Deficyt budżetu państwa należy redukować, ale nie kosztem destabilizacji społecznej
Ujawniony ostatnio kryzys budżetowy uruchomił w świecie polityki i mediów potężną lawinę słów, narzucających — i tak już niespokojnemu — społeczeństwu poczucie bezpośredniego zagrożenia. Ma rację prof. Marek Belka, gdy mówi: „Jeśli się ludzie zlękną, że z państwem jest źle, to nam się wszystko rąbnie. Będziemy mieli panikę. Polski ciułacz może doprowadzić do kryzysu, gdy swoje zaskórniaki w złotówkach zamieni na dolary”. A kto popycha ciułacza do podjęcia takiej decyzji? Ci, którzy wieszczą przekształcenie deficytu w zapaść finansową i w kryzys ekonomiczny lub wręcz twierdzą że „gmach państwa może się zawalić”. Albo zadają pytania w rodzaju: kto nas z tej katastrofy uratuje? jak uchronić Polskę przed krachem?
Rozmiary obecnego kryzysu budżetowego w Polsce są wyznaczone przez dwie krańcowe wielkości deficytu: 92 i 40 mld zł, odpowiednio 12 i 5 proc. PKB w 2002 roku. Pierwsza wielkość ma znaczenie li tylko modelowe. Wynika ona z założeń do wstępnego projektu budżetu, opracowanego metodą ekstrapolacyjną. Druga wielkość ma charakter życzeniowy: to rząd premiera Buzka, który jeszcze do 8 sierpnia był nieświadom powagi sytuacji, zdecydował, że większego deficytu być nie może. Ujawniane w strzępach projekty redukcji deficytu do 40 mld zł nie wyglądają zbyt realistycznie. Jedno jest pewne: nie może być tak, że dążenie do minimalizacji deficytu budżetowego zdławi gospodarkę i uruchomi niepokoje społeczne.
Z deficytami budżetowymi żyje od dziesiątków lat niemal cała Europa. I to nieźle żyje. Uprzedzam głosy zgorszonych i oburzonych: nie pochwalam deficytów, lecz ich nie demonizuję. A tu stwierdzam tylko fakt, sprawdzalny w statystykach. W okresie 1970-2000 ani jedno państwo, należące obecnie do UE, nie uniknęło deficytów budżetowych! Ich częstotliwość i nasilenie były wielce zróżnicowane, o czym świadczą dane tabeli. Wszelkie rekordy pobiły Włochy, które w tym okresie ani razu nie osiągnęły równowagi, zaś deficyt ich budżetu aż 11 razy przekroczył 10 proc. PKB (nasz obecny stan alarmowy). Mimo to żadna katastrofa pięknej Italii nie nawiedziła. Granicę czterech procent PKB przekraczały Włochy i Belgia przez 26 lat.
Oczywiście wiele zależy od możliwości i sposobu sfinansowania deficytu. W Polsce są one ograniczone bardziej niż w krajach zamożnych, o rozwiniętych rynkach pieniężnych. Również dlatego radykalna naprawa naszych finansów publicznych jest niezbędna. Tym bardziej że od kilku lat niemal wszystkie kraje rozwinięte prowadzą politykę przechodzenia od deficytów do nadwyżek budżetowych, czego Włochy są znów przykładem wręcz wzorcowym. Wykres ukazuje najpierw spadkowy, a po 1990 r. wyraźnie rosnący trend krzywej salda budżetu. Równocześnie wykres ujawnia, że trend krzywej wzrostu PKB jest jednostajnie spadkowy, co — wbrew twierdzeniom niektórych ekonomistów — oznacza, iż wzrost deficytu wcale nie musi prowadzić do recesji. Rachunek korelacyjny, przeprowadzony też dla Niemiec, potwierdza, że zależność między deficytem budżetowym a dynamiką PKB jest statystycznie nieistotna.