Wczoraj w USA miało być strojenie okien wystawowych na koniec kwartału i miesiąca oraz przygotowanie do piątkowych danych o rynku pracy, ale dane makro trochę popsuły plany byków. Można było próbować zlekceważyć to, że zamówienia fabryczne w lutym wzrosły nieznacznie, a dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w dół. Były to dane zaliczane do kategorii niezwykle zmiennych. Trudno było jednak zlekceważyć największy od trzech lat spadek indeksu PMI Chicago (z 63,6 do 57,6 pkt.). Wartość powyżej 50 pkt. mówi o tym, że gospodarka regionu nadal się rozwija, ale dużo wolniej niż to prognozowali analitycy. Najgorsze było to, że subindeks zatrudnienia spadł poniżej 50 pkt., co oznacza, że rynek pracy kurczy się. Szczególnie ten indeks chłodził nastroje, bo inwestorzy zaczęli zastanawiać się czy piątkowe dane z rynku pracy w całych USA będą rzeczywiście dobre.
Po takich danych indeksy powinny mocno zanurkować, a jednak zachowanie rynku nie było złe. „Window dressing” ma swoje prawa. Dzięki temu procesowi sesja nie była tryumfem niedźwiedzi, co dzisiaj zwiększa prawdopodobieństwo wzrostu indeksów.
Dzisiaj nie zobaczymy reakcji rynków amerykańskich na najbardziej istotne z podawanych danych makro (zmiana czasu w USA nastąpi w niedzielę). Chodzi o indeks ISM pokazujący sytuację w części produkcyjnej gospodarki amerykańskiej. Muszą wystarczyć dane o ilości noworejestrowanych bezrobotnych oraz opóźnione dane o lutowej inflacji w cenach producenta (PPI), ale to stanowczo za mało. Poza tym w czasie sesji w USA będzie przemawiało kilku członków Fed, a to zawsze działa na rynek. Jednak i bez tego sporo się będzie dzisiaj działo. Od rana kierunek indeksom będą nadawały dane o indeksach PMI pokazujących jak rozwija się część produkcyjna gospodarki w Eurolandzie.
Najważniejsze będzie jednak posiedzenie ECB. Nacisk na bank jest tak duży, że w najbliższym czasie należy oczekiwać obniżki stóp. Uważam, że dzisiaj bank stóp nie zmieni, ale też i prawie nikt na to nie liczy. Inwestorzy czekają na to, że na konferencji prasowej dowiedzą się, iż bank rozważa taki ruch. Przed tą konferencja indeksy w Eurolandzie powinny wzrastać. Niebezpieczne jest tylko to, że nadzieje są duże i jeżeli prezes ECB powie niedokładnie to, na co rynki czekają to nastąpi rozczarowanie. Poza tym po konferencji może nastąpić klasyczna realizacja zysków.
Wczoraj na GPW zaczęło się od spadku indeksów, a główną, ale nie jedyną przyczyną był spory spadek TPSA. Podobno Kompania Węglowa chce sprzedać duży pakiet akcji. Jednak cały rynek wyglądał tak jakby część zarządzających funduszami dopiero wczoraj zobaczyła, że planu Hausnera tak naprawdę już nie ma, a Marek Belka ma małe szanse na sukces. GPW, na tle innych rynków europejskich, była bardzo słaba. Taka powinna być już we wtorek i mogło tylko dziwić to, że reakcja była opóźniona. Końcówka nie poprawiła obrazu rynku, ale sesja w niczym nie zmieniła sytuacji. Trudno zakładać, że inwestorzy zagraniczni są głusi, ślepi i do tego głupi. Widzą doskonale, jaka jest sytuacja polityczna, ale w portfelach mają mnóstwo akcji. W tej sytuacji mogą sprzedawać, ale mogą też wybrać drogę obrony przez atak. Wystarczy przełamać szczyty na wykresach, żeby wielu inwestorów uwierzyło, że polityka się nie liczy.
Zagranica ma czas do głosowania w Sejmie, o ile Marek Belka wcześniej nie zrezygnuje. A nawet, jeśli zrezygnuje to kolejne kroki przy powoływaniu rządu doprowadzą nas w okolice połowy czerwca. To czas wystarczająco długi, żeby prowadząc rynek do góry (albo w bok) dokonać dystrybucji akcji. Jeśli ta koncepcja jest słuszna to w tych dniach byki mają idealną sytuację. Euroland czeka na ECB, a cały świat na doskonałe dane z rynku pracy w USA. Gdyby dzisiaj ataku popytu nie było to zacznę zakładać, że zagranica postanowiła akcje dystrybuować - w najlepszym przypadku w trendzie bocznym.