Bruksela przerwała rozmowy z Pekinem. Polskie firmy odzieżowe twierdzą, że na razie nie ma problemu.
Negocjacje na temat odblokowania wielu ton tekstyliów made in China, które utknęły w składach celnych UE, po blisko tygodniu stanęły w miejscu. Michael Jennigs, rzecznik grupy unijnych urzędników przebywających w Kraju Środka, podkreśla, że mimo zawieszenia formalnej sesji strony „pozostają w kontakcie”. Tymczasem zarówno handlowcy, którzy chcieliby zrealizować odbiór już zakontraktowanego towaru, jak i producenci domagający się działań protekcjonistycznych liczą na Petera Mandelsona, komisarza UE ds. handlowych. Ten jeszcze wczoraj obiecał, że chińskie tekstylia zostaną odblokowane, podkreślając, że czerwcowe porozumienie z Pekinem o wprowadzeniu kwot chroniących przed nadmiernym importem tekstyliów musi zostać zachowane. W jaki sposób? Balansujący między stronami konfliktu komisarz chce zaproponować m.in. częściowe włączenie zablokowanych wyrobów do przyszłorocznych kwot importowych. Problem jednak w tym, że do tej pory zarówno Pekin, jak i europejscy producenci odrzucali takie rozwiązanie. Niewykluczone jednak, że rozpoczynający się w niedzielę szczyt Chiny —UE zakończy się ugodą.
Na razie polskie przedsiębiorstwa nie panikują.
— Ani blokada tekstyliów w portach, ani wykorzystanie tegorocznych limitów nie wpływają istotnie na funkcjonowanie firmy. Od kilku lat przenosimy produkcję do krajów położonych bliżej Polski. Jeszcze w 2003 r. w Chinach produkowaliśmy 84 proc. wyrobów, rok poźniej już tylko 67 proc. — podkreśla Dariusz Pachla, wiceprezes LPP.
W czerwcu Unia zawarła z Chinami porozumienie o wprowadzeniu limitów na import do wspólnoty dziesięciu kategorii chińskich tekstyliów. Limity zostały już wykorzystane.