Drgnęło u największego pacjenta Europy. DAX blisko rekordu

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2025-06-25 20:00

Po latach recesji przeplatanej okresami stagnacji największa gospodarka Europy zaczyna wykazywać nieśmiałe oznaki powrotu do zdrowia.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Od paru lat o gospodarce Niemiec mówi się albo źle, albo wcale. I trudno się temu dziwić. Nasz zachodni sąsiad niebezzasadnie nazwany został „chorym człowiekiem Europy”. Niemcy, które osiągnęły ogromny sukces gospodarczy w latach 2010-18, od prawie siedmiu lat przeplatają recesję ze stagnacją.

Wystarczy spojrzeć na słupki rocznej dynamiki niemieckiego produktu krajowego brutto. W 2018 r. wzrósł ledwie o 1,1 proc, rok później o 1 proc., by w 2020 zaliczyć spadek aż o 4,1 proc. Późniejsze odbicie z roku 2021 (+3,7 proc.) nie pozwoliło odrobić lockdownowych strat. Tak samo jak rachityczny wzrost o 1,4 proc. rok później. A lata 2023-24 stały pod znakiem powolnego kurczenia się niemieckiej gospodarki (odpowiednio o 0,3 i 0,2 proc.).

Od wielu kwartałów niemiecka machina gospodarcza nie może złapać przyczepności i buksuje w miejscu, od przeszło dwóch lat naprzemiennie notując kwartały spadku i wzrostu PKB. Dzięki temu Niemcom skutecznie udawało się unikać ogłoszenia tzw. technicznej recesji (rozumianej jako przynajmniej dwa następujące po sobie kwartały spadku PKB). Także prognozy na 2025 r. nie są przesadnie optymistyczne i zakładają wzrost PKB w granicach 1 proc. Czyli byłby to kolejny rok stagnacji w największej gospodarce Europy.

Niemiecki model gospodarczy utracił swoje kluczowe przewagi konkurencyjne w postaci taniej energii z Rosji. Do tego doszło względne zacofanie technologiczne, zapaść demograficzna i polityki klimatyczna, skutkująca drastyczną podwyżką cen energii elektrycznej dla przemysłu. Eksperyment sprowadzający się do zastąpienia elektrowni atomowych panelami słonecznymi i wiatrakami okazał się katastrofalny w skutkach.

- Diagnoza jest poważna. Strukturalne słabości niemieckiej gospodarki muszą zostać bezwzględnie rozwiązane – mówił jeszcze na początku roku ówczesny minister gospodarki i klimatu Robert Habeck.

- Naprawdę jest ważne, abyśmy weszli na ścieżkę wzrostu gospodarczego – wtórował mu na szczycie w Davos minister finansów Jörg Kukies.

Niemcy pół roku później

Sytuacja ekonomiczna była na tyle zła, że nawet słynący z politycznej stabilności Niemcy przedterminowo rozwiązali parlament i rozpisali nowe wybory. I choć wygrali je chadecy z CDU/CSU, to do nowego rządu weszli politycy z lewicowego SPD. Nowy-stary rząd kanclerza Friedricha Merza uzyskał wotum zaufania dopiero w drugim podejściu w Bundestagu, co jest sprawą bez precedensu w historii RFN.

Jak dotąd najważniejszą zmianą polityczną w Niemczech jest likwidacja kotwicy budżetowej, która chroniła kraj przed nadmiernym zadłużeniem publicznym. Niemcy postawili poświęcić jeden z filarów swojej polityki, jakim przez dekady była fiskalna odpowiedzialność. Dzięki odcięciu budżetowej kotwicy rząd RFN będzie mógł pożyczyć pieniądze na wydatki militarne oraz infrastrukturalne. Ekonomiści liczą, że ten impuls fiskalny – w postaci zwiększonych wydatków na zbrojenia – wyciągnie niemiecką gospodarkę z dołka.

Na razie owe wielkie pakiety fiskalne istnieją jednak głównie w wystąpieniach polityków i namacalny wpływ na realną gospodarkę będą miały zapewne za kilka kwartałów. Ale nawet bez nich widać, że w Niemczech coś wreszcie drgnęło. W I kwartale niemiecki PKB wzrósł o 0,4 proc. kw/kw po spadku o 0,2 proc. kwartał wcześniej. Była to najsilniejsza kwartalna zwyżka tego wskaźnika od prawie trzech lat, aczkolwiek wciąż oznaczała wynik ujemny w relacji rok do roku. Lecz więcej nadziei dają najnowsze, miękkie dane napływające zza naszej zachodniej granicy.

