Czeskie fundusze różnej wielkości lubią polskie spółki. W naszym kraju od lat aktywna jest Penta, która w portfelu ma m.in. apteki Dr. Max i pakiet udziałów Empiku. Największym akcjonariuszem InPostu jest PPF Group, a spółki przemysłowe chętnie kupuje Jet Investments, który ostatnio zainwestował w Plastiwell International.
Aktywne w Polsce są też wywodzące się z Czech fundusze venture capital. Jeden z nich, Kaya, właśnie zebrał nowy, piąty już fundusz o wartości 70 mln EUR (w przeliczeniu 300 mln zł) i sporą część kapitału zamierza przeznaczyć na spółki znad Wisły.
- Interesują nas spółki z Polski, Czech i Słowacji, nie rozpraszamy się na patrzenie na cały region. Teraz teoretycznie w modzie jest Rumunia, ale z naszej perspektywy rynek tam wciąż nie dojrzał mimo jednego niekwestionowanego sukcesu, jakim był UiPath. Polska jest dla nas bardzo ważna - jesteśmy częścią polskiego ekosystemu venture'owego, spędzamy tydzień w miesiącu w Warszawie – mówi Karel Zheng, partner w funduszu Kaya.
Wsparcie założycieli
Piąty fundusz Kayi zamierza wejść w 25 start-upów. W co będzie inwestował?
- Inwestujemy od pomysłu do serii A. Chcemy być pierwszym partnerem instytucjonalnym dla założycieli start-upów i pomostem do pozyskania globalnego kapitału, który wchodzi w późniejszych rundach. Koncentrujemy się na wsparciu założycieli, jakość i ambicje zespołu są nawet ważniejsze niż pomył biznesowy. Chodzi przede wszystkim o zespoły technologiczne, ale nie zamykamy się też na praktyczne zastosowanie badań fizycznych i biotechnologicznych. Mamy w naszej części Europy bardzo dobre uczelnie techniczne, ale brakuje umiejętności komercjalizacyjnych - mówi Karel Zheng.
Na pojedynczą inwestycję fundusz może przeznaczać 1-3 mln EUR. Udziały? Najlepiej 10-15 proc., ale jeśli zespół jest dobry, to może być mniej. W przypadku najlepszych spółek i udziału w kolejnych rundach finansowania alokacja może sięgnąć nawet 20 mln EUR.
- Założenia inwestycyjne mamy typowe dla branży venture - będziemy inwestować przez pięć lat, potem ewentualnie uczestniczyć w kolejnych rundach spółek, które znajdą się w portfelu. Statystycznie na zwrot zainwestowanego kapitału potrzeba około ośmiu lat. Fundusz będzie istniał 10-12 lat, jego celem będzie dostarczenie inwestorom więcej niż trzykrotności pieniędzy, które wyłożyli - mówi Tomas Pacinda, partner w funduszu Kaya.
Głęboki portfel
Fundusz działa od 2010 r. Początkowo funkcjonował pod nazwą Enern Tech.
- Zaczęliśmy działać jako grupa inwestorów wspierana przez czeskich przedsiębiorców wywodzących się głównie z przemysłu. Początkowo inwestowaliśmy w nieruchomości, aktywa OZE, w tym w Polsce, a także w start-upy. Po kilku latach postanowiliśmy skoncentrować się na działalności venture capital - tłumaczy Tomas Pacinda.
Część inwestycji była bardzo udana.
- Mamy obecnie w portfelu udziały 45 spółek, co przekłada się na aktywa o wartości ponad 300 mln EUR. W Polsce zainwestowaliśmy m.in. w Booksy i DocPlannera, w Czechach byliśmy inwestorem Rohlika, pierwszego krajowego jednorożca technologicznego, który w kraju zbudował pozycję lidera w segmencie e-grocery i jest też bardzo silny w Niemczech. Byliśmy także m.in. inwestorem Twisto, a w portfelu mamy takie spółki jak polskie Jutro Medical i Zeta Labs oraz czeski Better Stack - wylicza Tomas Pacinda.
Polska przewaga
Menedżerowie funduszu zwracają uwagę, że profil inwestorów wykładających pieniądze na start-upy wyraźnie się zmienił.
- Gdy zaczynaliśmy, kapitał dostarczali nam zamożni przedsiębiorcy z tradycyjnych branż, głównie z przemysłu. Teraz dużą rolę odgrywają już inwestorzy wywodzący się z ekosystemu - aniołowie biznesu, twórcy start-upów, którzy już je sprzedali i inwestują zarobione pieniądze. Jest też więcej kapitału od profesjonalnych biur rodzinnych oraz inwestorów instytucjonalnych. Mamy na pokładzie m.in. amerykański fundusz funduszy i inwestycyjne ramię czeskiego oddziału banku Erste - mówi Tomas Pacinda.
Część kapitału do nowego funduszu dostarczył też Europejski Fundusz Inwestycyjny. Polskie fundusze venture mogłyby liczyć na PFR. A Czesi?
- Trochę zazdrościmy Polsce PFR. Ta instytucja ma oczywiście swoje wady i w pewnym momencie rynek venture był zalany pieniędzmi, co nie przełożyło się na jakość inwestycji. Bardzo przyspieszyła jednak rozwój rynku - to daje Polsce wyraźną, strategiczną przewagę w porównaniu do Czech - uważa Tomas Pacinda.