Z szacunków Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w lipcu stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wyniosła 5 proc., co oznacza, że praktycznie każdy, kto chce pracować, jest gdzieś zatrudniony. Skutkuje to brakami kadrowymi wśród tzw. blue collars, czyli pracowników wykonujących prace fizyczne, produkcyjne lub administracyjne niższego szczebla. Dlatego firmy, które nie mogą pozwolić sobie na automatyzację procesów ani na rywalizację o pracownika wyższym wynagrodzeniem, wprowadzają szereg benefitów i bonusów.
– Pomimo trudności z pozyskaniem pracowników fizycznych większość pracodawców nie jest w stanie udźwignąć jeszcze wyższych kosztów zatrudnienia i próbuje utrzymać wynagrodzenie zasadnicze na minimalnym poziomie. Starają się za to zachęcić pracowników w inny sposób. Oferują im benefity pozapłacowe, które w pewnym stopniu mogą złagodzić skutki inflacji – mówi Wojciech Rybicki, dyrektor ds. rozwoju regionu centrum w LeasingTeam Group.
Co zadowala pracownika
Eksperci zauważają, że świadczenia pozapłacowe takie jak karnety na siłownie, pakiety opieki medycznej czy ubezpieczenie na życie coraz częściej są oferowane także słabiej wykwalifikowanym pracownikom. Takie rozwiązanie jest bowiem dla pracodawcy tańsze niż podwyższenie zasadniczego wynagrodzenia za pracę. Jak pokazują dotychczasowe doświadczenia, te zabiegi przynoszą pożądany skutek, jednak oferta świadczeń musi być odpowiednio sprofilowana.
– W dobie rosnących kosztów życia najbardziej pożądane są świadczenia pozapłacowe realnie odciążające domowy budżet. Na stanowiskach produkcyjnych bardzo dobrze sprawdzają się dopłaty do posiłków czy obiady za złotówkę w przyzakładowych stołówkach. Takie rozwiązania są też korzystne dla pracodawcy, ponieważ dofinansowanie posiłków w kwocie do 300 zł miesięcznie jest zwolnione ze składek ZUS. Z naszych obserwacji wynika też, że pracownicy dużą wagę przywiązują do kwestii dojazdu - czy jest zorganizowany przez pracodawcę lub dofinansowany i w jakiej odległości od miejsca zamieszkania znajduje się zakład pracy – dodaje Marta Pilipowicz, dyrektor regionu południowego w LeasingTeam Group.
To, że dojazd do miejsca zatrudnienia jest istotny, potwierdza czerwcowy raport LeasingTeam Group „Polacy o dojazdach do pracy”. Czytamy w nim, że aż dla 81 proc. Polaków ma on wręcz kluczowe znaczenie, bo wpływa na decyzję o przyjęciu oferty zatrudnienia.
Nieustająca rotacja kadry
Wraz ze wzrostem płacy minimalnej nastąpiło spłaszczenie wynagrodzeń. Efektem był drastyczny spadek motywacji do pracy i niespotykana skala fluktuacji kadr. Zdaniem ekspertów obecnie trudno jest pozyskać pracownika, ale jeszcze większym problemem jest jego zatrzymanie w firmie.
– Pracownicy fizyczni są dużo bardziej świadomi możliwości zmiany pracy niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu i zdecydowanie chętniej podejmują związane z tym ryzyko. Obserwujemy też niestety spadek zaangażowania w realizację powierzonych zadań – mówi Wojciech Rybicki.
Powstałe luki kadrowe tylko w części wypełnili pracownicy z Ukrainy. Według danych Urzędu Do Spraw Cudzoziemców, wśród osób pełnoletnich, które przyjechały do Polski w ciągu roku od wybuchu wojny w tym kraju, jest aż 77 proc. kobiet. Mężczyźni w wieku produkcyjnym, zdolni wykonywać cięższe prace fizyczne, zostali bardzo szybko wchłonięci przez rynek.
– Według naszych szacunków w Polsce przebywa obecnie około 1,2 -1,7 mln obywateli Ukrainy, co okazuje się niewystarczające na potrzeby rynku pracy. Sytuacji nie poprawia fakt, że coraz więcej tych osób wraca do swojego kraju lub wyjeżdża z Polski na zachód, gdzie zarobki są jeszcze wyższe. Pracodawcy, w tym również agencje pracy tymczasowej, poszukują więc pracowników w odległych krajach Europy Wschodniej oraz Azji. Gruzja, Azerbejdżan, Kazachstan, Uzbekistan, Indie, Nepal, Bangladesz czy Filipiny - to kierunki, z których pozyskiwanie pracowników w najbliższych latach będzie rosło – uważa Wojciech Rybicki.