Drogie taryfy syberyjskie

Jacek Zalewski
opublikowano: 2011-02-17 00:00

Gdy Komisja Europejska otwiera postępowanie przeciwko Polsce za jaką niezgodność z unijnym prawem, nie pachnie to niczym dobrym. Ale akurat dopisanie nas w środę do listy państw, od których Bruksela oczekuje renegocjacji ich umów lotniczych z Rosją, może wyjść nam tylko na dobre. Problem dotyczy aż siedemnastu państw członkowskich Unii Europejskiej. Polska umowa pochodzi z roku 2002 i przewiduje, że przeloty nad Syberią na Daleki Wschód będą możliwe dopiero po podpisaniu komercyjnego porozumienia między przewoźnikiem polskim (LOT) a rosyjskim (Aerofłot).

Unia Europejska problemu przelotów nad Syberią, którędy prowadzi najkrótsza i w praktyce jedyna opłacalna trasa do Chin czy Japonii, nie może rozwiązać od swego powstania w roku 1992. Bruksela twierdzi, że ściągane przez Rosję wysokie opłaty są nielegalne z punktu widzenia prawa międzynarodowego i radykalnie podnoszą koszty biletów. Kłania się tutaj głośna obecnie w Polsce z zupełnie innych powodów konwencja chicagowska. Przewoźnicy z Unii Europejskiej płacą rocznie za szlaki syberyjskie (jeden wiedzie nad Moskwą,

drugi nad Sankt Petersburgiem) blisko pół miliarda dolarów, trafiających głównie do Aerofłotu, czyli do biznesowej konkurencji! Dlatego bilet z Warszawy do Szanghaju przez Moskwę jest nieporównanie tańszy niż na przykład przez Helsinki.

Nasz narodowy przewoźnik jest w sytuacji jeszcze gorszej od zachodnich partnerów ze Star Alliance, albowiem obecnie w ogóle nie ma uprawnień do przelotu nad Syberią. Próba odnowienia przez LOT połączenia z Pekinem egzotyczną trasą okrężną skończyła się natychmiastową rejteradą. Rosja po prostu nie uznaje zasady, że wszyscy przewoźnicy unijni mają być traktowani jednakowo. Rosyjska selektywność rzecz jasna dotyczy nie tylko branży lotniczej, ale akurat w tej jest wyjątkowo widoczna.