Pierwsze iskierki optymizmu wykrzesane zostały w badaniach menedżerów logistyki już na początku roku. Względem końcówki ubiegłego roku PMI dla niemieckiego przemysłu podniosło się z mocno recesyjnych 42,5 do 49 pkt odnotowanych w czerwcu. Był to najwyższy odczyt od 34 miesięcy, leżący już bardzo blisko granicy 50 pkt. Dopiero powyżej tej wartości PMI wskazuje na wzrost aktywności ekonomicznej w badanym sektorze. Po czerwcu niemiecki sektor wytwórczy znalazł się bardzo blisko ożywienia po trwającej aż trzy lata recesji.

- Wygląda na to, że niemiecki sektor przemysłowy może wreszcie wyjść zza zakrętu. Już czwarty miesiąc z rzędu produkcja delikatnie rośnie. Wprawdzie odczyt rzędu 49 pkt wciąż znajduje się na lekko recesyjnym terytorium, ale to z powodu takich czynników jak dalsze cięcie zatrudnienia. Zachęcający jest za to fakt, że znów rosną zamówienia, co nie może być przyczyną jedynie gromadzenia zapasów w obawie przed amerykańskimi cłami – ocenił dr Cyrus de la Rubia z Hamburg Commercial Bank.

Co prawda równolegle nieco pogorszyła się koniunktura w niemieckim sektorze usługowym, ale także w tym wypadku notowane odczyty są tylko nieznacznie niższe od 50 pkt I znacznie lepsze niż np. we Francji, gdzie czerwiec przyniósł nieoczekiwane i mocne pogorszenie koniunktury w badaniach PMI. Sugeruje to, że ożywienie wynika z przyczyn leżących wewnątrz Niemiec.

Potwierdzeniem tej hipotezy może być coraz bardziej zdecydowana poprawa nastrojów niemieckich menedżerów. W czerwcowym badaniu IFO były one najwyższe od kwietnia 2023 r., a więc od przeszło dwóch lat. Była to szósta z rzędu zwyżka tego wskaźnika, który jeszcze pod koniec ubiegłego roku szorował po mocno recesyjnych poziomach. Dość powiedzieć, że niżej niż w grudniu 2024 r. indeks Ifo znajdował się jedynie podczas pierwszej fali sanitarnych lockdownów z wiosny 2020 oraz podczas apogeum globalnej recesji po kryzysie finansowym na przełomie lat 2008/09.

Rzecz jasna wskaźnik ten pozostaje bardzo daleko od poziomów, które można uznać za optymistyczne. Ale już sama jego poprawa jest długo wyczekiwanym zjawiskiem. Byleby tylko nie powtórzyła się sytuacja sprzed roku czy dwóch, gdy równie dynamiczne zwyżki indeksu Ifo okazywały się krótkotrwałe. Teraz jednak jest nieco inaczej: wyraźnie w górę poszedł subindeks oczekiwań, podczas gdy ocena bieżącej koniunktury pozostała bardzo negatywna. A to idealna mieszanka na przyszłość.

Hossa na przekór wszystkiemu

Przez poprzednie dwa lata niemiecka gospodarka przechodziła bolesną restrukturyzację. Masowo padały średnie i mniejsze firmy, a giganci drastycznie cięli zatrudnienie. W samym tylko Volkswagenie ponad 20 tys. pracowników zgodziło się na wcześniejsze odejście z pracy. Kolejne 130 tys. zaakceptowało zamrożenie płac, co oznacza ich realny spadek. Niemiecka motoryzacja zaczęła się też przepraszać z prawami ekonomii, odchodząc od skrajnej wersji antyspalinowej rewolucji. Audi i Mecedes właśnie zadeklarowały, że przynajmniej do końca tej dekady nie odejdą od produkcji aut benzynowych. A jeszcze cztery lata temu szef Audi zapowiadał, że w 2025 r. taśmy produkcyjne opuści ostatnie spalinowe auto tej marki.

Warto dodać, że słabość niemieckiej gospodarki była kompletnie niewidoczna przez pryzmat niemieckiej giełdy. Indeks DAX jest dziś notowany dwukrotnie wyżej niż jesienią 2022 r. Od prawie trzech lat na parkiecie we Frankfurcie trwa silna hossa. Trzy tygodnie temu DAX ustanowił nowy rekord wszech czasów, wspinając się na wysokość 24 430 pkt Od początku roku czołowy indeks niemieckiej giełdy zyskał niemal 19 proc. po zwyżce o 19 proc. w roku ubiegłym i wzroście o ponad 20 proc. dwa lata temu. I to wszystko na przekór strukturalnym słabościom gospodarki, kłopotom branży motoryzacyjnej, wyższym stopom procentowym w strefie euro czy wojnom celnym prezydenta Donalda Trumpa.