LOT radzi sobie całkiem nieźle, mimo że rozpadł się sojusz, do którego należał, i od niemal dwóch lat syndyk szuka dla niego nowego inwestora.
Jeszcze podczas przedostatniej konferencji nie istniejącego już sojuszu Qualiflyer, zbudowanego wokół szwajcarskich linii Swissair, LOT był jednym z dwóch członków aliansu (obok South African Airlines), którzy mieli zysk. I chociaż część członków grupy Qualiflyer, w tym Swissair i Sabena, nie wytrzymała ciężkiego dla lotnictwa okresu po atakach terrorystycznych w 2001 r. i zbankrutowała, LOT — nie bez pomocy państwa, które go dokapitalizowało — przetrwał. W 2002 r. firmie udało się osiągnąć zysk netto wysokości 109,3 mln zł. Na ten rok linie planują osiągnięcie pierwszego od lat zysku z działalności przewozowej. Ale nie wszystkich cieszą ich wyniki.
— Ubiegłoroczny dodatni wynik finansowy został uzyskany poprzez „inżynierię finansową” — sprzedaż samolotów, a następnie ich leasing zwrotny. Po odpowiedniej korekcie pozostaje ujemny, jak w poprzednich latach — podkreśla Michał Morawski, były przedstawiciel LOT w IATA.
Mimo niezłej sytuacji finansowej, syndyk upadłej linii Swissair od niemal dwóch lat nie może sprzedać 25,1 proc. akcji LOT, które szwajcarska linia kupiła w ramach tworzenia sojuszu Qualiflyer. Rutger Schimmelpenninck przesunął ostatnio termin rozpoczęcia rozmów z inwestorami z jesieni na początek przyszłego roku. Tłumaczy to m.in. koniecznością przygotowania strategii polskiego przewoźnika. 67,96 proc. akcji LOT posiada nadal Skarb Państwa, który zrezygnował z planów prywatyzacji linii także w 2004 r., tłumacząc to m.in. koniecznością „zakończenia procedur przyjęcia do sojuszu przewoźników lotniczych”. Na początku miesiąca Joergen Lindegaard, prezes SAS, powiedział, że interesuje się pakietem LOT, ale to nie pierwsze takie deklaracje.