekady Czerwona Torebka będzie musiała zainwestować 4,5 mld zł. Bez finansowego zastrzyku z zewnątrz się nie obędzie, bo w pierwszym półroczu 2012 spółka miała 37,7 mln zł przychodów i 13,2 mln zł zysku netto. Nic dziwnego, że mimo nie najlepszej koniunktury na GPW, pomyślano o wyciągnięciu gotówki z kieszeni giełdowych graczy. Proces zatwierdzania prospektu przez KNF ruszył latem, ale spółka Mariusza Świtalskiego nie wykluczała, że nie zdecyduje się na debiut i poszuka pieniędzy gdzie indziej.
— Oferta publiczna jest jedną z rozważanych przez nas opcji. Na razie nie zapadła decyzja o wejściu na GPW. Finansowanie na przyszłoroczne inwestycje mamy zapewnione. O tym, czy zdecydujemy się na debiut, zdecyduje koniunktura. Spółce przyglądają się również nowe fundusze private equity — mówił w ubiegłym miesiącu Ireneusz Kazimierczyk, prezes Czerwonej Torebki. Dziś prawie 75 proc. kapitału spółki kontroluje Mariusz Świtalski, reszta jest w rękach funduszu PineBridge. Wcześniej biznesmen sprzedał Eurocash i Biedronkę inwestorowi strategicznemu, a Żabkę — funduszowi private equity.
Teraz może się jednak zdecydować na giełdę, bo — jak podkreślają analitycy — Czerwona Torebka, w odróżnieniu od poprzednichbiznesów Mariusza Świtalskiego, to spółka nie handlowa, lecz deweloperska.
— Nieruchomości handlowe w Polsce bywają dobrym biznesem, o ile trafi się z ich formatem. Rozwój Czerwonej Torebki na razie sugeruje, że to udany pomysł, który może zapełnić rynkową niszę. Debiut giełdowy nie jest w przypadku takich spółek standardową drogą, ale biorąc pod uwagę plany dynamicznego rozwoju i zwiększania skali biznesu, na rynku publicznym byłoby stosunkowo łatwiej o pozyskanie kapitału niż u inwestorów strategicznych — uważa Agnieszka Górnicka, szefowa agencji badawczej Inquiry.